wtorek, 31 października 2023

 

Samochody elektryczne nie są takie świetne


Prezes i były dyrektor generalny Toyoty, Akio Toyoda, powiedział w tym tygodniu reporterom na targach motoryzacyjnych w Japonii, że malejący popyt na pojazdy elektryczne (EV) jest oznaką, że ludzie budzą się i uświadamiają sobie, że pojazdy elektryczne nie są złotym środkiem dla rozwiązania rzekomych problemów związanych z emisją dwutlenku węgla, za jakie często się je uważa.

„Ludzie w końcu ujrzeli rzeczywistość w kwestii technologii pojazdów elektrycznych” – powiedział dziennikarzom pan Toyoda przed targami Japan Mobility Show w Tokio w tym tygodniu, występując jako szef Japońskiego Stowarzyszenia Producentów Samochodów, organizatora wydarzenia. Toyoda, od dawna sceptyczny co do szybkiego wprowadzenia pojazdów elektrycznych na rynek, ustąpił w tym roku ze stanowiska dyrektora generalnego Toyoty w odpowiedzi na krytykę, że nie traktował wystarczająco poważnie kwestii szybkiego przejścia na samochody z napędem elektrycznym.

Zapytany przez reporterów salonu samochodowego o przemyślenia na temat spadku popytu na pojazdy elektryczne, Toyoda odpowiedział, że to usprawiedliwia jego niechęć. „Istnieje wiele sposobów, osiągnięcia neutralności pod względem emisji dwutlenku węgla” – powiedział, sugerując, że konsumenci w końcu budzą się z marzeń forsowanych przez alarmistów związanych ze zmianami klimatycznymi, którzy stawiają pojazdy elektryczne na piedestale i wyolbrzymiają ich zalety, jednocześnie bagatelizując wady. Jego uwagi pojawiły się po spowolnieniu wzrostu popytu na pojazdy elektryczne na różnych rynkach, co skłoniło niektóre firmy do wycofania planów elektryfikacji.

Firma Canalys szacuje, że globalna sprzedaż pojazdów elektrycznych wzrosła w pierwszej połowie tego roku o 49 procent, w porównaniu z ubiegłorocznym tempem wzrostu wynoszącym 63 procent.

Honda i General Motors ogłosiły w środę, że rezygnują z wartego 5 miliardów dolarów planu wspólnego opracowania pojazdów elektrycznych, natomiast GM poinformował we wtorek, że spowalnia strategię elektryfikacji. GM „hamuje przyspieszenie produkcji pojazdów elektrycznych, aby chronić nasze ceny, dostosować się do wolniejszego wzrostu popytu w najbliższej przyszłości i wdrożyć zmiany inżynieryjne, które poprawią zyski” – powiedział dyrektor finansowy GM Paul Jacobson 24 października i ujawnił, że tygodniowy strajk zrzeszonych w związkach pracowników branży motoryzacyjnej kosztował firmę już 800 milionów dolarów, a liczba ta wciąż rośnie.

Na początku tego miesiąca Ford ogłosił, że tymczasowo ograniczy jedną z trzech zmian w fabryce produkującej elektryczny pickup F-150 Lightning. „Popyt na pojazdy elektryczne w przyszłym roku może być niższy od oczekiwań” – ostrzegł w środę Lee Chang-sil, dyrektor finansowy południowokoreańskiego producenta baterii LG Energy Solution.

Sekretarz transportu Pete Buttigieg, który pomaga administracji Bidena w forsowaniu sprzedaży pojazdów elektrycznych, niedawno przyznał się, że ma problemy ze znalezieniem niezawodnych stacji ładowania. Jego stwierdzenie nastąpiło po tym, jak agencja federalna, którą kieruje, ogłosiła przeznaczenie 100 milionów dolarów na stacje ładowania pojazdów elektrycznych.

Uwagi Toyody wygłoszone podczas wystawy samochodowej kontrastują z przemówieniem na rzecz promowania pojazdów elektrycznych wygłoszonym przez obecnego dyrektora generalnego i prezesa Toyoty, Koji Sato. Sato przemawiał 25 października na konferencji prasowej podczas Japan Mobility Show, rozpoczynając swoją prezentację od promowania pojazdów elektrycznych, powiedział, że aby zrealizować „naszą wizję pojazdów elektrycznych zasilanych akumulatorami”, Toyota „powróci do podstawowych zasad produkcji samochodów”, aby przezwyciężyć znane wady pojazdów elektrycznych, takie jak ograniczony zasięg jazdy. Wskazał na oczywiste zalety pojazdów elektrycznych, a mianowicie niższy środek ciężkości i bardziej przestronne wnętrze, nazywając to „wartością, jaką mogą zaoferować tylko pojazdy elektryczne z akumulatorem”.

Choć niższy środek ciężkości i bardziej przestronne wnętrza będą prawdopodobnie mile widziane przez niektórych kierowców, jeśli producenci samochodów nie wymyślą, jak przezwyciężyć „niepokój związany z zasięgiem”, może się okazać, że popularność pojazdów elektrycznych będzie nadal spadać. Głównym zmartwieniem Amerykanów rozważających zasadność przejścia na pojazd elektryczny jest lęk przed zasięgiem, czyli strach przed jazdą pojazdem elektrycznym i utratą mocy bez możliwości znalezienia portu ładowania.

Niedawne badanie przeprowadzone przez American Automobile Association (AAA) wykazało, że zasięg pojazdów elektrycznych może spaść nawet o jedną czwartą, gdy pojazd jedzie z dużym obciążeniem.

Opracowanie: Andrzej Kumor
Zdjęcie: andreas160578 (CC0)
Na podstawie: TheEpochTimes.com
Źródło: Goniec.net

 

Izrael zezwoli państwu zabijać swych obywateli?


Rząd ma przedstawić nowe środki, które pozwolą policji na użycie ostrego ognia przeciwko obywatelom Izraela, którzy blokują drogi lub wjazdy do miast podczas „wojny na wielu frontach”, donosi publiczny nadawca Kan.

Policja będzie potrzebowała jedynie zgody wyższego rangą oficera przed otwarciem ognia zgodnie z rozluźnionymi przepisami, informuje Kan, dodając, że prokurator generalny Gali Baharav-Miara zgodził się na przyspieszenie prac nad ustawą, która była forsowana przez skrajnie prawicowego ministra bezpieczeństwa narodowego Itamara Ben Gvira na początku tego roku.

Zdjęcie: אלון נוריאל (CC BY-SA 3.0)
Źródło zagraniczne: TimesOfIsrael.com
Źródło polskie: BabylonianEmpire.wordpress.com

 

Ukraińcy przejmą władzę w polskich miastach?


Gościem Marka Skowrońskiego w telewizji wRealu24 był poseł-elekt Konfederacji i jeden z członków Rady Liderów Włodzimierz Skalik. Polityk Konfederacji Korony Polskiej wskazywał na zagrożenia, jakie niesie ze sobą duża liczba Ukraińców w Polsce.

Prowadzący program zwrócił uwagę, że „do sądów przyjmowani są już obywatele Ukrainy jako pracownicy”. „To jest cały pakiet problemów” – zwrócił uwagę Skalik. „Władze Ukrainy, wpływowe osoby Ukrainy, już nie ukrywają, że zamierzają wykorzystać tę dużą liczbę Ukraińców, która napłynęła do Polski, jako siły politycznej, która będzie oddziaływała na działalność publiczną w Polsce w interesie Ukrainy” – wskazał poseł.

„Jestem pełen podziwu dla tej dbałości o interesy Ukrainy, Ukraińców, tych osób, które reprezentują to państwo. Nasi władcy powinni czerpać wzorce z tej asertywności i powinniśmy możliwie niezwłocznie spowodować, by podnieść poprzeczkę w nabywaniu obywatelstwa przez m.in. Ukraińców, ponieważ prawa wyborcze, które oni zamierzają niebawem uzyskać i je bardzo efektywnie wykorzystać, stanowią bardzo poważne zagrożenie dla nas, dla polskiej społeczności” – zaznaczył.

„Będzie niezła próba już w trakcie wyborów samorządowych, gdzie regulacje Unii Europejskiej powodują, że w wyborach samorządowych nie trzeba mieć obywatelstwa polskiego, by w nich uczestniczyć. Wystarczy zamieszkiwać na tym obszarze” – wyjaśnił. „W związku z tym w wielu miastach (…) udział populacji ukraińskiej stanowi między 20 a 30 procent. Jeżeli oni sformułują również jakąś swoją formację polityczną, będą z całą pewnością wyjątkowo zdyscyplinowani, wyjątkowo aktywni i możemy być świadkami sytuacji, gdzie w ważnych miastach w Polsce władzę przejmą obywatele obcego państwa” – dodał Skalik.

Autorstwo: MM
Na podstawie: BanBye.com, wRealu24
Źródło: NCzas.info

 

Kaczyński chciał w grudniu przekazać władzę i namaścić następcę?


W przestrzeni medialnej pojawiły się pogłoski, że Jarosław Kaczyński planował w grudniu przekazać władzę w Prawie i Sprawiedliwości swojemu następcy. Jego plany pokrzyżowały jednak przegrane wybory.

O tym, że Jarosław Kaczyński poważnie myśli o emeryturze, mówi się przynajmniej od roku. Sam prezes PiS kilkukrotnie mówił, że to najpewniej ostatnie wybory, w których startuje. Okazuje się, że prezes Prawa i Sprawiedliwości najprawdopodobniej jeszcze w tym roku chciał się zrzec władzy w partii.

Kto miałby być jego pomazańcem? Według doniesień medialnych prezes na swoim stanowisku widział Mateusza Morawieckiego. „Gdybyśmy wygrali wybory parlamentarne tak, żeby rządzić, a później prezydenckie, to Jarosław Kaczyński przeprowadzałby proces sukcesji. Teraz musi jednak zostać na stanowisku, żeby partia się nie rozpadała” – mówi w rozmowie z portalem Wprost.pl ważny polityk Zjednoczonej Prawicy.

Rozmówca portalu dodaje, iż ma świadomość, że nadchodzące wybory samorządowe będą szczególnie trudne dla obozu Prawa i Sprawiedliwości. Jego zdaniem PiS powinno utrzymać władzę w sześciu sejmikach wojewódzkich. Może to być trudne, bo partia Kaczyńskiego liczy się z tym, że dolnośląskie może stracić jeszcze przed wyborami.

Autorstwo: SG
Na podstawie: Wprost.pl
Zdjęcie: Piotr Drabik (CC BY 2.0)
Źródło: NCzas.info

 

„Cukierek albo psikus” ma chrześcijańskie korzenie


Jak co roku przed 31 października wielu duchownych i świeckich przestrzega przed obchodzeniem tego dnia na anglosaską modłę. Halloween może być z punktu widzenia Kościoła duchowo niebezpieczne, co nie oznacza, że katolikowi w ogóle nie wolno obchodzić wigilii Wszystkich Świętych, bo w przeszłości ten dzień świętowano, a niektóre chrześcijańskie tradycje niesłusznie kojarzą się dziś z amerykańską popkulturą.

Samo święto ma korzenie jeszcze w neolicie i wywodzi się z pogańskich wówczas Wysp Brytyjskich i wierzeń celtyckich. Na terenach irlandzkich nazywano je Samhain („koniec lata”), walijskich – Nos Galan Gaeaf („wieczór zimowy”), anglosaskich – Blodmonath („krwawy miesiąc”). W tym czasie kultywowano demoniczne rytuały, a druidzi składali ofiary – także z ludzi.

Od czasów druidów aż do XIX wieku pogańskiego święta nie nazywano wcale Halloween, lecz po irlandzku – Samhain. Co ciekawe – święta związane z kultem zmarłych obchodzono w podobnym momencie w roku także w innych kulturach. Wspomnieć tu można choćby słowiańskie Dziady.

SKĄD WZIĘŁA SIĘ NAZWA HALLOWEEN?

Skąd jednak wzięła się nazwa Halloween? Otóż ma ona jak najbardziej chrześcijańskie korzenie. Na początku nazwa ta brzmiała All Hallows’ Even (Wigilia Wszystkich Świętych). Później przeszła typową w języku angielskim drogę, czyli została skrócona.

Tak jest – po 835 roku Halloween było świętem jak najbardziej chrześcijańskim. Kościół nieprzypadkowo przesunął Wszystkich Świętych na 1 listopada – chodziło o to, by „ochrzcić” pogańskie święto.

Tę praktykę Kościół stosował zresztą bardzo często. Bardzo długo obchodzenie Halloween nie miało nic wspólnego z okultyzmem (tak jak zaadaptowane pogańskie zwyczaje na Boże Narodzenie nie mają dziś nic wspólnego z germańskimi demonami).

HALLOWEEN DZIŚ, CZYLI POMIESZANIE Z POPLĄTANIEM

Dziś znów świętowanie Halloween bardziej przypomina pogańskie zwyczaje z czasów brytyjskich plemion – jest mrok, demony, wiedźmy i rzadko pamięta się w tym dniu o zmarłych. „Mroczna” lub raczej „popkulturowa” strona przywłaszczyła sobie też nazwę.

Warto jednak rozróżnić, które elementy – nawet te popularne dziś w USA – mają rodowód pogański, a które chrześcijański.

Pogańskie jest na pewno drążenie dyń i wycinanie z nich straszydeł – choć w czasach druidów używano rzep. I to w zasadzie jedyna tradycja halloweenowa, która na 100 proc. ma niechrześcijańskie korzenie.

Z wierzeń celtyckich może wywodzić się także przebieranie się za potwory (w czasach pogańskich złowieszcze maski nosili jednak wyłącznie kapłani). Po epidemii Czarnej Śmierci przebieranie się praktykowali jednak w tym październikowo-listopadowym okresie również francuscy katolicy, którzy upodobali sobie motyw danse macabre (diabeł prowadzący korowód ludzi – papieży, królów, kobiety, rycerzy, mnichów, chłopów, trędowatych itd. – do grobu) – trudno więc powiedzieć od kogo przejęto ten zwyczaj.

Chrześcijańskie korzenie ma natomiast na pewno zwyczaj „cukierek albo psikus”, polegający na tym, że dzieci chodzą od domu do domu i zbierają słodycze. To zwyczaj wywodzący się z Anglii i z początku nazywał się „souling”.

Polegał na tym, że biedne dzieci chodziły od domu do domu i śpiewały modlitwy za dusze zmarłych – gospodarze w nagrodę częstowali je łakociami.

Czasami dzieci przebierały się za postaci świętych – nawiązując do tej tradycji w niektórych szkołach próbuje się zastąpić obchody Halloween Balami Wszystkich Świętych.

JAK HALLOWEEN STAŁO SIĘ NA POWRÓT MROCZNE?

Winowajców jest dwójka – protestantyzm i kultura amerykańska. Protestantyzm pozbawił Halloween chrześcijańskiego wydźwięku prostym sposobem – skoro ludzie przestali wierzyć w Czyściec, to idea modlenia się za zmarłych i w ogóle świąt ku czci tych, co odeszli, straciła sens. Pozostały więc jedynie pogańskie zwyczaje.

Kultura amerykańska – szczególnie w XX wieku – przyczyniła się natomiast do powrotu do mrocznego obchodzenia tego święta. Amerykańska fascynacja okultyzmem podsycana przez elity, których członkowie często należeli do stowarzyszeń typu masoneria, sprzyjały temu, by powrócić do wiedźm, wampirów i wilkołaków.

Amerykanie nigdy nie byli też kulturą katolicką, więc u nich te święta (z racji braku wiary w czyściec) nigdy nie miały charakteru religijnego. Dziś natomiast to właśnie USA kształtuje kulturę światową – dlatego to właśnie amerykański sposób na obchodzenie Halloween wygrywa na całym globie, a że jest to sposób nawiązujący często do okultyzmu, to trudno się dziwić Kościołowi, że ostrzega przez kopiowaniem tego, co dzieje się w USA.

Autorstwo: SG
Ilustracje: RampantRook (CC0), dipakpatel_in (CC0), Hansuan_Fabregas (CC0), StoryTaler (CC0)
Źródło: NCzas.com

 

Dokument o przymusowym wysiedleniu ludności Strefy Gazy


„Masowa migracja ludności ze stref walk jest efektem naturalnym i koniecznym” – Minister wywiadu Gila Gamliel, 3 października 2023 r.

Oficjalny dokument Ministerstwa Wywiadu zaleca, aby siły bezpieczeństwa przeprowadziły pełny transfer wszystkich mieszkańców Strefy Gazy do Synaju Północnego, jako preferowaną opcję spośród trzech oferowanych alternatyw dotyczących przyszłości Palestyńczyków w Strefie na koniec wojny. Istnienie dokumentu nie musi oznaczać, że zawarte w nim zalecenia są uwzględniane przez system bezpieczeństwa. Pomimo swojej nazwy Ministerstwo Wywiadu nie jest odpowiedzialne za żaden organ wywiadu, ale samodzielnie przygotowuje badania i dokumenty programowe, które są rozdawane do wglądu rządowi i organom bezpieczeństwa, ale nie są dla nich wiążące. Roczny budżet urzędu wynosi około 25 milionów NIS, a jego wpływ uważa się za stosunkowo niewielki.

Dokument zaleca, aby Izrael podjął działania „ewakuujące ludność Gazy na Synaj” w czasie wojny: założył tam miasta namiotowe i nowe miasta na północnym Synaju, które pomieszczą deportowaną ludność, a następnie „utworzył kilkukilometrową strefę buforową w Egipcie i nie pozwolił ludności na powrót do działalności lub zamieszkania w pobliżu granicy z Izraelem”. Jednocześnie inne kraje a przede wszystkim USA, muszą zostać zaangażowane do wdrożenia tego posunięcia.

Dziesięciostronicowy dokument ma datę 13 października i opatrzony jest logo Ministerstwa Wywiadu, na czele którego stoi minister Gila Gamliel z Likudu. Urzędnik Ministerstwa Wywiadu potwierdził „Local Talk”, że jest to autentyczny dokument, który został przekazany do służb bezpieczeństwa w imieniu Wydziału Politycznego Ministerstwa i „nie miał dotrzeć do mediów”.

Dokument jednoznacznie i wyraźnie zaleca przeprowadzenie transferu ludności cywilnej z Gazy jako pożądanego wyniku wojny. W tym tygodniu o jego istnieniu doniesiono w „Kalcalist”, a tutaj opublikowano go w całości. Plan transferów podzielony jest na kilka etapów: w pierwszym etapie ludność Gazy musi zostać „przemieszczona na południe”, zaś ataki Sił Powietrznych skupią się na północnej części Strefy Gazy. W drugiej fazie rozpocznie się interwencja lądowa w Gazie, co doprowadzi do okupacji całego pasa, od północy do południa, i „oczyszczenia podziemnych bunkrów z bojowników Hamasu”. W tym samym czasie, gdy Strefa Gazy zostanie okupowana, obywatele Gazy przeniosą się na terytorium Egiptu, opuszczą Strefę i nie będą mogli wrócić do niej na stałe. „Ważne jest, aby pasy ruchu w kierunku południowym pozostały zdatne do użytku, aby umożliwić ewakuację ludności cywilnej w kierunku Rafah” – stwierdza dokument.

Według urzędnika Ministerstwa Wywiadu, za tymi zaleceniami stoi personel Ministerstwa. Źródło podkreśliło, że opracowania ministerstwa „nie opierają się na wywiadzie wojskowym” i służą jedynie jako podstawa do dyskusji w rządzie.

W dokumencie proponuje się przeprowadzenie kampanii wśród obywateli Gazy, która „zmotywuje ich do wyrażenia zgody na plan” i skłoni do rezygnacji ze swoich ziem. „Przekaz powinien koncentrować się wokół utraty ziemi, to znaczy wyjaśniać, że nie ma już nadziei na powrót na terytoria, które Izrael będzie okupował w najbliższej przyszłości, niezależnie od tego, czy jest to prawda, czy nie. „Allah zadbał o to, abyście stracili tę ziemię z powodu przywództwa Hamasu – nie ma innego wyjścia, jak przenieść się w inne miejsce z pomocą Waszych muzułmańskich braci” – czytamy w dokumencie. Ponadto napisano, że rząd musi poprowadzić kampanię publiczną, która będzie promować w świecie zachodnim tę inicjatywę „w sposób, który nie podżega przeciwko Izraelowi i nie oczernia Izraela”, w której deportacja ludności z Gazy zostanie przedstawiona jako posunięcie konieczne z humanitarnego punktu widzenia, co zyska poparcie świata, ponieważ doprowadzi do „mniejszej liczby ofiar wśród ludności cywilnej w porównaniu z szacowaną liczbą ofiar wojny”.

W dokumencie stwierdza się również, że Stany Zjednoczone powinny zostać zaprzężone do realizacji tego posunięcia, aby wywrzeć presję na Egipt, by przyjął mieszkańców Gazy, oraz aby zaprzągł inne kraje, w szczególności Grecję, Hiszpanię i Kanadę, do pomocy w przyjmowaniu i osiedlaniu uchodźców, którzy zostaną ewakuowani ze Strefy Gazy.

W zeszłym tygodniu „Instytut Meshgav”, prawicowy instytut badawczy kierowany przez Meira Ben Shabata, bliskiego współpracownika Netanjahu i byłego szefa Zgromadzenia Narodowego, opublikował stanowisko, w którym w podobny sposób wzywał do przymusowych przesiedleń ludności z Gazy na Synaj. Instytut niedawno usunął publikację z Twittera po tym, jak spotkała się z ostrymi reakcjami międzynarodowymi. Co ciekawe, usunięte opracowanie zostało napisane przez Amira Weitmana, działacza Likudu, a także współpracownika minister Gili Gamaliel w Ministerstwie Wywiadu. Weitman przeprowadził niedawno wywiad z członkiem Knesetu Arielem Kellnerem z Likudu, który miał u powiedzieć, że „rozwiązanie, które proponujesz, polegające na przeniesieniu ludności do Egiptu, jest rozwiązaniem logicznym i koniecznym”.

[…] Szanse na realizację takiego planu, który równa się czystce etnicznej w Gazie, są pod wieloma względami zerowe. Prezydent Egiptu Abdel Fattah al-Sisi oświadczył niedawno, że zdecydowanie sprzeciwia się otwarciu przejścia granicznego w Rafah w celu wchłonięcia ludności cywilnej z Gazy. Powiedział, że przesiedlenie Palestyńczyków z Gazy na Synaj zagroziłoby pokojowi Izraela z Egiptem i ostrzegł, że doprowadzi to do izraelskich ataków na terytorium Egiptu. Sam Al-Sisi zaproponował jednak kilka lat temu rozszerzenie terytorium Strefy Gazy na Synaj i utworzenie tam niepodległego państwa palestyńskiego, co zostało całkowicie odrzucone przez palestyńskiego prezydenta Mahmouda Abbasa. Plan w podobnym duchu prezentowali w przeszłości także inni izraelscy urzędnicy i również nie przerodził się w realną dyskusję.

W związku z tą trudnością w dokumencie stwierdza się, że Egipt będzie miał „na mocy prawa międzynarodowego obowiązek zezwolenia na przepływ ludności” oraz że Stany Zjednoczone mogą przyczynić się do tego posunięcia, wywierając „nacisk na Egipt, Turcję, Katar, Arabię ​​Saudyjską oraz Emiraty żądając wkładu w tę inicjatywę w postaci zasobów lub przyjęcia wysiedleńców”. W dokumencie proponuje się przeprowadzenie dedykowanej kampanii publicznej, skierowanej do świata arabskiego, do krajów takich jak Arabia Saudyjska, Maroko, Libia i Tunezja, „w której przesłanie pomocy dla braci palestyńskich jest zawarte nawet za cenę tonu, który beszta lub obraża Izrael”. Wreszcie napisano, że „masowa migracja” ludności ze stref walk jest „naturalnym i koniecznym skutkiem”, który miał miejsce także w Syrii, Afganistanie i na Ukrainie i że dopiero deportacja ludności będzie „właściwą reakcją, która będzie pozwolić na stworzenie znaczącego środka odstraszającego w całym regionie”.

Dokument przedstawia dwie inne alternatywy dotyczące obywateli Gazy po wojnie. Pierwszym jest import rządów Autonomii Palestyńskiej do Gazy, a drugim jest rozwój kolejnych lokalnych rządów arabskich jako alternatywy dla Hamasu. Twierdzi się, że obie alternatywy nie są pożądane ze strategicznego punktu widzenia Państwa Izrael i nie zapewnią wystarczająco odstraszającego przesłania, szczególnie wobec Hezbollahu w Libanie.

Autorzy opracowania twierdzili, że wprowadzenie Autonomii Palestyńskiej do Gazy jest „najniebezpieczniejszą alternatywą” z całej trójki, ponieważ mogłoby „doprowadzić do ustanowienia państwa palestyńskiego”. „Podział pomiędzy ludnością palestyńską w Yosh i Gazie jest dziś jedną z głównych przeszkód na drodze do ustanowienia państwa palestyńskiego. „Nie jest możliwe, aby rezultatem tego ataku (masakry dokonanej przez Hamas 7 i 11 października) było bezprecedensowe zwycięstwo palestyńskiego ruchu narodowego i utorowanie drogi do ustanowienia państwa palestyńskiego” – czytamy w dokumencie.

W dokumencie stwierdza się, że oczekuje się, że model izraelskich rządów wojskowych i cywilnych rządów AP, jaki istnieje na Zachodnim Brzegu, w Gazie się nie powiedzie. „Nie ma sposobu na utrzymanie skutecznej okupacji wojskowej w Gazie jedynie w oparciu o obecność wojskową, bez osadnictwa. W krótkim czasie pojawi się wewnętrzne izraelskie i międzynarodowe żądanie wycofania się”. Twórcy dokumentu dodali, że w takiej sytuacji Państwo Izrael „będzie uważane za potęgę kolonialną z armią okupacyjną”.

Ostatnia alternatywa, utworzenie lokalnego przywództwa arabskiego w miejsce Hamasu, zgodnie z tym, co napisano w dokumencie, nie jest pożądana, ponieważ nie ma lokalnych ruchów opozycji wobec Hamasu, a nowe kierownictwo może być bardziej radykalne. „Prawdopodobnym scenariuszem nie jest zmiana percepcji ideologicznej, ale powstanie nowych, być może nawet bardziej ekstremalnych ruchów islamistycznych” – stwierdza się w odniesieniu do tej alternatywy.

Wreszcie twierdzi się, że jeśli ludność Gazy pozostanie w Strefie, podczas spodziewanej okupacji Gazy zginie „wiele Arabów”, co zaszkodzi międzynarodowemu wizerunkowi Izraela jeszcze bardziej niż deportacja ludności. Z tych wszystkich powodów Ministerstwo Wywiadu zaleca wspieranie przeniesienia wszystkich obywateli z Gazy na Synaj.

Tłumaczenie i opracowanie: Andrzej Kumor
Źródło zagraniczne: Mekomit.co.il
Źródło polskie: Goniec.net

poniedziałek, 30 października 2023

 

Umizgi i konsultacje programowe


W „Rzeźni numer 5” Kurt Vonnegut użył ciekawego porównania; po orgazmie zwycięstwa mamy rodzaj łagodnej gry miłosnej, która nazywa się “przeczesywaniem terenu”. Myślę, że odnosi się ono nie tylko do batalii militarnych, ale również – politycznych. Po wyborach, które można porównać do kulminacyjnego momentu bitwy, po orgazmie zwycięstwa, prawdziwego lub udawanego, nadchodzi łagodna gra miłosna w postaci umizgów „programowych”, no i konsultacji, które właśnie rozpoczął pan prezydent.

Zaczął od spotkania z PiS-em, a następna w kolejce była Koalicja Obywatelska, której trzon stanowi Volksdeutsche Partei, a wokół niej krążą „stronnictwa sojusznicze”. Jednocześnie trwają pokątne starania o przeciągnięcie na jedną lub drugą stronę Trzeciej Nogi, to znaczy, pardon – oczywiście Trzeciej Drogi.

Te freudowskie pomyłki biorą się chyba ze wspomnień z czasów prezydentury Kukuńka. Jak pamiętamy, najpierw wspierał on prawą nogę, potem lewą, a w końcu został między nogami, czyli czymś w rodzaju „trzeciej nogi”. Pan minister Czarnek właśnie powiedział, że jakieś rozmowy „trwają”. Może i „trwają”, bo czemu nie – ale z drugiej strony właśnie został ogłoszony skład „gabinetu cieni” z charyzmatycznym Donaldem Tuskiem jako premierem.

Ten „gabinet cieni” został ogłoszony chyba trochę na wyrost, bo – jak wiadomo, pan prezydent ma 30 dni od dnia wyborów na zwołanie pierwszego posiedzenia nowego Sejmu. Potem komuś – prawdopodobnie komuś z PiS – powierzy misję tworzenia rządu. Ten ktoś będzie miał 14 dni na ogłoszenie Sejmowi jego składu, a Sejm albo udzieli mu votum zaufania, albo nie. Jeśli PiS-owi uda się przeciągnąć na swoją stronę Trzecią No… – to znaczy, pardon; nie żadną Trzecią Nogę, tylko oczywiście – Trzecią Drogę, to wtedy votum zaufania wydaje się bardzo prawdopodobne. Jeśli nie – to następny ruch należy do pana prezydenta, który może zaproponować Sejmowi własny rząd – na przykład złożony z tzw. „fachowców spoza Sejmu”. Precedens już był w postaci rządu pana premiera Marka Belki, do którego nie przyznawało się żadne ugrupowanie parlamentarne – a on rządził, jak-gdyby-nigdy-nic. No, ale pan Marek Belka miał aż dwa pseudonimy operacyjne, co wiele wyjaśnia. Jeśli jednak Sejm w zuchwałości swojej tę propozycję odrzuci i votum zaufania takiemu rządowi nie udzieli, to wtedy sam musi przeforsować jakiś rząd i udzielić mu votum zaufania, bo jak nie, to prezydent rozwiązuje ten cały Sejm i rozpisuje nowe wybory.

Opozycja skupiona wokół Donalda Tuska i Volksdeutsche Partei już nie może się doczekać, kiedy wreszcie dorwie się do władzy. Nietrudno ich zrozumieć; 8 lat ścisłego postu robi swoje, a tu konfitury władzy już-już w zasięgu ręki. Dlatego apelują do pana prezydenta, by nie czekał 30 dni, tylko zwołał Sejm natychmiast – ale jak dotąd prezydent jest głuchy na te wołania i solennie celebruje konstytucyjne procedury, a nawet zwyczaje.

Inna rzecz, że tego „gabinetu cieni” nie musimy brać na serio. Jak bowiem pamiętamy, w roku 2007 Platforma Obywatelska też miała „gabinet cieni”. Kogóż tam nie było! Kiedy jednak przyszło do tworzenia rządu, to z tego całego „gabinetu” stanowiska swoje objęły tylko dwie osoby: pan Drzewiecki został ministrem sportu i pani Ewa Kopacz – ministrem zdrowia. Inne resorty objęły zupełnie inne osoby.

Na przykład ministrem obrony, zamiast pana Zdrojewskiego, został lekarz psychiatra Bogdan Klich. Kiedy słuchałem komentarzy niektórych generałów na temat wojny, jaką USA prowadzą na Ukrainie z Rosją do ostatniego Ukraińca, to dopiero teraz potraktowałem tę nominację z pełnym zrozumieniem. Dla niepoznaki pan Klich prowadził jakiś instytut studiów strategicznych, ale niech nas ta nazwa nie myli, bo zajmował się on takimi zagadnieniami, jak wpływ kultury żydowskiej na polską – i temu podobnymi. Zamiast pana Chlebowskiego ministrem finansów został brytyjski poddany z pierwszorzędnymi korzeniami, pan Rostowski, ministrem sprawiedliwości – zamiast pani Pitery – pan Ćwiąkalski – i tak dalej. Tłumaczyłem sobie te zdumiewające zmiany tym, że do premiera Tuska, który też zastąpił na tym stanowisku Jana Marię Rokitę, przyszedł ktoś starszy i mądrzejszy i powiedział jemu tak: „wiecie, rozumiecie, Tusk. Macie tu papierek ze składem waszego gabinetu i nic nie kombinujcie, bo wynikną z tego same zgryzoty, a my będziemy musieli przypomnieć wam, skąd wyrastają wam nogi”.

Toteż i teraz wprawdzie wiemy, że w marcu br. prezydent Józio Biden pozwolił Niemcom, jako swojej europejskiej duszeńce, urządzać Europę po swojemu, ale zdaje się że chciałby zachować kontrolę nad naszą niezwyciężoną armią, której zresztą podesłał amerykański kontyngent – już chyba na stałe. Zatem o ostatecznym składzie „gabinetu cieni” nie będzie decydował ani Donald Tusk, ani pan Hołownia z panem Kosiniakiem-Kamyszem, ani pan Czarzasty, tylko ludzie poważni.

Skoro my to wiemy, to wie to tym bardziej pan prezydent Duda i dlatego te wszystkie gesty nie robią na nim specjalnego wrażenia. Wiadomo, że skoro spod kurateli amerykańskiej przechodzimy, niechby i częściowo, pod kuratelę niemiecką, to na scenie politycznej naszego bantustanu musi dokonać się podmianka na pozycji lidera – taka sama, jak w roku 2015, tyle że w drugą stronę.

Niemcy już rozpoczęły urządzanie Europy po swojemu i na początek chcą zlikwidować prawo weta w Unii Europejskiej, nie tylko zastępując je głosowaniem większościowym, ale również ograniczając skład Rady Europejskiej, będącej organem władzy prawodawczej UE, z 27 do 15 przedstawicieli. W ten sposób na drodze budowy IV Rzeszy uczyniony zostanie kolejny milowy krok. Musi to w działaczach Volksdeutsche Partei wzbudzać rozmaite nadzieje, bo zapowiadają surowe rozliczenia – że będą wszystkich dusić gołymi rękami – i tak dalej. W tej sytuacji bez ponownego uruchomienia chwilowo nieczynnych obozów koncentracyjnych się nie obejdzie, a kto wie, czy nie trzeba będzie budować nowych – bo winowajców zagrażających demokracji przez te 8 lat namnożyło się co niemiara. Warto w związku z tym przypomnieć, że pierwszy taki nowy obóz w Gostyninie uruchomiony został właśnie z inicjatywy pobożnego Jarosława Gowina, który w drugim rządzie Donalda był ministrem sprawiedliwości – więc taki precedens też jest. Wyobrażam sobie, jak na tę myśl musi zacierać ręce trzecie pokolenie ubowców, bo czekać ich będzie bardzo dużo wesołych miejsc pracy, w których można będzie dać upust instynktom w tak zwanym „majestacie prawa”.

I tylko Konfederacja zachowuje się tak, jakby utraciła wszelką nadzieję i jak dotąd, całą swoją aktywność kieruje do wewnątrz. Właśnie pod zarzutem „sabotowania kampanii” „zawiesiła” Janusza Korwin-Mikke, co w przełożeniu na język ludzki oznacza zakaz wypowiedzi publicznych – no i „wyrzuciła” go z Rady Liderów. Kto tam teraz w tej Radzie radzi, komu i co – tego nie wie nawet pan Grzegorz Braun, który na razie ani nie został zawieszony, ani wyrzucony – ale wszystko przed nami, bo dintojra dopiero się rozpoczęła. Może nie wyaresztują się nawzajem – jak to pisał Mrożek w dramacie ze sfer żandarmeryjnych – ale to chyba jedyna, nowa nadzieja.

Autorstwo: Stanisław Michalkiewicz
Źródło: Goniec.net


  1. Stanlley 30.10.2023 13:16

    Michalkiewicz – to ten z którego gadaniny nic nie wynika, za kasę wydaje książki i bogato żyje. Ten sam co rozpowszechniał kłamstwa na temat Huberta Czerniaka. No i ten sam co mi zbanował YT za to że mu napisałem że kłamie…. bardzo przewrażliwiony…

 

Walki z patodeweloperką ciąg dalszy


Większe odległości między budynkami, lepiej wyciszone ściany, koniec z tzw. mikrokawalerkami – oto przewidywane skutki rozporządzenia podpisanego przez ministra Budę.

Jak informuje portal Biznes.Wprost.pl, wiosną tego roku minister rozwoju i technologii Waldemar Buda zapowiedział rozporządzenie, które, jak przekonywał, „uderzy w patodeweloperów”. Zakłada ono zwiększenie minimalnej odległości budynków od granicy działki do 5 metrów. Wyjątek dotyczy sytuacji, gdy sąsiednia działka jest publicznie dostępnym placem (nie trzeba wtedy zachowywać żadnej odległości). Ustawodawca chce ograniczyć trudne sąsiedztwo, jakim mogą być budynki produkcyjne lub magazynowe. W przypadku takich obiektów o powierzchni zabudowy ponad 1000 m2 minimalna odległość pomiędzy ścianami nowego budynku produkcyjnego lub magazynowego a ścianami istniejącego budynku mieszkalnego, lub zamieszkania zbiorowego ma wynieść 30 m.

Aby zazielenić osiedla, na działkach przeznaczonych pod publicznie dostępny plac (ponad 1000 m2) trzeba będzie przeznaczyć co najmniej 20 proc. na teren biologicznie czynny. Ucieszą się dzieci: przy każdym bloku lub na osiedlu, na którym znajduje się co najmniej 20 mieszkań, będzie musiał znaleźć się plac zabaw.

Przy budynkach z 21-50 mieszkaniami co najmniej 1 m2 placu będzie przypadał na jedno mieszkanie, przy budynkach z 51-100 mieszkaniami plac zabaw będzie musiał mieć min. 50 m2, a przy inwestycjach od 101 do 300 mieszkań na każdy lokal ma przypadać min. 0,5 m2 placu. Powyżej 300 mieszkań w budynku plac zabaw będzie miał powierzchnię min. 200 m2.

Tzw. mikrokawalerki, czyli mieszkania o powierzchni 25 m2 lub mniejsze, mają zniknąć z rynku. Minimalna powierzchnia lokalu użytkowego w nowo projektowanych budynkach będzie musiała wynosić nie mniej niż 25 m2. Mniejsze lokale użytkowe będą mogły znajdować się wyłącznie na parterze i na I piętrze budynku pod warunkiem, że jest do nich bezpośredni dostęp z zewnątrz budynku.

Mieszkania mają być też cichsze. Deweloperzy będą mieli obowiązek stosowania między dwoma mieszkaniami w budynkach mieszkalnych jednorodzinnych przegród spełniających odpowiednie wymogi akustyczne oraz drzwi o podwyższonej izolacji akustycznej – dziś podobne wymagania odnoszą się tylko do budynków wielorodzinnych.

W budynkach wielorodzinnych będą musiały znajdować się miejsca do przechowywania rowerów lub wózków dziecięcych. Minimalna powierzchnia takich pomieszczeń będzie wynosiła 15 m2. Dopuszczalne jest przygotowanie w tym celu wiaty albo altany, a więc wyniesienie przechowalni poza budynek.

Zdjęcie: Arcaion (CC0)
Źródło: NowyObywatel.pl

 

Holland żaliła się w Pradze, że jest w Polsce prześladowana


W tym tygodniu Agnieszka Holland prezentowała w czeskiej Pradze swój film „Zielona granica”. Ten oszczerczy dla służb granicznych film został wyprodukowany w koprodukcji przez Telewizję Czeską i przy wsparciu Czeskiego Funduszu Filmowego.

Z tej okazji Holland opowiadała, że „populistyczny i nacjonalistyczny polski rząd rozpoczął kampanię nienawiści, jakiej nigdy nie doświadczyłem, nawet pod rządami komunistów”. Jej skargi padły w rozmowie z dziennikarzami czeskimi po projekcji.

Komunikacja była łatwa, bo rozmowa odbyła się po czesku. Holland studiowała bowiem w praskiej szkole filmowej FAMU pod koniec lat 1960. Radio Praga stwierdziło, że pod adresem 74-letniej reżyser padły nawet „groźby użycia przemocy fizycznej”. Wsparcia Holland udzielali zaś „Czeska Akademia Filmu i Telewizji oraz szef czeskiej dyplomacji Jan Lipavský”.

W wywiadzie dla czeskiego radia publicznego reżyserka mówiła, że nie liczyła w Polsce na wielu widzów, ale raczej na oglądalność swojego „dzieła” w „innych krajach, na przykład we Francji”. Twierdziła także, że wszystkie sceny pokazane w filmie zostały „przez nasz zespół szczegółowo udokumentowane, a wszystko jest oparte na prawdziwych historiach”. W dodatku zachowania strażników granicznych miały być potwierdzane w „dwóch źródłach”.

Podobno film „zawstydził polityków”, którzy „chcieli to jednak ukryć i zmanipulować, aby na tym zyskać w trakcie kampanii wyborczej”. Dodała, że „ludzi, którzy odgrywają rolę migrantów, znalazłam we Francji i Belgii, w szczególności rodzinę syryjską”. Podobno „pomogli nadać autentyczności historii […] i dodali wiele szczegółów, o których sama nigdy bym nie pomyślała”.

„Zielona granica rozgniewała Polskę Kaczyńskiego, ale przemawia do sumienia każdego z nas” – podsumował film dziennikarz i były ambasador Czech we Francji Petr Janyška na łamach gazety Deník N, przy okazji krytykując UE, że „przymykają oczy na cierpienie uchodźców”. Portal Czeskiego Radia zatytułował rozmowę: „Agnieszka Holland opowiada nieprzyjemną prawdę o Polsce i Europie”.

Autorstwo: BD
Zdjęcie: Martin Kraft (CC BY-SA 3.0)
Na podstawie: Radio Praga
Źródło: NCzas.info

 

Prawdziwa Baba Jaga. Kim była Baba Anujka?


Choć mordowała nie tylko dzieci, ale głównie dorosłych i działała na wsi, a nie w lesie, to obraz Baby Anujki przywołuje na myśl jedną z najbardziej przerażających postaci słowiańskiego folkloru.

Serbska wieś przełomu XIX i XX wieku, niepozorna znachorka i kolejne trupy. To nie opis nowej produkcji filmowej, a tragiczne wydarzenia, które rozegrały się w wiosce Vladimirovac, kilkadziesiąt kilometrów na północny-wschód od Belgradu. Kim była żyjąca tam seryjna morderczyni, znana miejscowym jako Ana Dee, współcześnie nazywana Babą Anujką?

BABA ANUJKA – ZIELARKA, ZNACHORKA, TRUCICIELKA

Na ziemiach serbskich dawało się odczuć zbliżający się kryzys. W powietrzu wisiało widmo konfliktów. Życie jednak toczyło się dalej, choć jakby pozbawione dotychczasowego wigoru. Ludzie z miasta często odwiedzali wieś właśnie w poszukiwaniu spokoju. Wsie zaczęły się zmieniać i dostosowywać do potrzeb przyjezdnych, którym miejscowi oferowali różne produkty i usługi. Wśród nich była znachorka, Baba Anujka, która powoli zdobywała rozgłos. Problem w tym, że zamiast leczyć… zabijała. Patrząc na portret Anujki i mając świadomość popełnionych przez nią zbrodni, wydaje się, że jej postać, przynajmniej w pewnym stopniu pokrywa się z archetypem starej pomarszczonej wiedźmy znanej jako Baba Jaga.

Baba Anujka przyszła na świat w pierwszej połowie XIX wieku w rodzinie kupieckiej na terenie Rumunii. Jeszcze w dzieciństwie wraz z rodzicami przeprowadziła się do niewielkiej serbskiej wsi, w której już pozostała. Młoda Anujka zakochała się w austriackim oficerze, który złamał jej serce. Mówi się, że od tamtej pory nienawidziła mężczyzn. Gdy dorosła, wybrała się na studia medycyny tradycyjnej i wyszła za mąż dzięki swojemu ojcu, który zaaranżował małżeństwo. Urodziła 11 dzieci, które szybko straciła. Po śmierci męża zaczął się prawdziwy horror dla mieszkańców Vladimirovac i okolic.

Starsza kobieta posiadała ogromną wiedzę z zakresu ziołolecznictwa. W swoim domu otworzyła pracownię, w której sporządzała śmiertelnie niebezpieczne eliksiry. Szybko wykorzystała swoje umiejętności, które pozwoliły jej się wzbogacić. Wieści o zielarce leczącej różnorodne boleści w mgnieniu oka docierały do innych wsi i miejscowości. Pojawiało się coraz więcej chętnych na eliksiry, a także magiczne talizmany. Wierzono, że Anujkę przepełniają nadprzyrodzone siły, dzięki którym posiada zdolności wytwarzania zbawiennych lekarstw. U staruszki zjawiali się ludzie z różnych klas społecznych. Nawet przedstawiciele arystokracji uwierzyli w jej rzekomo cudowne lekarstwa, które w rzeczywistości przynosiły zgubę.

Baba Anujka nie widziała swoich ofiar z wyjątkiem tych, których postanowiła pozbawić życia poza domem. Zabijała za pomocą wcześniej przyrządzonej mikstury, która w oczach klientów była lekarstwem mającym pomóc na złe samopoczucie czy zwykłe zmęczenie. Wiedźma przekonywała, że posiada ogromną wiedzę, którą chciała wykorzystać, aby pomóc potrzebującym. Oczywiście było to niezgodne z prawdą, ponieważ potrzebujący zamiast leku otrzymywali truciznę. Lekarstwo, które najczęściej sprzedawała, było zmieszane z rtęcią, arsenem i ziołami uspokajającymi. Babę Anujkę odwiedzały często zdesperowane kobiety, które potrzebowały lekarstwa dla swoich kochanków czy mężów i to one nieświadomie stawały się osobami, które podawały śmiercionośny eliksir swoim wybrankom. Znachorkę odwiedzały też kobiety, które pragnęły pozbyć się swych partnerów. Baba Anujka przygotowywała śmiertelne napoje na zamówienia, dopasowane do cech przyszłej ofiary. W konsekwencji mężczyźni umierali, a ich żony mogły szukać nowych miłosnych przygód.

TAJEMNICZE ZGONY ZNAJDUJĄ WYJAŚNIENIE

Nie tylko Anujka sprzedawała trucizny, za które żyła dostatnio. Jej produkty sprzedawali też aptekarze, którzy również dorobili się na sprzedaży śmiertelnych eliksirów. Zabijanie stało się wówczas dochodowym biznesem. Lekarze przybywający na ratunek zatrutym, tylko rozkładali ręce. W akcie zgonu wpisywali „problemy żołądkowe”, a nawet problemy niezwiązane z zatruciem. Oczywiście nie miało to nic wspólnego z prawdą.

Pewnego dnia anonimowa wiadomość zmieniła bieg wydarzeń, gdyż jej autor wskazał prawdziwy powód tak częstych zgonów w okolicy. W konsekwencji przeprowadzono sekcje zwłok, a ciała zostały wysłane do dalszych badań, które potwierdziły podanie ofiarom ogromnych dawek różnych trucizn. Okazało się, że liczba ofiar była bardzo duża: od mężczyzn i kobiet, aż po dzieci. Zabójstwa były wykonywane na różne sposoby, od rozcieńczania trutki z napojem, który wypijała ofiara, przez podawanie trutki do obiadu, aż po podmienianie rzeczywistych leków na przygotowaną miksturę. Wśród motywów zbrodni wymienia się m.in. chęć przejęcia majątku czy pozbycia się płaczącego dziecka.

Tuż po zatrważającym odkryciu tuszowanych morderstw, postanowiono wszcząć proces w sprawie osądzenia sprawców. Część osób została skazana na dożywocie, część na kilkanaście lat więzienia, byli też tacy, którym przypadła najwyższa kara. Baba Anujka jako kobieta w podeszłym wieku za spowodowanie śmierci wielu ludzi oraz wplątanie w swoje poczynania osób trzecich, usłyszała wyrok 15 lat więzienia.

Autorstwo: Oliwia Jankowiak
Zdjęcia: domena publiczna (CC0)
Źródło: Histmag.org
Licencja: CC BY-SA 3.0

BIBLIOGRAFIA

1. „Baba Anujka – największa bałkańska morderczyni”, https://www.kryminatorium.pl/baba-anujka-najwieksza-balkanska-morderczyni-126-mordercy/, dostęp: 17.10.2023.

2. „Baba Anujka, the 92-year-old Serbian grandmother who killed nearly 150 people with »miracle« cures”, https://www.voxnews.al/english/kosovabota/baba-anujka-gjyshja-92-vjecare-serbe-qe-vrau-afro-150-njerez-me-kurat-i25461, dostęp: 17.10.2023.

3. „Najstarsza seryjna morderczyni na świecie. Uważali, że moce dał jej sam diabeł”, https://wiadomosci.onet.pl/kraj/baba-anujka-najstarsza-i-najgrozniejsza-seryjna-morderczyni-z-balkanow/gj8hpn3, dostęp: 23.10.2023.

4. Šimon A. Darmati, „Baba Anujka Banatska Vestica, Privi serijski ubica u Srbiji”, 2021, s. 9-26.

niedziela, 29 października 2023

 

Dlaczego Episkopat Polski solidaryzuje się ze zbrodniarzami?


Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. To powiedzenie idealnie obrazuje postawę polskich biskupów, którzy w metodycznej judaizacji Kościoła katolickiego przekroczyli granicę jakiej nie dopuszczają się nawet ortodoksyjni Żydzi. Chodzi o oświadczenie Konferencji Episkopatu Polski wyrażające „solidarność z narodem Izraela”.

Mowa o narodzie zasiedlającym nielegalne państwo, którego poważne środowiska żydowskie nie chcą uznać. Wystarczy zacytować co powiedział rabin Yisroel Dovid Weiss z międzynarodowej organizacji Neturei Karta: „Zabijanie, kradzież, okupowanie cudzej ziemi lub uciskanie całego narodu jest całkowicie zabronione w religii żydowskiej”.

Tak więc ortodoksyjni Żydzi potępiają Izrael i solidaryzują się z narodem okupowanym – Palestyńczykami. W tym celu organizują manifestacje w światowych metropoliach, szczególnie na ulicach Nowego Jorku, gdzie stają w obronie prześladowanych. Co ciekawe, optują przy tym, by znieść syjonistyczne państwo Izrael, gdyż z punktu widzenia wyznawanego w judaizmie ‘mesjańskiego oczekiwania’ powstało ono wbrew prawu.

Tymczasem episkopat Polski wyraża solidarność z syjonistami, stanowczo potępiając atak Hamasu i uwięzienie przetrzymywanych w Gazie izraelskich zakładników. Ten sam episkopat nigdy nie potępił ataków Izraela i nigdy nie wyraził solidarności z prześladowanymi od dziesięcioleci Palestyńczykami. Biskupi z Polski nie upomnieli się też o palestyńskich jeńców przetrzymywanych w izraelskich więzieniach, ani o palestyńskich cywilów zamkniętych przez lata w getcie ulokowanym w Strefie Gazy. Co więcej, polskojęzyczni biskupi nie solidaryzowali się nawet z chrześcijanami atakowanymi przez Żydów w Jerozolimie.

Dla jasności. Nie pochwalam ataków Hamasu, a wręcz przeciwnie. Przypuszczam też, że może kryć się za tym jakieś drugie dno. Być może ktoś gdzieś przeniknął i kogoś podpuścił, organizując operację pod fałszywą flagą, by dać Izraelowi pretekst do wymordowania całego narodu.

Skandaliczne oświadczenie biskupów z Polski tym bardziej szokuje, bo okazali oni solidarność z okupantami, którzy właśnie dokonują ludobójstwa w Strefie Gazy. Podobnego bezeceństwa dopuścili się paulini z Jasnej Góry, którzy w geście solidarności podświetlili sanktuarium w Częstochowie na barwy izraelskiej flagi.

W związku z powyższym czuję się sprowokowana, by w niniejszej analizie wyjaśnić, skąd u wpływowych polskich duchownych tak haniebna postawa.

POD PRZYKRYWKĄ DIALOGU

Zanim ktoś zarzuci mi zajadły antysemityzm i uderzanie w katolickich hierarchów, opowiem o pewnych zdarzeniach z mojej przeszłości. Zacznę od tego, że jako nastolatka bezkrytycznie uległam modzie na uwielbienie Jana Pawła II. Podekscytowana uczestniczyłam w pielgrzymkach papieża do ojczyzny, a nawet pojechałam do Rzymu na Światowe Dni Młodzieży.

Na czas studiów przypadła śmierć papieża z Polski. Płakałam wtedy jak wielu moich rodaków. Następnie pojechałam na pogrzeb do Stolicy Piotrowej. Na placu Świętego Piotra w Watykanie moim oczom ukazał się nietypowy widok. W kierunku trumny, by oddać hołd zmarłemu, wolnym krokiem zmierzali ramię w ramię żyd i muzułmanin. Trzymali wspólny sztandar z wyhaftowaną symboliką trzech religii: krzyżem, półksiężycem i gwiazdą Dawida. Widok ten tak mocno mną poruszył, że postanowiłam napisać pracę magisterską pt. „Judaizm, chrześcijaństwo, islam – o potrzebie dialogu. Znaczenie pontyfikatu Jana Pawła II”.

W trakcie obrony jeden z profesorów zasiadających w komisji zadał mi niespodziewane pytanie: „Czy według pani taki dialog jest w ogóle możliwy?”. Zaskoczona tym pytaniem, odpowiedziałam spontanicznie i krótko: „Nie z żydami!”.

Moja odpowiedź jeszcze bardziej mnie zaskoczyła niż pytanie, wszak w pracy magisterskiej, pisanej na podstawie nauczania JP II, takich wniosków nie wyłapałam. Skąd więc ten naturalny odruch wyrażający przekonanie, że dialog z żydami to jednak mrzonka? Po prostu podświadomie czułam, że chrześcijanie wyjdą na tym jak skończeni frajerzy. A przeczucia zweryfikowało życie, gdyż z ż/Żydami (pisanymi z dużej i z małej litery, w zależności od kontekstu) miałam potem wielokrotnie do czynienia, czego wymowny fragment uchylę już za chwilę.

Przyjrzyjmy się najpierw definicji dialogu rozumianego jako: „rozmowa, wymiana myśli poprzez wzajemną prezentację poglądów i postaw. Jego uczestnikom zależy przede wszystkim na wzajemnym poznaniu i przekazaniu posiadanych wartości intelektualnych i moralnych, zaś jego celem jest wspólne zbliżenie się do prawdy lub wspólne działanie” (cytat za: „Mały słownik pojęć i terminów filozoficznych”).

Chrześcijanie i żydzi nie mogą prowadzić tak pojętego dialogu w celu „zbliżenia się do prawdy”, gdyż żydzi nie uznali Prawdy o tym, że zapowiedzianym Mesjaszem jest Jezus Chrystus. A co się z tym wiążę, żydzi nie przyjęli Jego przykazania „abyście się wzajemnie miłowali” i tym samym odrzucili oni wartości moralne wyrażające się w miłości do bliźniego. Jeśli zatem prawda nie jest tutaj celem dialogu, to pozostaje „wspólne działanie”. I trzeba przyznać, że w tym zakresie Kościół katolicki w Polsce przeszedł samego siebie.

PRZEJMOWANIE DUSZ

Po otrzymaniu dyplomu z filozofii postanowiłam zostać dziennikarką. By uzyskać oficjalne skierowania na praktyki w różnych redakcjach, wybrałam się na Podyplomowe Studium Dziennikarskie Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. Stamtąd trafiłam na staż do Katolickiej Agencji Informacyjnej, gdzie zostałam na dłużej. W ten oto sposób, przez kilka kolejnych lat – na śmieciowej umowie dla gojów za grosze – tworzyłam depesze radiowe dla rozgłośni katolickich. Najciekawsze jest jednak to, co zaobserwowałam od środka.

Praca w KAI uświadomiła mi, że wierchuszka Kościoła w Polsce jest przesiąknięta żydowskimi wpływami. Uczestniczyłam w różnych konferencjach czy wydarzeniach i przy tej okazji nagrywałam na mikrofon komentarze biskupów i wpływowych księży. Wśród wysoko postawionego kleru nie dostrzegłam chrześcijańskiego ducha, ani wiary w Trójjedynego Boga (nielicznych pobożnych duchownych poznałam przy innych okazjach). Pracując w KAI nagrywałam też żydów, w tym rabinów. Jak to możliwe? Otóż w ramach pracy dla katolickiej redakcji, służbowo chodziłam na różne spotkania z udziałem wyznawców judaizmu. Byłam nawet w synagodze. Przy jakiej okazji wizyta gojki w takim miejscu? Ano takiej, że rokrocznie w polskim Kościele katolickim obchodzony jest Dzień Judaizmu, ustanowiony w 1997 roku przez Konferencję Episkopatu Polski.

Katolicka Agencja Informacyjna wiedzie prym w promowaniu tego – w oczach świadomych chrześcijan skandalicznego – „święta”. Szefostwo KAI produkuje „ochy” i „achy” na temat żydowskiej religii, wymyślając przy tym rozmaite wydarzenia, by mieszać Polakom w głowach. Dla przykładu, w 2018 roku (kilka lat po moim rozstaniu z redakcją) zorganizowali warsztaty dziennikarskie nt. judaizmu i relacji katolicko-żydowskich. Hasłem przewodnim tresury dla pracowników polskojęzycznych mediów były słowa Jana Pawła II „Kto spotyka Jezusa, spotyka judaizm”. A w programie szkolenia m.in. wykłady rabina Michaela Schudricha pt. „Najbardziej podstawowe pojęcia w judaizmie, które chrześcijanin powinien znać” i „Jak zmienia się (lub nie zmienia) żydowskie podejście do chrześcijaństwa?”.

Urabianie katolickiego narodu na żydowską modłę odbywa się na wielu płaszczyznach. Szczególnie wstrząsającym przykładem ostatnich lat jest promowanie rodziny Ulmów, a następnie wyniesienie jej na ołtarze.

Z okazji „beatyfikacji” Konferencja Episkopatu Polski wystosowała list pasterski. Biskupi przekonywali w nim, że rodzina Ulmów jest «inspiracją dla współczesnych małżeństw i rodzin». Co więcej, zdaniem KEP „heroiczna postawa miłości wobec bliźnich, powinna pobudzać nas do życia nie tyle dla własnej wygody czy chęci posiadania, ale do życia będącego darem siebie dla innych”.

Co to de facto znaczy? Otóż należy to rozszyfrować w ten sposób, że zdaniem polskojęzycznych biskupów wyznacznikiem dla współczesnej polskiej rodziny powinno być bezgraniczne poświęcenie dla Żydów. Szczególne przeraża fakt, że w przypadku gloryfikacji tej konkretnej ofiary, wpaja się Polakom, iż wzorem postawy jest poświęcenie życia nawet własnych dzieci.

Przewodniczący Episkopatu Polski abp Stanisław Gądecki, w wywiadzie dla Radia Watykańskiego i serwisu „Vatican News”, powiedział, że „Ulmowie byli świadomi ryzyka, które podejmowali ukrywając Żydów”.

Skoro tak, to tym bardziej nie należy podnosić do rangi błogosławionego, ojca siedmiorga dzieci, który świadomy tego co może je spotkać, podjął jednak decyzję narażającą na śmierć własnych potomków. Obowiązkiem głowy rodziny jest bowiem w pierwszej kolejności chronić swoich najbliższych.

ŻYDOWSKIE PRZECHRZTY

Tymczasem Michael Schudrich w wywiadzie udzielonym Katolickiej Agencji Informacyjnej przekonywał: „Beatyfikacja rodziny Ulmów to bardzo ważny krok Kościoła – pokazać wiernym, W JAKI SPOSÓB POSTĘPOWAĆ […]”. Zdaniem naczelnego rabina RP „ta beatyfikacja będzie miała pozytywny wpływ na nasze, polsko-żydowskie relacje, ponieważ każde dobro wywiera dobry wpływ”.

Sęk w tym, że jest to „dobro” tylko jednostronne, gdyż historia nie zna takich przykładów, aby Żydzi poświęcali dla gojów cokolwiek dla nich cennego.

A co z Polakami? Przeglądam różne fora dyskusyjne, z których wynika, że wielu moich rodaków jest mocno zdezorientowanych widząc postawę duchowieństwa w Polsce. Zachodzą oni w głowę i pytają. Jak to możliwe, że chrześcijańscy duchowni dopuścili się takiej obrzydliwości i poparli syjonistycznych okupantów?

Otóż trzeba sobie wreszcie uświadomić, że oni nie są prawdziwymi chrześcijanami. Ten kto naprawdę poznał Chrystusa i Go przyjął w swoim sercu, nigdy nie wyrazi solidarności ze zbrodniczym tworem syjonistycznym, jakim jest tzw. państwo Izrael.

Kim więc oni są? Polskojęzyczna elyta – zarówno ta duchowna, jak i polityczna – w znacznym stopniu wywodzi się z potomków frankistów. Mowa o przesiąkniętej okultyzmem kabalistycznej sekcie żydowskiej, założonej w łonie judaizmu w XVIII wieku przez Jakuba Franka (1726-1791). Co znamienne, sekta była heretycka z punktu widzenia ortodoksyjnych wyznawców judaizmu, co tłumaczy m.in. obecną rozbieżność w stosunku tzw. państwa Izrael.

Ktoś może teraz zaoponować, uznając, że to niemożliwe, bo przecież polskojęzyczna elyta to w zdecydowanej większości katolicy. Formalnie tak jest, ponieważ Jakub Frank i jego zwolennicy wykalkulowali sobie, że najbardziej im się opłaci jeśli zostaną przechrztami i przyjmą polskie nazwiska. A wszystko po to, by przejąć Polskę i przerobić na Judeopolonię (Polin).

Czy ten geszeft brzmi jak teoria spiskowa? No cóż, wystarczy rozejrzeć się dookoła, by wydedukować, że to się dzieje naprawdę. Postawa polskojęzycznych biskupów utwierdziła mnie w przekonaniu, że najczarniejszy scenariusz dla Polski stał się rzeczywistością.

Autorstwo: Agnieszka Piwar
Źródło: Piwar.info

 

Rekordowe subwencje dla partii politycznych


Partie polityczne obłowią się dzięki wysokiej frekwencji w wyborach parlamentarnych. Krzysztof Lorentz, dyrektor Zespołu Kontroli Finansowania Partii Politycznych i Kampanii Wyborczych z KBW, przedstawił, na jakie subwencje mogą liczyć partie.

„Przewidujemy, że rocznie suma subwencji dla partii politycznych wyniesie ponad 84 miliony złotych. Na razie to jednak przewidywana kwota. Pomniejszyć ją mogą błędy w sprawozdaniach, ale oczywiście nie muszą” – mówi Krzysztof Lorentz w rozmowie z „Super Expressem”.

Skąd tak wysoka? Jak informuje „SE”, przyłożyła się do tego rekordowa niemal 75-procentowa frekwencja, bo środki z budżetu powiązane są z poparciem dla każdej formacji.

Ile dostaną poszczególne partie? Przewidywane kwoty przedstawiają się następująco:

– PiS – 25 933 375 zł

– PO (KO) – 23 875 901 zł

– Zieloni (KO) – 551 175 zł

– Inicjatywa Polska (KO) – 313 167 zł

– Nowoczesna (KO) – 313 167 zł

– Polska 2050 (Trzecia Droga) – 7 525 362 zł

– PSL (Trzecia Droga) – 7 525 362 zł

– Nowa Lewica – 9 822 680 zł

– Konfederacja – 8 385 955 zł

„Trzeba jeszcze pamiętać, że partie dostaną jednorazowe dotacje za każdy uzyskany mandat posła i senatora. Przy obliczeniach tych kwot bierze się pod uwagę sumę wydatków komitetów na kampanię wyborczą. Dotacja wypłacana jest w terminie 9 miesięcy od wyborów” – przypomina jeszcze „Super Express”.

Autorstwo: SG
Na podstawie: SE.pl
Źródło: NCzas.info

 

Własność spółdzielcza i wybory


W Polsce po 1989 roku, po przemianach politycznych, został wprowadzony nakaz powszechnej prywatyzacji. Wprowadzał w życie ten pogląd m.in. Leszek Balcerowicz, czy na przykład premier Tadeusz Mazowiecki.

Ten ostatni był w czasach PRL przeciwnikiem własności prywatnej zgodnie z poglądami filozofa chrześcijańskiego Mouniera. Stojąc na czele ugrupowania Więź, doprowadził do przełożenia na język polski dzieł tego francuskiego filozofa. Powodu tej radykalnej zmiany poglądów nie wyjaśnił. Własność prywatna wytwarza chęć indywidualnego sukcesu. Powoduje – co obserwujemy i doświadczamy – zróżnicowanie materialne społeczeństwa, prowadzące do faktycznej nierówności mimo prawnych deklaracji równości obywateli. Prowadzi też do głębokiego poczucia niesprawiedliwości. Nie bierze się obecnie pod uwagę, że prawo do własności prywatnej, to tylko jeden z możliwych sposobów regulowania stosunków międzyludzkich.

Przypomnę, że w Polsce niepodległej, czyli międzywojennej, aprobowano trzy formy własności: prywatną, państwową i spółdzielczą. Ta ostatnia sprzyjała wytwarzaniu się poczucia braterstwa i wspólnoty, cennego szczególnie po latach zaborów. Epoka globalizacji, w której obecnie żyjemy, miała urzeczywistnić ideę braterstwa w skali całej ludzkości i zespoloną z nią wartość pokoju. Tak przynajmniej pojmowali ideę globalizacji filozofowie. Byliby zaskoczeni, że globalizacją nazywa się proces jednoczenia świata przez koncerny i banki. Do rzeczywistej globalizacji, godnej tego miana, przyczynić może się powrót do własności spółdzielczej, która została u nas zlikwidowana. Jej resztki opierają się obecnie o kodeks handlowy, co nie ma nic wspólnego z istotą spółdzielczości. W innych niż Polska państwach Unii Europejskiej rozwija się własność spółdzielcza, by podać jako szczególny przykład Danię.

Wracając do czasów Polski niepodległej, trzeba podkreślić, że prezydent Polski, Stanisław Wojciechowski, był zaangażowany w ruch spółdzielczy. Nie tylko publikował prace na ten temat, ale utworzył też Towarzystwo Kooperatystów. Także premier Władysław Grabski działał na rzecz rozwoju spółdzielczości. Na przykład założył fabrykę spółdzielczą, spółdzielnie mleczarskie, a także kasy spółdzielcze dla chłopów. Dodam, że pionierem spółdzielczości był Stanisław Staszic. Nie jest prawdą, że mamy jedynie wybór między gospodarką opartą o własność prywatną albo odmianą socjalizmu, który funkcjonował w PRL. Sugerując ten błędny pogląd i krytykując w sposób karykaturalny czasy PRL, umacnia się w społeczeństwie przeświadczenie o konieczności rozwiązań neokapitalistycznych i tłumi się ewentualną myśl o zmianie.

Własność spółdzielcza gwarantuje harmonijne pogodzenie celów indywidualnych i społecznych. Scala społeczeństwo. Można określić spółdzielczość jako organizację bezpośrednich producentów i dysponentów wytworzonych dóbr materialnych. Nie przypadkowo podnoszę ten problem obecnie. Otóż wrogie podziały, agresja, interesowność w relacjach człowiek – człowiek, nadmierne zaabsorbowanie dążeniem do wzbogacenia się, które wytwarza własność prywatna, nabrały niepokojącego wymiaru. Chęć posiadania dóbr materialnych jest silnym instynktem w człowieku. Powinien być ograniczany, a nie rozbudowywany poprzez aprobatę konkurencji oraz rywalizacji. Doprowadziło to do sytuacji, że więzi między człowiekiem a człowiekiem stały się kruche. A stosunek do Innego jest sprawą istotną. Naród powinien być scementowany.

Obecnie wartości materialne są błędnie wskazywane jako naczelne. Wyzwala to pazerność i agresję. Rynek traktuje się jako obiektywną siłę, która rzekomo ma wyznaczać życie człowieka, a w tym edukację, której poziom w rezultacie upadł. Neoliberalizm ekonomiczny, czyli epoka, w której żyjemy, rozczarował znaczną część społeczeństwa. Spośród 21 Postulatów Solidarności tylko jeden o charakterze społecznym został urzeczywistniony. Mam na myśli wolne soboty. Rozczarowanie rzeczywistością wywołuje refleksje. Różnice między światem, który jest a światem, jakim on być powinien, są ogromne. Warto podejmować wysiłek doskonalenia rzeczywistości po to, by wizja sprawiedliwego urządzenia świata nie była odległą ideą. Nie należy godzić się z traktowaniem człowieka jako zasobu ludzkiego, czy kapitału ludzkiego.

Przywrócenie znaczenia własności spółdzielczej, jej odrodzenie i powszechność mogłyby korzystnie zmienić sytuację. Można inaczej urządzić nasz świat. Wystarczy sięgnąć do przykładów z nieodległej przeszłości. Przypomnę, że Stefan Żeromski i osoby z nim współdziałające byli rzecznikami własności spółdzielczej. Działali w duchu poglądów wielkiego polskiego filozofa Edwarda Abramowskiego. W rezultacie rozwinęła się w Polsce międzywojennej własność spółdzielcza. Jeszcze dziś w niektórych miasteczkach można zobaczyć resztki sklepów „Społem”. Spółdzielczość może rozwiązać problemy społeczne i gospodarcze, a także przyczynić się do przywrócenia szacunku dla człowieka. Należy wyjaśnić, że spółdzielczość, która powinna zostać odrodzona, nie uznaje zysku za cel fundamentalny.

Jeszcze w latach 1970. istniały maszoperie, czyli spółdzielnie rybackie Kaszubów. Jeśli rybak wrócił z połowu bez ryb, to TV członkowie maszoperii, do której należał, dzielili się z nim złowionymi przez siebie rybami. To tylko jeden z przykładów poczucia braterstwa zespolonego ze spółdzielczością opartą na dawnych polskich zasadach.

Błędnie sugeruje się, że szukając źródeł przychodów, należy prywatyzować gospodarkę. Doprowadziło to do likwidacji fabryk, stoczni i hut stawiając nas w sytuacji importera tych produktów, które wcześniej sami produkowaliśmy. Sugeruje się błędnie, że prywatyzacja i zespolona z nią konkurencja, to najwłaściwsze bodźce rozwoju gospodarczego. Zwolennicy tego poglądu nie odpowiedzieli na pytanie co stanie się ich zdaniem z gospodarką, gdy jej prywatyzacja zostanie zakończona. Rozwiązanie gospodarcze inne niż neoliberalne ocenia się u nas jako przejaw niechęci do postępu i kultywowanej nowoczesności. Dogmat powszechnej prywatyzacji jest niepokojący.

Spółdzielcza forma własności budzi postawę dzielenia się z innymi członkami spółdzielni. Wytwarza poczucie wspólnoty. Jest zgodna z poczuciem sprawiedliwości. Własność spółdzielcza rozwija życzliwość, chęć niesienia pomocy słabszemu, wrażliwość wobec nieszczęść innych ludzi. Jak wyjaśnia w encyklikach papież Jan XXIII, z prawa naturalnego wynika prawo do korzystania z dóbr materialnych przez każdego człowieka. A więc inaczej niż głosił Arystoteles, a za nim św. Tomasz z Akwinu, nie wynika z tego prawa określona forma własności. Jan XXIII zmodyfikował naukę społeczną Kościoła, stwierdzając, że trzy formy własności są zgodne z prawem naturalnym: prywatna, państwowa i spółdzielcza. O tym, która z nich, bądź forma mieszana ma obowiązywać w danym państwie, w określonym czasie – ma decydować władza państwowa, biorąc pod uwagę dobro społeczeństwa.

Stan świadomości decydentów przesądza kwestie własnościowe w państwie. Przejście od urzeczywistnionej w PRL jednej z postaci socjalizmu do neokapitalizmu, nie miało nic wspólnego z oddziaływaniem praw rynku, lecz było wynikiem zmiany politycznej. Podobnie o przejściu w innych krajach, na przykład, od kapitalizmu do socjalizmu też nie zadecydowały prawa rynku, lecz stan świadomości społeczeństwa i zdolność do działania, siła buntu przełożonego na czyny. Podjęłam problem określony tytułem artykułu w obliczu zbliżających się wyborów. Niepokoi mnie głęboko brak ideowych dyskusji. Nie znana jest wizja Polski, do której dążą poszczególne partie. Zapewne jej nie mają. Brutalna i agresywna kampania wyborcza ma na celu – po stronie opozycji – jedynie przejęcie władzy. Społeczeństwo, żeby się rozwijać, powinno mieć kierunkowskazy. Cele nakreślone do spełnienia i zarazem zespalające jednostki we wspólnotę.

Autorstwo: prof. Maria Szyszkowska
Zdjęcie: ninosouza (CC0)
Źródło: MyslPolska.info

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...