poniedziałek, 6 grudnia 2021

JAK CHAZARSTWO NAS OKRADŁO

         ZADŁUŻENIE PAŃSTWA JES OKRUTNYM PODSTĘPEM I PRZESTĘPSTWEM


 Dług narodowy


Konsekwencją procesu zapoczątkowanego tzw. planem Balcerowicza był nie tylko upadek polskiego przemysłu i wyprzedaż najcenniejszych jego składników, przejęcie banków oraz mediów,  ale przede wszystkim narastające zadłużenie, w znacznej części wobec wierzycieli zagranicznych.


Dług odziedziczony po PRL (w połowie umorzony) został spłacony dopiero jesienią 2012 r. Jednak znacznie wcześniej zadbano, żeby kraj wpadł w nowe sidła zadłużenia, tym razem o charakterze systemowym. Dawało to gwarancję pogłębiającego się z roku na rok uzależnienia od wierzycieli.


Kwaśniewski i spółka odpowiedzialni za okrutne prawo

W 1997 r. uchwalono Konstytucję, prawo bankowe i ustawę o NBP. 


Stworzyły one ramy nowej architektury finansowej opartej na oprocentowanym pieniądzu dłużnym emitowanym przez prywatne banki komercyjne. Odtąd państwowy bank centralny nie miał prawa emitować pieniądza na potrzeby gospodarki, która zaczęła się podnosić po hekatombie pierwszych lat transformacji.


To prawo otrzymały (w większości niepolskie) prywatne banki komercyjne, które zaczęły nakręcać spiralę długu wewnętrznego.


Państwo nie mogąc korzystać z emisji własnego pieniądza, zostało zmuszone do kredytowania się w zagranicznych bankach i międzynarodowych instytucjach finansowych (podobnie jak za czasów Gierka).


Naturą narzuconego Polsce w 1997 r. systemu jest wykładniczy przyrost długu, który staje się szczególnym problemem, gdy tempo rozwoju gospodarki nie dorównuje wzrostowi zadłużenia.


W chwili obecnej (oficjalny) publiczny dług Polski jest wielokrotnie większy, niż u schyłku PRL. Zadłużenie sektora finansów publicznych osiągnęło ponad bilion złotych, z czego 80% to dług zagraniczny.


30% całości stanowi dług denominowany w walutach obcych, co generuje potężne ryzyko walutowe. Koszty obsługi zadłużenia (spłaty odsetek) stanowią mniej więcej równowartość rocznych wpływów budżetu państwa z tytułu podatku PIT (w zależności od roku: 30 – 40 mld zł).


Roczne koszty braku emisji własnego pieniądza, czyli przyczyny zadłużania się, są natomiast obliczane na kwotę 150 – 200 mld zł, czyli równowartości kilku dziur budżetowych.


W takiej sytuacji trudno wyobrazić sobie prowadzenie jakiejkolwiek suwerennej polityki gospodarczej czy zagranicznej, a zwłaszcza polityki niezgodnej z interesami wierzycieli.


Gdy nie będziemy dyspozycyjni i posłuszni, wystarczy obniżenie ratingu i wyprzedaż polskich obligacji skarbowych, żeby zachwiać popytem na nowe papiery (potrzeba rolowania długu) i spowodować problemy z płynnością finansową państwa.


Taka groźba wisi na głowami każdej ekipy rządowej w Warszawie niczym miecz Damoklesa.


Program wicepremiera Morawieckiego może jedynie sytuację uzależnienia pogłębić, ponieważ zakłada zwiększenie „ubankowienia”, czyli długu, zwolnienie z podatku bankowego obligacji skarbowych, wprowadzenie e-paragonu, wyeliminowanie z obrotu gotówki,  poparcie dla umów TTIP i CETA czy zwiększenie fiskalizmu (jednolity podatek i jednolity plik kontrolny).


Zwiększenie zadłużenia zawsze, prędzej czy później, skutkuje przykręceniem śruby podatkowej, która ma wycisnąć pieniądze potrzebne do spłaty wierzytelności.   Szczególnie absurdalny jest pomysł budowania polskiego kapitału przemysłowego w oparciu o zagraniczny kredyt.


Plan  Morawieckiego, z pozoru oparty na patriotyzmie gospodarczym, jest logiczną kontynuacją planu Balcerowicza, a przeciwstawianie ich sobie jest grubym nieporozumieniem.


Praktyka polityczna i historia III RP pokazuje, że dług jest podstawowym narzędziem zniewolenia i ekonomicznej dominacji. Fakt ten nie miał do tej pory potwierdzenia i opisu naukowego i był niestety tematem tabu a nie poważnej refleksji.


Bezsens zadłużania się Polski

Należy inaczej spojrzeć na przemiany, które dokonywały się w Polsce od 1989 r.  Widoczny jest bezsens zewnętrznego zadłużania się krajów rozwijających się, którym wmówiono, że oszczędności są konieczne dla inwestycji i rozwoju gospodarczego.


Oszczędności na początku transformacji było w Polsce, swoją drogą, sporo. Niestety zostały one wydrenowane przez plan Balcerowicza (poprzez rabunek dewiz i inflację) otwierając pole dla kapitału zagranicznego. Pojawił się więc argument o potrzebie finansowania rozwoju długiem zewnętrznym.


Ta filozofia pokutuje niestety do dzisiaj, skazując kraj na archaiczne i przeciwskuteczne modele wzrostu (plan Morawieckiego).


Nieporozumienie polega na tym, że kredyt i kapitał pochodzący z Zachodu jest pieniądzem fikcyjnym, wykreowanym w sektorze bankowym (również ten kreowany przez zachodnie banki w Polsce).


Spełnia jednak swoją funkcję transakcyjną, ponieważ brak jest suwerennego, emitowanego w kraju, środka płatniczego.


Niesie to wiele negatywnych konsekwencji ekonomicznych:


Utrwala patologiczną sytuację istnienia 40% luki nabywczej, która zmusza społeczeństwo do zadłużania się. Luka nabywcza to dysproporcja między wielkością PKB a popytem wynikającym głównie z dochodów generowanych w kraju. Dochody osiągane przez obywateli nie wystarczają na wykupienie owoców ich własnej pracy – 40% dóbr i usług powstających w Polsce.

Skazuje państwo, społeczeństwo i przedsiębiorców na dźwiganie garba odsetkowego (pieniądz jest długiem).

Podnosi znacząco ceny w różnych segmentach rynku (np. w budownictwie mieszkaniowym udział odsetek w cenie metra kw. dochodzi do 70%).

Wzmaga fiskalizm, ponieważ państwo musi spłacać odsetkowy dług, a jedynym źródłem środków na spłaty są podatki.

Powoduje drenaż krajowych zasobów i bezustanną ucieczkę realnego kapitału za granicę (transfer odsetek i dywidend banków, funduszy inwestycyjnych oraz zysków innych firm zagranicznych w Polsce).

Stwarza poważne zagrożenie kursowe, ponieważ zagraniczne długi są w znacznej części denominowane w walutach obcych, a na rynku wewnętrznym sprzedawane są kredyty indeksowane do walut i instrumenty pochodne dla przedsiębiorstw, np. opcje walutowe. Można więc bez żadnej przesady stwierdzić, że wszyscy jesteśmy „frankowcami”.

Zadłużenie jest okrutnym podstępem wobec krajów rozwijających się

w wielu, jeśli nie w większości przypadków, sytuacja tych krajów byłaby lepsza, gdyby w ogóle nie brały pożyczek z zagranicy.


Podstęp ten polegał m.in. na tym, że pieniądze, które stworzyły problem globalnych długów nigdy nie weszły na rynki krajów rozwijających się.


Podobny mechanizm występuje, gdy NBP emituje pieniądz bazowy. Następuje to w oparciu o rezerwy walutowe, za które równocześnie kupuje obligacje dolarowe czy eurowe (obligacje stanowią ponad 80% rezerwy). W ten sposób waluty wracają do miejsca pochodzenia.


Innym przykładem są dotacje unijne. Za brukselskie euro również dokonuje się zakupu obligacji państw zachodnich. Więc i w tym przypadku waluta wraca do miejsca pochodzenia, a w oparciu o aktywa w postaci obligacji emituje się złotówkę.


Analogiczna sytuacja ma miejsce, gdy rząd sprzedaje obligacje denominowane w walutach. Efekt jest taki, że aby emitować (z resztą w bardzo ograniczonej ilości) własny pieniądz należy zostać, na bardzo niekorzystnych warunkach, wierzycielem państw zachodnich.


Różnica w oprocentowaniu polskich i zagranicznych papierów skarbowych powoduje, że rocznie tracimy z tego tytułu ok. 10 mld zł. Można powiedzieć, że waluty, poprzez instytucję rezerwy banku centralnego, spełniają funkcję swego rodzaju kagańca emisji suwerennego pieniądza.


Dolary, które stworzyły problem długów Trzeciego Świata, nigdy nawet nie weszły na rynek tych kredytowanych krajów. Gdy te waluty są wymieniane przez kraje rozwijające się na krajowe waluty, skutkuje to jedynie wzrostem kredytu tworzonego przez krajowy system bankowy, denominowanego w walucie narodowej. Jest to jednak coś, co kraj rozwijający się może zorganizować bez konieczności pożyczania z zagranicy w ogóle.


Tak więc rada, aby pożyczać z zagranicy była udzielana głównie przeciwko interesom krajów rozwijających się: naraziła ona te kraje na ryzyko kursu walut zagranicznych, co często prowadziło do wzrostu długu i nadmiernego odpływu odsetek od wszelkich otrzymanych pożyczek. Doprowadziło to do takich „rozwiązań” tego problemu, jak zamiana długu na akcje, i przekazywanie majątku narodowego zagranicznym kredytodawcom.


Dodajmy, że ta zamiana, co widać na historycznym przykładzie Polski, nie była tylko logiczną konsekwencją wpadnięcia w spiralę długu, ale celowym i zaplanowanym z premedytacją działaniem.


Możny w tym miejscu zapytać:


dlaczego o dłużnym neokolonializmie tak niewiele się mówi i pisze?


Dlaczego tak mało ludzi ma jego świadomość?


Dlaczego społeczne rozumienie kwestii pieniądza uległo pogorszeniu, a nauki ekonomiczne nie tylko nie zrobiły postępu, ale w ostatnim stuleciu uwsteczniły się?


Piotr Robert Jankowski z niss.org.pl


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

  Czy Żydzi naprawdę rządzą światem? To pytanie rozgrzewa zawsze do czerwoności, uaktywniając szczególnie zaciekłych antysemitów, jak i zaja...