wtorek, 30 stycznia 2024

 

Zapędy kobiet w rządzie Tuska? Ogłupiać i zabijać!


Owładnięcie wykształcenia i wychowania, to jeden z głównych celów, jakie obrały sobie judeo-masońskie kręgi. Bezpośredni wykonawcy tych zadań, to niekoniecznie wysoko wtajemniczeni członkowie rozmaitych lóż, lecz najczęściej ich – łase na posady i profity – bezwzględne narzędzia w ludzkiej skórze. W dzisiejszych czasach coraz częściej przybierają one postać kobiecą, czego przykładem są Barbara Nowacka i Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.

Ich dotychczasowa kariera w polskojęzycznej polityce, polegała głównie na tym, że w imię fałszywie pojętej „wolności” wydzierały się na ulicach żądając „prawa” do bezkarnego zabijania nienarodzonych dzieci. Za organizowanie i udział w tzw. czarnych protestach, zostały docenione przez globalistów. W 2016 roku Nowacka i Dziemianowicz-Bąk znalazły się na liście Top 100 Global Thinkers [globalni myśliciele], opracowanej przez amerykański magazyn „Foreign Policy”.

Z ulicznych awanturnic awansowały do ministerstw. Teraz biorą się one za nauczanie polskich dzieci i ustawianie życia polskim rodzinom, żeby dobić w nich resztkę normalności.

Barbara Nowacka została nową minister edukacji i już szykuje drastyczne zaniżenie poziomu nauczania. W czasach fałszywej pandemii, jako przewodnicząca parlamentarnego Zespołu ds. Szczepień i Promocji Zdrowia, dociskała ówczesny rząd PiS, by jeszcze bardziej szprycować Polaków. Kilka lat temu, jako posłanka Platformy Obywatelskiej, współtworzyła projekt zakładający liberalizację aborcji. Polega on na tym, aby każda Polka mogła przerwać ciążę [czytaj: zabić dziecko] do 12. tygodnia. Teraz Nowacka chce stworzyć „lajtową” i „fajową” szkołę dla dzieciaków, których rodzice nie wyskrobali. W związku z tym, ma być od września mniej zajęć z biologii, historii, fizyki, chemii, geografii i języka polskiego. Kolejnym elementem pakietu reform w szkolnictwie ma być likwidacja prac domowych.

Agnieszka Dziemianowicz-Bąk to nowa minister rodziny, pracy i polityki społecznej. Jeszcze w poprzedniej kadencji, jako posłanka Lewicy, prezentowała pakiet „Bezpieczna Polka”, w którym domagała się m.in. legalnej aborcji, bezpłatnej antykoncepcji czy całkowitej refundacji in vitro. W czasach fałszywej pandemii domagała się restrykcji dla niezaszczepionych na COVID-19. A kiedy objęła tekę ministra ds. rodziny, ogłosiła, że należy wycofać zapisy o klauzuli sumienia dla lekarzy, którzy odmawiają aborcji z powodów etycznych. Zdaniem Dziemianowicz-Bąk to relikt, który powinien zniknąć.

Przypominam zatem pewną oczywistość. Nauka nie pozostawia wątpliwości, że życie ludzkie zaczyna się w momencie poczęcia. Komórka ludzka – także ta, której po zapłodnieniu in vitro nie daje się szansy rozwinąć i urodzić (np. poprzez wylanie do zlewu) – ma swój kod DNA, który określa płeć dziecka oraz jaki będzie mieć kolor oczu i włosów, a nawet wzrost (przy zapewnieniu odpowiedniego odżywiania). W związku z powyższym, zarówno aborcja jak i selekcja przy zapłodnieniu pozaustrojowym, to nic innego jak zabicie człowieka. Dotychczas Polska przoduje w europejskich rankingach, jako kraj, w którym największy odsetek osób jest zdecydowanie przeciwnych aborcji. Taki stan rzeczy wynika nie tylko z przesłanek religijnych czy etycznych, ale także z konkretnej wiedzy Polaków w tym temacie.

Zapewne dlatego, że Polacy sporo jeszcze rozumieją, Barbara Nowacka stanowczo odrzuciła pomysł przeprowadzenia referendum ws. liberalizacji prawa aborcyjnego, dekryminalizacji aborcji, kwestii klauzuli sumienia i tabletki „dzień po”. Po prostu chce, aby rząd to wszystko wprowadził, bo tak.

Tymczasem planowe zaniżenie poziomu nauczania, ma na celu obniżenie świadomości Polaków do tego stopnia, żeby można było wmówić społeczeństwu każdą bzdurę i do reszty nim sterować. Jednak trzeba zaznaczyć, że ekipa Donalda Tuska nie robi nic nowego, a jedynie kontynuuje po swoich poprzednikach metodyczne niszczenie narodu polskiego. Trwa to bowiem co najmniej od dziesięcioleci i dokonuje się różnymi pokrętnymi metodami, za pośrednictwem kolejnych rządów. Fragmenty instrukcji przedstawię za chwilę.

Kiedy w latach 1990. chodziłam do szkoły, w ramach odrobienia zadania domowego z języka polskiego, mieliśmy napisać krótki utwór liryczny zakończony puentą. W ten sposób stworzyłam swoją pierwszą (i jedyną jak na razie) fraszkę, którą następnie odczytałam przed całą klasą. Brzmiało to tak:

„Był sobie Jaś razu pewnego,
był on bardzo dobrym kolegą,
w domu był synem wręcz wspaniałym,
prawie we wszystkim doskonałym.

Szkołę on jednak rzadko odwiedzał,
przez to trzy lata w ósmej klasie siedział.

Kiedy nadszedł dorosłości stan,
gdy z Jasia wyrósł rosły Jan,
dzień w dzień łopatę do ręki brał,
którą z niechęcią doły i rowy kopał.

Mamy z tego morał głównie taki,
że nikt cię nie doceni za wiedzy braki”.

Napisałam to wówczas z pewnym przymrużeniem oka, wszak sama należałam do uczniów niechętnie chodzących do szkoły. Na szczęście – mimo nierzadkiej absencji – nigdy nie repetowałam, a nawet udało mi się skończyć potem studia.

Mój ambiwalentny stosunek do nauki wynikał gównie z tego, że szkoła mnie irytowała i nudziła. Nijacy nauczyciele wydawali się być wypaleni zawodowo i pozbawieni powołania. Nie potrafili wzbudzić zainteresowania programem nauczania, nawet z tak ciekawych przedmiotów jak fizyka. Pewne wyjątki stanowili pedagodzy starej daty, ale są już dawno na emeryturze albo odeszli do wieczności. Głód wiedzy jednak posiadałam. Szkolne niedoskonałości rekompensował mi mój śp. Dziadek – Józef Karol Nowak (1920-2013). Zdążył on uzyskać świadectwo maturalne jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym, dzięki czemu posiadał wiedzę większą niż wszyscy znani mi nauczyciele razem wzięci.

W latach przedwojennych poziom nauczania był tak wysoki, że pod koniec XX wieku, mój Dziadek – już jako sędziwy starzec – udzielał mi korepetycji z różnych przedmiotów, w tym z matematyki. Dysponował on bowiem szeroką wiedzą zarówno z przedmiotów humanistycznych, przyrodniczych jak i ścisłych. Kto dziś tak potrafi?

Myślałam kiedyś, że w moich czasach szkoła była beznadziejna (choć pokornie przyznaję, że niespecjalnie przykładałam się do nauki). Tymczasem od tamtej pory poziom znacznie się pogorszył, o czym dowiadywałam się także od samych nauczycieli. W ten oto sposób, z roku na rok polskojęzyczne szkoły wypuszczają w świat coraz większych głupków.

To smutne zjawisko ogłupiania społeczeństwa świetnie obrazuje popularny na „YouTube” kanał pt. „Matura To Bzdura”. Rozrywkowy program (choć to raczej śmiech przez łzy) polega na przeprowadzaniu ulicznych sond, gdzie przypadkowi przechodnie odpowiadają na proste pytania z wiedzy ogólnej. Ich odpowiedzi najczęściej wołają o pomstę do nieba.

Tymczasem od wspomnianego Dziadka – z zamiłowania etnografa, z wykształcenia inżyniera, z zawodu dyrektora jednego z zakładów INCO, którego budowę nadzorował – dowiedziałam się czegoś, o czym nie usłyszałam w żadnej szkole ani na uniwersytetach. Mój Mentor opowiedział mi o niecnych zakusach masonerii. Z kolei jego w tym temacie uświadamiali i ostrzegali przedwojenni profesorowe i działacze społeczni o poglądach narodowych, których mój Dziadek był podopiecznym.

W tej sytuacji, nie pozostaje mi nic innego, jak zacytować fragmenty „Protokołów Mędrców Syjonu”. Tak, wiem – według oficjalnej narracji, jest to fałszywka, spreparowana przez carską Ochranę w celu wzniecania antysemickich nastrojów. Sęk w tym, że wytyczne zawarte w tym dziele, dziwnym zbiegiem okoliczności są konsekwentnie realizowane. Oto przykłady wybranych fragmentów „Protokołów”.

PROTOKÓŁ NR 1

„Polityka a moralność. Polityka nie ma nic wspólnego z moralnością. (…) Kto pragnie rządzić, musi tym samym uciekać się do podstępów i do obłudy. Wielkie cnoty narodu – szczerość i uczciwość – są wadami w polityce (…). Cnoty te powinny być właściwością państw gojów, my zaś w żadnym razie nie powinniśmy powodować się nimi”.

„Prawo silniejszego. Prawo nasze polega na sile. Wyraz „prawo” zawiera w sobie myśl abstrakcyjną i niczym niedowiedzioną. Wyraz ten nie oznacza nic innego, jak tylko: dajcie mi, czego chcę, bym w ten sposób posiadł dowód, żem silniejszy od was”.

„Waśnie partyjne. Naród pozostawiony samemu sobie, czyli parweniuszom z własnego społeczeństwa, sam siebie doprowadza do ruiny wskutek waśni partyjnych, wywołanych przez ubieganie się o władzę i godności, oraz wskutek wypływających z tego zaburzeń. Czyż możliwe jest, by masy ludowe spokojnie, bez zawiści, rozważyły i załatwiły sprawy kraju, których nie wolno łączyć z widokami osobistymi? Czyż zdolne są masy te do przeciwstawienia się wrogom zewnętrznym? Jest to nie do pomyślenia, bowiem plan, rozbity na tyle części, ile głów liczy tłum, przestaje być całością i wskutek tego staje się niezrozumiałym i niewykonalnym”.

PROTOKÓŁ NR 8

„Dwuznaczne korzystanie z kodeksu praw. Musimy zapewnić sobie wszelkie środki, których przeciwnicy mogliby użyć przeciwko nam. Będziemy musieli w subtelnościach i kruczkach słownika prawnego wyszukiwać usprawiedliwienia w tych wypadkach, kiedy będziemy uważali za odpowiednie powziąć decyzje, mogące wydać się zbyt śmiałymi, lub niesprawiedliwymi, bowiem jest rzeczą ważną ujęcie decyzji tych w takie wyrażenia, które by miały pozór wyższych przepisów moralnych”.

PROTOKÓŁ NR 9

„Owładnięcie wykształcenia i wychowania. Wtrąciliśmy się do jurysdykcji, do systemu wyborczego, do prasy, do wolności osobistej, a przede wszystkim do wykształcenia i wychowania, jako do kamieni węgielnych wolnego bytowania”.»

„Fałszywe teorie. Ogłupiliśmy, odurzyliśmy i zdemoralizowaliśmy młodzież gojów przy pomocy wychowania w zasadach, znanych nam, jako fałszywe lecz wpajanych przez nas”.

PROTOKÓŁ NR 10

„Głosowanie powszechne [wybory demokratyczne]. Musimy dopuścić do głosowania wszystkich, bez różnicy klas i cenzusu, aby wprowadzić absolutyzm większości, czego nie można wymusić na klasach inteligentnych, posiadających cenzus”.

„Wartość osobista. Przyzwyczaiwszy wszystkich do pojęcia o wartości osobistej, zniszczymy wpływy rodziny u gojów, oraz jej wartość wychowawczą, położymy kres wysuwaniu się rozumów indywidualnych, którym tłum, przez nas kierowany, nie da wysunąć się, ani nawet wypowiedzieć; tłum przyzwyczaił się do słuchania tylko nas, bowiem płacimy mu za posłuch i uwagę. W ten sposób stworzymy potęgę ślepą, niezdolną poruszać się bez kierownictwa agentów naszych”.

„Szczepienie chorób oraz inne podstępy masonerii. Wiecie doskonale, że dla stworzenia możności wyrażenia pragnień podobnych przez wszystkie narody, niezbędne jest mącić we wszystkich krajach stosunki narodowe i rządy, aby przemęczyć ogół nieładem, nienawiścią, walką, a nawet męczeństwem, głodem, szczepieniem chorób, nędzą. Wówczas goje nie będą widzieli innego wyjścia, jak tylko oddanie się zupełne i ostateczne pod władzę naszą. Gdybyśmy dali narodom wytchnienie, wówczas nie wiadomo, czy kiedykolwiek nastąpiłaby chwila upragniona”.

PROTOKÓŁ NR 12

„Pojmowanie masońskie wyrazu »wolność«. Wyraz »wolność«”, który może być pojmowany różnorodnie, my określamy jak następuje: Wolność jest prawem czynienia tego, na co kodeks pozwala. Podobne pojmowanie posłuży nam w chwili odpowiedniej do tego, aby cała wolność była w naszych rękach, bowiem prawa będą tworzyły lub niszczyły tylko to, co w myśl programu powyższego uznamy za właściwe”.

PROTOKÓŁ NR 16

„Unieszkodliwienie uniwersytetów. (…) Dla nas było konieczne wprowadzenie do ich wychowania tych wszystkich zasad, które tak świetnie poderwały ich ustrój. Kiedy obejmiemy władzę, wówczas usuniemy z wychowania wszelkie przedmioty, wywołujące zamęt i uczynimy z młodzieży posłuszne dzieci władzy”.

„Zastąpienie klasycyzmu. Klasycyzm, oraz wszelkie studia nad historią starożytną, zawierającą więcej złych, niż dobrych przykładów, zastąpimy przez studia nad programem przyszłości. Wykreślimy z pamięci ludzi wszystkie fakty z wieków minionych, niepożądane dla nas, pozostawiając tylko te, które uwydatniają wszelkie omyłki rządów gojów”.

„Skasowanie wszelkiego nauczania wolnego. Skasujemy wszelkie nauczanie wolne. Młodzież ucząca się będzie miała prawo zbierania się wraz z rodzicami w zakładach naukowych niby w klubach. W czasie zebrań tych w dni świąteczne profesorowie będą miewali odczyty, rzekomo wolne, na temat stosunków ludzkich, o zasadach”.

„Nauka poglądowa. System ukrócenia myśli jest już czynny w formie tak zwanego systemu nauki poglądowej, mającej zamienić gojów w bezmyślne, uległe zwierzęta, potrzebujące metody poglądowej, by nauczyć się czegoś”.

PODSUMOWANIE

„Protokoły Mędrców Syjonu” zostały wydane 1903. Przytoczone przeze mnie fragmenty pochodzą z przekładu jaki ukazał się Nakładem Towarzystwa „Rozwój” (Warszawa – 1923).

To nie jest żaden przypadek, że powyżej zacytowane treści jak ulał pasują do tego, co dzieje się dzisiaj na naszych oczach. Problem w tym, że zbyt wielu Polaków nie chce tego dostrzec.

Autorstwo: Agnieszka Piwar
Źródło: Piwar.info


  1. bboyprezes 30.01.2024 10:29

    “Protokoły…” jak ktoś chce to można szybko znaleźć pdf do czytania.

  2. emigrant001 30.01.2024 10:49

    Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie.
    Tak było niedługo przed rozbiorami:)

 

Dlaczego Polska potrzebuje gospodarki łowieckiej?


Obecnie koła myśliwskie nie mają dobrej prasy wśród „postępowych elit”. Istnieją nawet takie środowiska, które uporczywie domagają się wręcz zakazu polowań, zakazu połowu ryb w rzekach. Gdyby te zamierzenia odniosły sukces, byłby to mocny cios sił rewolucji w kierunku społeczeństwa tradycyjnego. Nawet na szczeblu unijnym istnieją powolne przymiarki do tego, by utrudnić życie myśliwym (co zaskakuje negatywnie, gdyż takie sprawy powinny być tylko i wyłącznie domeną parlamentów krajowych). Dlatego też za obowiązek obywatelski należy uznać sprzeciw wobec szalonych postulatów, które chcą narzucić nam organizacje pseudoekologiczne.

Rolnicy muszą mierzyć się w swojej codziennej działalności z dzikami, które niszczą ich zbiory kukurydzy. Później ta sama kukurydza zostałaby np. przerobiona na kiszonkę dla bydła. Rolnicy muszą mierzyć się w swojej codziennej działalności z wilkami, które potrzebują ok. 5 kg mięsa dziennie. Te niebezpieczne drapieżniki, chociażby w Bieszczadach, zagryzają psy gospodarzom na ich własnych podwórkach, zagryzają inwentarz żywy. I właśnie po to są myśliwi, aby populacja dzikiej zwierzyny znajdowała się na odpowiednim poziomie, aby straty nie były zatrważające, aby bronić materialnych interesów naszych producentów żywności. Dobro farmerów powinno być dla nas wszystkich priorytetem z prostej przyczyny: bez jedzenia ludzkość wymrze. Nasze codzienne, wygodne, miejskie życie zawdzięczamy ciężkiej pracy tej właśnie grupy społecznej. Jest to tym bardziej istotne zagadnienie z tego względu, że rolnictwo to dziedzina o niewielkiej rentowności, niskich marżach, stąd każda strata dobytku bardzo boli gospodarzy.

Powyższe prawdy mogą być uznane za trywialne. Okazuje się, iż jednak dla wielu środowisk nie są. Stąd też zacznijmy może od prostego pytania: dlaczego w ogóle powstają ruchy antyłowieckie? Otóż tych przyczyn jest kilka.

Po pierwsze, coraz mniejszy odsetek osób pracuje w rolnictwie i ma rodzinę na wsi. W związku z czym ulega zatraceniu zrozumienie tego, jak wygląda produkcja żywności, jak wygląda przyroda, jak bezwzględna potrafi być natura. Na wsi od zawsze prowadziło się ubój gospodarski, a chorowite zwierzęta szły na rzeź. Jak wilk albo lis zagrażał dobytkowi gospodarza, to należało go zlikwidować za pomocą broni, trutki lub pułapki. Każde zwierze funkcjonujące przy gospodarzu miało jakieś zastosowanie, zarówno bydło, jak i drób. Dla ludzi wzrastających na wsi oczywiste jest, iż kura daje jajka, a krowa daje mleko. I człowiek powinien z tych dóbr korzystać, żeby żyć. Natomiast kiedy oderwano przeciętnego człowieka od gospodarstwa rolnego, wraz z upływem czasu zrodziły się zwariowane poglądy, zgodnie z którymi dojenie krowy to gwałt na zwierzęciu, a jedzenie jajek to zbrodnia wobec kury. Zupełnie inaczej patrzą na sprawę osoby żyjące na prowincji, gdyż rozumieją one, iż śmierć zwierzęcia, czy to dzikiego, czy to hodowlanego, stanowi pewien naturalny porządek rzeczy, taki jak istniał od wieków.

Alienacja od problemów wsi spowodowała utworzenie zjawiska społecznego nazywanego bambinizmem. Bambinizm to wyidealizowany oraz naiwny sposób postrzegania świata przyrody, a zwłaszcza zwierząt, w sposób ukształtowany przez filmy rysunkowe dla dzieci i inne przekazy z dziedziny kultury masowej. Orędownicy tej ideologii humanizują zwierzęta, patrzą na zwierzęta niczym na ludzi, a wręcz często bardziej cenią zwierzęta niż ludzi. Wielu singli nie chce założyć rodzinę, gdyż woli mieć „Psiecko” – psią alternatywę, zwierzęcy substytut zamiast prawdziwego dziecka. Aktywiści próbują również zmieniać język dla własnych potrzeb. Przykładowo głoszą, że „krowa straciła córkę”, podczas gdy faktycznie mogła ona stracić co najwyżej cielaka. Aborcja nie budzi u nich odrazy, ale znęcanie się nad zwierzętami już tak. Największe względy tych środowisk odnotowują jednak tylko zwierzęta fotogeniczne: konie, psy, wilki, króliki. Na ten moment szczury i owady nie cieszą się jeszcze takim poparciem.

Po drugie, cywilizacja zachodnia została zakażona wirusem egalitaryzmu. Niektóre kręgi akademickie doszły do wniosku, że skoro prawnie zrównaliśmy ludzi, to należy również prawnie zrównać człowieka ze zwierzęciem. I ten pogląd został zaimportowany od akademików do lewicowych organizacji pozarządowych. Ot, rodzi nam się kolejna mądrość etapu wywrotowców. Przejawem tych tendencji są pomysły pokroju „Piątka dla zwierząt” – te postulaty uznać możemy oczywiście tylko za przymiarki do tego, co chcą nam zafundować w przyszłości. Celem szykowanej nam rewolucji będzie nadanie zwierzęciu pełnej osobowości prawnej, o czym na razie cicho szepczą tylko niektórzy.

Wyżej wspomniane środowiska rewolucyjne działają za pomocą strategii niewielkich kroków. W 2018 r. doszło do nieszczęsnej zmiany prawa łowieckiego. Wówczas wprowadzono zakaz zabierania osób poniżej 18 roku życia na polowania. I zauważymy w tym momencie obłudę obecnych czasów. Gdy dziecko chce zmienić płeć, gdy chłopczyk chce chodzić w sukienkach – wszystkie współczesne środowiska medialne uznają takie tendencje za coś godnego pochwały. Natomiast gdyby rodzic próbował przeciwstawiać się faktycznej deprawacji swojego dziecka, szybko zostałby okrzyknięty jakimś „fobem”, szybko czekałby go kurator, a nawet więzienie. Za pomocą gróźb prawnych państwa przeżarte przez myśl lewacką ingerują w prawo do wychowania swojego dziecka zgodnie z własnym sumieniem.

Antypedagodzy, niestety, osiągnęli swoje zamiary. Jednak ich działania prowadzą do wychowywania słabych generacji, które mdleją na widok krwi, które w sytuacji konfrontacji z wrogiem będą chować się pod pierzynę. Za ich niechlubne dzieło można uznać pokolenie tzw. „płatków śniegu”. Ci młodzi byli wychowywani poprzez wyeliminowanie z ich życia przemocy. Rezultaty tego kształcenia są tragiczne, gdyż nowa generacja to tchórze, rozklejający się pod presją. Potrafią oni tylko płakać lub krzyczeć, mając w pogardzie dyskusje i cywilizowaną wymianę poglądów pomiędzy dwoma różnymi ludźmi. Nie chodzi tutaj oczywiście autorowi o pochwałę pastwienia się nad młodymi ludźmi, o hartowanie ich rozżarzonym żelazem niczym w jakimś spartańskim obozie. Natomiast każdy człowiek musi zrozumieć, że świat, że przyroda, działa w oparciu o przemoc – i każda próba zaprzeczania rzeczywistości prowadzi do upadku. Przykładowo: głodny lew bez sentymentu przegryzie krtań gazeli. Co do zasady organizmy silne wypierają organizmy słabe. Te mechanizmy odnieść możemy również do ludzkości. Jeżeli Europejczycy staną się mięczakami, jeżeli będą wyznawać wartości godne pogardy, to na ich miejsce przyjdą takie ludy, które są twarde, które są bezwzględne, które są moralnie zdrowe.

Po trzecie, ekologizm to nie tylko ideologia, ale również poważny biznes, gdzie pod płaszczykiem pięknych haseł i ideałów można legalnie szantażować przedsiębiorców. Gdy inwestor chce poszerzyć swoją działalność, dokonać odważnej inwestycji, nagle spontaniczne protesty utrudniają mu realizacje tego celu. A rozwiązanie tego problemu leży wyłącznie w wysłaniu darowizny odpowiedniej wysokości na organizację proekologiczną. Być może próby zakłócania polowań, tak często filmowane przez aktywistów, stanowią przymiarki do wyłudzenia odszkodowań od myśliwych, stanowią okazję do doszacowania się, wzbudzenia sensacji, czy też dają możliwość zgrywania męczennika za sprawę.

Doskonałym przykładem powyższego zjawiska może być ostatnia sprawa dwóch aktywistów, którzy zaglądali do gawry niedźwiedzia w Bieszczadach. Wykazywali oni z założenia złą wolę, gdyż chcieli udowodnić nieprawidłowości nadleśnictwa. Zdenerwowane zwierzę odpłaciło pięknym za nadobne – jeden z pseudoekologów został mocno pokiereszowany. Innym podejrzanym przypadkiem była sytuacja, kiedy to służby mundurowe likwidowały nielegalne obozowisko „Kolektywu Wilczyce”. W całym tym pobojowisku odnaleziono: broń gazową, kusze i narkotyki. Onegdaj w Puszczy Białowieskiej radykalni działacze przykuwali się łańcuchami do drzew, w zasadzie tylko po to, by kornik drukarz mógł bez skrępowania spustoszyć drzewostan. Takie sytuacje są głęboko podejrzane i rodzą słuszne pytania: kto za to wszystko płaci? W końcu normalni ludzie nie zajmują się dziwnymi akcjami uzdrawiania świata, tylko mają na głowie podatki, rachunki, kredyty i dzieci.

Na samym końcu warto napisać jeszcze o tym, dlaczego potrzebujemy środowiska wędkarzy, również znajdującego się na cenzurowanym. Otóż członkowie PZW opłacają roczne składki, które częściowo przeznaczane są na zarybianie rzek. Dlatego nigdy nie będzie miała miejsce sytuacja, w której wytrzebimy nasze ulubione szczupaki, okonie czy pstrągi. W interesie entuzjastów wędkarstwa, w interesie ich organizacji jest dbałość zarówno o naturę, jak i o odpowiednią ilość ryb w rzekach. Kiedy miało miejsce masowe śnięcie ryb w Odrze, spowodowane prawdopodobnie przez zakwit glonów, to właśnie wędkarze pomagali ratować ekosystem, to właśnie wędkarze jako pierwsi informowali media o nieprawidłowościach.

Środowiska lewackie są niezwykle agresywne w swoich działaniach. Ich cel uznać należy za oczywisty: zniszczenie wszelkich przejawów normalności oraz tradycji. Walka z myśliwymi i wędkarzami to tylko jeden z frontów tej wielkiej wojny. Z naszej strony, ze strony osób zdroworozsądkowych, koniecznym działaniem powinien być bunt, powinien być brak zgody na tego typu działania. O deprawatorach powinniśmy głośno mówić, obszernie o nich pisać, jak również stanowczo z nich szydzić. A gdy aktywiści przeszkadzają w legalnie odbywających się polowaniach, państwo musi wkroczyć i bez skrępowania karać tego typu zachowania.

Autorstwo: Karol Skorek – Prezes Zarządu SPiR „Swojak”
Nadesłano do portalu WolneMedia.net


  1. emigrant001 30.01.2024 10:59

    Żyjemy w świecie hipokryzji, gdzie największy autorytet posiada najgłośniejszy hipokryta:)


 HISTORIA HUCPY OWSIAKA W ODCINKACH

dzięki Piotr Wielgucki- wpis aktualizowany


 

Odcinek 1 - "Narodziny"
Jerzy Zbigniew Owsiak, urodzony w 1953 roku w Gdańsku, syn pułkownika MO Zbigniewa Owsiaka i księgowej MO Marii Owsiak z domu Kirsz, jego starszy brat Andrzej Osiak należał do ORMO. Uczył się się bardzo słabo, powtarzał klasę w liceum ekonomicznym, maturę zdał dzięki łapówkom, jak sam twierdził. Kilkukrotnie i bezskutecznie próbował dostać się na ASP i psychologię.
Cytat podsumowujący odcinek: "W Stanie Wojennym ukrywałem radio, bo bałem się, że jak wpadnie Milicja, to mi je skonfiskuje" - Jerzy Owsiak.
ODCINEK 2- "Początki kariery i fałszywego mitu społecznika"
Jerzy Owsiak po raz pierwszy szerzej zaistniał w 1988 roku, na antenie "Rozgłośni Harcerskiej". Pojawił się tam, jako menadżer zespołu Voo Voo, a przyprowadził go Wojciech Waglewski lider grupy. Owsiak zdemolował audycję swoimi absurdalnymi komentarzami, wypowiadanymi fatalną polszczyzną i dykcją, ale to "miało swój urok" i jak się później okazało moc propagandową.
Od tej pory zaczęło się nachalne lansowanie Owsiaka i jego "Towarzystwa Przyjaciół Chińskich Ręczników" z naczelnym hasłem "uwolnić słonia". Paplania bez ładu i składu udająca "teatr absurdu", była tak naprawdę propagandową reakcja peerelowskich władz na autentyczny bunt młodzieży i sprzeciw wobec komunistycznej władzy.
Owsiak był peerelowską wersją "Pomarańczowej alternatywy" i z dnia na dzień zaczął pojawiać się wszędzie: w "Trójce" na organizowanych przez siebie imprezach, a także na festiwalu w "Jarocinie", na którym Chełstowski zrobił z niego wodzireja.
W 1992 roku właśnie w Jarocinie Owsiak po raz pierwszy zorganizował zbiórkę, ale skończyło się to całkowitą porażką. Jeszcze większa katastrofa to sam udział Owsiaka w roli wodzireja, został bezlitośnie wygwizdany i wręcz zmieciony ze sceny, gdy próbował udawać wychowawcę dzieci i młodzieży. Na scenę festiwalu nigdy nie wrócił, ale to właśnie wtedy zaczął myśleć o własnej imprezie, o czym opowiem w następnych odcinakach.
ODCINEK 3 - "Jedyna prawie uczciwa zbiórka Owsiaka, ale nie WOŚP"
Tak jak rok 1988 był przełomowy dla samego Owsiaka, tak rok 1993 był początkiem wielkiej marketingowej, ideologicznej i politycznej hucpy, która przybrała nazwę Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Po nieudanych zbiórkach w Jarocinie i na antenie „Trójki” w ramach audycji „Brum”, Owsiak wydębił na TVP organizację zrzutki na respirator dla Centrum Zdrowia Dziecka.
3 stycznia 1993 odbyła się całkowicie spontaniczna zbiórka pieniędzy, która okazała się wielkim sukcesem. Dzięki szerokiej promocji TVP zebrano około 1,5 miliona dolarów oraz biżuterię. Za zgromadzone środki, bez odliczania żadnych kosztów i prowizji, po kilku miesiącach zakupiono nie tylko respirator, ale kilka respiratorów, kardiomonitorów, inkubatorów, defibrylatorów, pomp strzykawkowych, pulsoksymetrów, CPAP-ów. Rozliczenie zbiórki trwało parę miesięcy, a nie lat, nikt nie pobrał żadnych prowizji i kosztów organizacji. Jedyne wątpliwości budziło rozliczenie biżuterii, bo tę Owsiak postanowił przekuć na „serduszka WOŚP”, bez żadnej wyceny i kontroli nad tym procesem.
Zaraz po imprezie, w stołówce TVP miało dojść do rozmowy pomiędzy Jerzym Owsiakiem i Walterem Chełstowskim, obaj byli podnieceni ilością zebranych pieniędzy i językiem bazarowym mieli planować stworzenie stałego biznesu wokół tej akcji, Świadkiem rozmowy miał być Robert Tekieli, ale nigdy nie podał szczegółów do wiadomości publicznej.
W marcu 1993 roku powstała Fundacja WOŚP, jednak jej pomysłodawcą był Walter Chełstowski, nie Jerzy Owsiak, potem Owsiak Chełstowskiego, jak i wielu innych osób, pozbył się z zarządu fundacji. Dziś w zarządzie WOŚP zasiadają cztery osoby: Jerzy Owsiak (prezes), Lidia Niedźwiedzka-Owsiak, Bohdan Maruszewski i Piotr Burczyński. Taki skłąd zarządu pozwala Owsiakowi i jego żonie na pełną kontrolę, bez nich nie zapadnie żadna decyzja.
O ile założenie fundacji to pomysł Chełstowskiego, o tyle autorem całkowicie absurdalnej nazwy Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy jest sam Owsiaka, który przyznał po latach, że po prostu tak „wystrzelił”. Owsiak jest też autorem banalnego logo WOŚP i jak się swego czasu żalił, jest to „dzieło”, które zostało fatalnie ocenione przez zawodowców pod kątem kompozycji i samej sztuki tworzenia grafiki. Pamiętać przy tym należy, że umiejętności Owsiaka nie pierwszy raz tak brutalnie zostały zweryfikowane, wcześnie jego „talent” kilkukrotnie odrzucała komisja egzaminacyjna ASP.
ODCINEK 4 - "Zaczyna się prawdziwy biznes Owsiaków, chociaż na początku muszą się dzielić Mrówką"
Cofnijmy się w czasie, do roku 1989, w którym powstała firma Ćwierć mrówki należąca do Waltera Chełstowskiego i Jerzego Owsiaka. Wcześniej firma zarobiła na koncertach i innych drobniejszych imprezach, ale tuż przed powstaniem WOŚP zapuściła dren w TVP. Flagowym programem wokół WOŚP-owym było „Róbta, co chceta” w reżyserii Chełstowskiego, ta sama firma organizowała też festiwal Przystanek Woodstock.
Owsiak szybko się jednak zorientował, że nie musi się dzielić z człowiekiem, który tak naprawdę go stworzył. W efekcie tych przemyśleń w 1995 roku powstała jednoosobowa firma „Mrówka Cała” należąca do Lidii Niedźwieckiej-Owsiak, popularnej „Dzidzi”. Z tą chwilą biznes Owsiaków, robiony na WOŚP, wyskoczył z szyn kolejki wąskotorowej i wskoczył na tory składu pośpiesznego pierwszej klasy.
ODCINEK 5 - "Wszystko pod kontrolą, bo do gry wchodzi „Złoty Melon"
Rok 2003 nie zapisał się w historii ludzkości niczym wyjątkowym i w czasie tej historycznej flauty powstaje spółka „Złoty Melon”, w 100% należąca do Fundacji WOŚP. Dlaczego powstała ta spółka?
Tłumaczenie Owsiaka i fundacji jest absurdalne, bo odwołuje się do tego, że WOŚP nie może prowadzić działalności gospodarczej, tymczasem w statucie WOŚP jest zapisana taka możliwość.
"Złoty Melon” powstaje z trzech powodów, po pierwsze bezpośrednie zlecenia usług, które Jerzy Owsiak i Lidia Niedźwiedzka-Owsiak kierują do firmy Lidii Niedźwiedzkiej-Owsiak, zaczynają „pachnieć” na kilometr. Po drugie Lidia Niedźwiedzka-Owsiak ma pensję i pracuje na emeryturę, a „Jurek” nie.
Po trzecie trzeba zbudować bardziej subtelny łańcuch zleceń, w którym „Złoty Melon” jest drugim ogniwem, zanim kasa pójdzie do rodzinnych firm Owsiaków.
Na „Złotego Melona” WOŚP wykłada 1 500 000 zł, prezesem firmy zostaje Owsiak i sam siebie zatrudnia na stanowisku dyrektora.
Przez kilka lat firma jest pod kreską, ale pierwsze poważne zlecenie i tak poszło do „Mrówki Całej”, a był to film o „Przystanku Woodstock”. Na tym festiwalu „Mrówka Cała” zarobiła najwięcej (grubo ponad milion, według szczątkowej dokumentacji dostarczonej do sądu, reszty dokumentacji Owsiak nie zgodził się dostarczyć), chociaż film okazał się kompletną klapą.
Ponadto WOŚP od początku istnienia przelewa do „Złotego Melona” wielomilionowe kwoty na realizację Finałów i „Przystanku Woodstock”.
ODCINEK 6 - "Rodzina Owsiaków bierze i kontroluje wszystko"
W fundacji WOŚP na stanowisku dyrektora zatrudniona jest Lidia Niedźwiedzka-Owsiak, z średnią pensją 22 000 zł, a maksymalną 56 000 zł. W „Złotym Melonie” sam siebie na stanowisku dyrektora zatrudnił Jerzy Owsiak z pensją 26 000 zł, ponad to sam ze sobą podpisywał umowy zlecenia i takie same umowy podpisywał z żoną. W zarządzie WOŚP są 4 osoby, w tym małżeństwo Owsiaków, bez którego nie może zapaść żadna decyzja. W „Złotym Melonie” rządzi wyłącznie Owsiak, a jedynym przedstawicielem WOŚP na radzie wspólników spółki jest jego żona Lidia Niedźwiedzka-Owsiak.
Dzięki takiemu układowi przez „Złotego Melona” w sposób absolutnie niekontrolowany można przerzucać miliony złotych. Do tej pory, na zlecenia Owsiaka, co najmniej 120 000 000 zł zostało przelane na konta firm zewnętrznych, a głownie były to: „Mrówka Cała” należąca do żony, Tabasco i Boscata należące do Jacka Stachery, niedoszłego „zięcia” Owsiaka.
„Złoty Melon” zarządza nieruchomościami w Młyn Szadowo, gdzie odbywają się wyłącznie komercyjne szkolenia i imprezy, Złoty Melon jest organizatorem „Przystanku Woodstock” i Finałów WOŚP, a tak naprawdę ostatnim podwykonawcą są wyżej wymienione firmy związane z rodziną Owsiaków. Nawet udział w „konkursie ofert” na sprzęt medyczny wymaga wpłacenie bezzwrotnego wadium na rzecz „Złotego Melona”.
ODCINEK 7 - Odcinek siódmy - "Owsiakowi kompletnie odbija, wydaje mu się, że może wszystko”
Po zmonopolizowaniu Fundacji i dołożeniu „Złotego Melona” podpiętego pod prywatne spółki Owsiak staje się jeszcze bardziej bezczelny niż był kiedykolwiek. Na pytanie w jaki sposób finansuje festiwal, odpowiada, że odsetek bankowych, bo z tymi „może robić co chce”. Ponieważ „Przystanek Woodstock” też obstawił swoimi biznesami i znajomymi, broni interesu jak gangster i przekracza granice prawa, napadając stoisko z okularami i naruszając nietykalność cielesną sprzedawcy.
Prokuratura pierwszy raz zaciąga Owsiaka do sądu, ale ten daje się namówić obrońcy na pokrycie strat i przeproszenie ofiary napaści. Wtedy jeszcze Owsiak nie wiedział, że sądy będzie odwiedzał regularnie, ale za to cała Polska mogła zobaczyć, że „Przystanek Woodstock” to impreza, na której wóda i narkotyki przelewają się cysternami, niestety Owsiak skutecznie zastrasza wszystkich, którzy o tym mówią, nawet nastoletnią studentkę podaje do sądu i przerażoną zmusza do zmiany opinii.
Sądy cenzurują też „Nasz Dziennik” i TV Trwam, za pokazywania prawdziwego obrazu „festiwalu”. Co ciekawe festiwal nasączony alkoholem i narkotykami, jest realizowany w ramach celów statutowych WOŚP, a główny to: „ratowanie życia i zdrowia dzieci”.
ODCINEK 8 – "Owsiak popełnia największy błąd w swoim życiu”
Rok 2013 jest wyjątkowo pechowym rokiem dla Jerzego Owsiaka, chociaż o tym przekona się dopiero w roku 2014. Po serii artykułów prostego chłopa z Biskupina, który podpisuje się Matka Kurka, Owsiak dostaje szału, za pieniądze WOŚP wynajmuje mecenasa Jacka Zagajewskiego i idzie do sądu karnego, oskarżając Bogu ducha winnego chłopa o zniesławienie. Jeszcze przed terminem rozprawy „Jurek” uczestniczy w zjeździe blogerów w Gdańsku i tam krzyczy ze sceny: „Mamy tę siłę, aby powiedzieć Matce Kurce pierdol się”, po czym dodaje „będziesz miał w dupę” (Matka Kurka).
Jesienią 2013 roku rusza proces, ale to zima 2014 roku będzie dla Owsiaka traumą na całe życie. Po zeznaniach Matki Kurki bezlitośnie demaskujących wszystkie kłamstwa „dyrygenta” i przepływy finansowe, Owsiak dostaje amoku, czuje „zapach komór Auschwitz”, ogłasza i jednocześnie dementuje swoje odejście z WOŚP. Ten, który miał się „pierdolić” i „dostać w dupę” już na zawsze będzie towarzyszył Owsiakowi, stanie się jego koszmarnym snem i lękiem, przed ujawnieniem wszystkich cynicznych biznesów, ale o tym następnym odcinku.
ODCINEK 9 – "Owsiak nie pamięta, czy jest prezesem „Złotego Melona” i gdzie dłużej pracuje”
Rok 2014, Jerzy Owsiak, który wcześniej krzyczał do Matki Kurki „pierdol się” i „będziesz miał w dupę”, składa zeznania przed Sądem Rejonowym w Złotoryi. Po serii konkretnych pytań od Matki Kurki, kompletnie się gubi i kompromituje. Mógłbym w tym momencie być złośliwy albo stronniczy, dlatego oddaję głos sądowi. Oto fragment uzasadnienia wyroku IIK 358/13.
(…)sąd dostrzegł w tych zeznaniach szereg nieścisłości. Część tych nieścisłości nie miała charakteru pierwszorzędnego, dotyczyło to takich kwestii, jak wskazywanie, iż od początku istnienia spółki ,,Złoty Melon” pełnił on w niej funkcję prezesa zarządu, a następnie wskazywanie, iż nie wie kto jest prezesem tego podmiotu, czy też wskazywanie, że czternaście godzin dziennie poświęca pracy w fundacji, a następnie, iż całą swoją siłę wkłada w pracę dyrektora graficznego w spółce ,,Złoty Melon”.
Pewne nieścisłości dotyczyły jednak zagadnień istotnych z punktu przedmiotu procesu. Świadek Jerzy Owsiak z jednej strony przedstawiał, iż doskonale wie co i do kogo mówi, a następnie podawał, że nie pamięta słów wypowiadanych pod adresem Piotra Wielguckiego (przy czym w pytaniach oskarżonego treść tych słów była przytaczana) w sytuacji, gdy słowa te oskarżony w sposób bezsprzeczny wykazał. Jerzy Owsiak w jednym zdaniu zaprzeczał, aby fundacja organizowała szkolenia dla ratowników medycznych, po czym w kolejnym zdaniu to potwierdzał.
ODCINEK 10 – "Księgowa WOŚP i Złotego Melona nie ma pojęcia, jak wygląda księgowość WOŚP i Złotego Melona”.
Kolejny świadek zaznaje w procesie złotoryjskim, tym razem jest to główna księgowa Dorota Pilarska. W tym miejscu warto podkreślić, że Lidia Niedźwiedzka-Owsiak jest księgową i to z wyższym wykształceniem, ale z jakichś powodów nie została główną księgową WOŚP. Pani Pilarska wypadła w sądzie fatalnie, sprawiała wrażenie kompletnie zagubionej i nie potrafiła odpowiedzieć na podstawowe pytania. Oddajmy ponownie głos sądowi, który tak w uzasadnieniu wyroku ocenił zeznania Doroty Pilarskiej!
Świadek Dorota Pilarska, pełniąca funkcję głównej księgowej w fundacji WOŚP od 15 lat, potwierdziła, iż środki, uzyskane z lokat kapitału, zebranego w czasie zbiórki publicznej, były przeznaczane na zakup nieruchomości. Do zeznań tego świadka sąd podszedł jednak ostrożnie, gdyż świadek był osobą, która sporządzała wykazy operacji finansowych, o które zwracał się sąd, a które wzbudziły szereg wątpliwości.
Ponadto, co jest dla sądu zadziwiające, świadek nie potrafiła wytłumaczyć wielu kwestii związanych z działaniem programu księgowego, na którym na co dzień pracuje. (…) Z zeznań samej Doroty Pilarskiej wynikał szereg wątpliwości co do możliwości „odczytania” zawartych w nadesłanej dokumentacji danych (do szeregu kwestii sama główna księgowa nie była w stanie się jednoznacznie odnieść).



Komentarz: POPiS - owy kraj
Dobroczyńca z gębą pełną frazesów a w rzeczywistości zwykły cwaniak i naciągacz, oszust i złodziej. Krótko mówiąc pokomunistyczny ochłap, resortowe dziecko. Taka gnida posypana brokatem.

 

Każdy płacący gotówkę od 3000 euro będzie podejrzany


Unia Europejska chce ustalić limit płatności gotówkowych na poziomie 10 tys. euro. Celem nowych regulacji jest „przeciwdziałanie praniu brudnych pieniędzy, szczególnie w kontekście transakcji związanych z rynkiem kryptowalut oraz towarów luksusowych”.

Szwecja jest liderem w Europie w tym zakresie i planuje wycofanie gotówki z obiegu do 2030 r. W całej Unii Europejskiej zostanie ustalony maksymalny limit płatności gotówkowych na poziomie 10 tys. euro. Wszystkie transakcje przekraczające tę kwotę będą musiały być dokonywane za pomocą bankowości elektronicznej.

W przypadku dużych transakcji gotówkowych, o wartości od 3 tys. do 10 tys. euro, konieczne będzie sprawdzenie tożsamości klientów. W sytuacji podejrzenia nielegalnej działalności będzie trzeba zgłosić to właściwym organom. Państwa członkowskie będą miały możliwość ustalenia niższego maksymalnego limitu.

W uzasadnieniu można przeczytać, że przedsiębiorstwa objęte tymi postanowieniami, takie jak instytucje finansowe, banki, agencje nieruchomości, firmy świadczące usługi zarządzania aktywami, kasyna oraz handlowcy, pełnią kluczową rolę w przeciwdziałaniu praniu pieniędzy i finansowaniu terroryzmu. Zaznacza się, że te podmioty mają największe możliwości wykrywania podejrzanych działań.

Przepisy obejmą różne sektory, w tym rynek kryptowalut, a także branżę dóbr luksusowych. Sprzedawcy metali i kamieni szlachetnych, biżuterii, luksusowych pojazdów oraz dzieł sztuki zostaną zobligowani do przeprowadzania kontroli klientów i raportowania podejrzanych transakcji.

Na poziomie unijnym zostanie utworzony nowy urząd ds. zwalczania prania brudnych pieniędzy.

W Polsce limity płatności gotówką obowiązują przedsiębiorców, a ustalone są na poziomie 15 tys. zł.

Źródło: Goniec.net


  1. Admin WM 29.01.2024 11:33

    W wojnie z gotówką nie chodzi o walkę z praniem brudnych pieniędzy, tylko o likwidację gotówki, kontrolowanie i zniewolenie społeczeństwa, odbierając mu prawo do swobodnego dysponowania własnością prywatną bez monitorowania zakupów.

  2. Katarzyna TG 29.01.2024 11:40

    Nam narzucają limity płatności gotówką a sami biorą łapówy (jak pewna pani wiceprzewodnicząca PE) i trzymają setki tysięcy euro w reklamówkach po domach.

    Ale wiadomo, to MY jesteśmy podejrzani.

  3. emigrant001 29.01.2024 11:52

    Unia europejska staje się unią terrorystyczną, dzięki naszej bierności.
    Zakaz gotówki jest niekonstytucyjny a mimo to chcą z nas zrobić niewolników.
    Nadchodzą ciężkie czasy.

  4. Katana 29.01.2024 12:03

    Oczywiście, że ma to odebrać ludziom resztki wolnego wyboru i dysponowania swoją energią – pieniędzmi.

  5. Irfy 29.01.2024 12:21

    Smutno się takie kocopoły czyta. Co ma gotówka do transakcji kryptowalutowych, skoro kryptowalut za gotówkę z reguły się nie kupuje? Z tymi “towarami luskusowymi” to też pic na wodę, bo i je mało kto za gotówkę kupuje.

    Co więcej, jeśli ktoś chce wyprać krypto, w których przyjmuje na przykład płatności za sprzedane narkotyki, to też się nie musi specjalnie wysilać. Po prostu zakłada sobie konto poza EU, sprzedaje krypto, kasę przelewa gdzieś na Malediwy, stamtąd do dowolnego banku w Szwajcarii. Następnie szybki zakup jakichś nieruchomości W UK i kasa wyprana, że aż lśni. I takich schematów jest mnóstwo.

    A gotówki chcą zakazać dlatego, że bez niej nieszczęśnik, który będzie miał pecha mieć konto na terenie UE albo USA, będzie całkowicie skazany na łaskę i niełaskę rządów. I jak się nie spodoba, to mu władza odetnie dostęp do konta. Co w przypadku braku możliwości płacenia gotówką spowoduje, że biedny żuczek zdechnie z głodu. Chyba że zawczasu się zabezpieczył. Ale o tym myśli mało kto. Co było widać na przykładzie kanadyjskiego “konwoju wolności”. Jego uczestnikom kanadyjski rząd też z miejsca zablokował konta. Tyle że mogli się jeszcze rozliczać gotówką.

  6. Katarzyna TG 29.01.2024 12:26

    Irfy, tu chodzi też o to że póki jest gotówka nie da się “domknąć systemu” i narzucić wszystkim kredytu węglowego i przeliczania KAŻDEGO zakupu na CO2. A to – oprócz systemu kredytu społecznego – jest clue agendy bezgotówkowej. Jak wyeliminować “niepożądane” zakupy? Nakładając na nie wysoki przelicznik CO2.

niedziela, 28 stycznia 2024

 

Wojna totalna i opcja atomowa


W oszalałej Ojczyźnie bawiłem pod koniec grudnia ubiegłego już roku. Wojna domowa wkroczyła w nową fazę, choć można było obserwować dopiero jej zaczątki. Boć fizyczne przepychanki pomiędzy „wybrańcami ludu” i awantury w Sejmie, to dopiero przedsmak ulicznych zamieszek, których można się spodziewać w roku bieżącym. Przedmiotem zmagań są przede wszystkim podstawowe instrumenty władzy w eurodemokracji – media i sądy. Obie strony zarzucają sobie wzajemnie łamanie prawa i… mają przy tym rację! Tyle że nic z tego nie wynika. Na obecnym etapie europeizmu przepisy prawa mają niewielkie znaczenie, chyba że chodzi o regulacje wprowadzone w ramach ideologicznej poprawności — jak „mowa nienawiści”, „rasizm”, „homofobia” itp. Istnieje już nawet jakaś komórka o skomplikowanej nazwie (prościej byłoby określić ją jako „euro-czerezwyczajkę”), która za pomocą donosów, kierowanych do prokuratury, dba o to, aby żadna „zbrodnia myślowa” nie uszła uwadze organów ścigania. Niedawno komórka złożyła donos na Monikę Jaruzelską za to, że umieściła na swoim blogu rozmowę z Grzegorzem Braunem — jedynym posłem, który — gasząc chanukowe świeczki — wystąpił przeciwko naruszaniu godności parlamentu; Sejm Rzeczypospolitej nie jest właściwym miejscem do inscenizowania przez sekty religijnych czy pseudoreligijnych obrządków, ale posłowie są widocznie innego zdania.

A skoro już jestem przy nazwisku Jaruzelski, to nie mogę się powstrzymać od uwagi, że w porównaniu z zakazami, wprowadzonymi przez obecną ideologiczną dyktaturę, czasy późnego Jaruzelskiego można wspominać niemal jako raj wolności.

W Polsce anarchia prawna stała się faktem — do jej zaistnienia walnie przyczyniła się Komisja Europejska — a to jest namacalny symptom rozpadu państwa. Tym bardziej alarmująca powinna być zapowiedź „reform” Unii Europejskiej, które przewidują ostateczną likwidację państwowości jej członków. Tym samym Berlin przystępuje do realizacji wypracowanego już w latach III Rzeszy planu „niemieckiej Europy”. „Skażone źródła” Unii Europejskiej przedstawił John Laughland w opublikowanej w 1998 roku pracy „The Tainted Source: The Undemocratic Origins of The European Idea”. Autor cytuje m.in. wypowiedź niemieckiego ministra oświaty i propagandy, doktora Josepha Goebbelsa, z 1940 roku: „Za 50 lat nie będziemy potrzebowali państwa”. I faktycznie: 50 lat później państwa zdezintegrowanego obozu sowieckiego wkroczyły na drogę „europeizacji”. Vaclav Klaus, jeden z niewielu mężów stanu we współczesnej polityce, już w latach 1990. zauważył, że po raz pierwszy w historii państwa same z siebie decydują się na utratę suwerenności. Nie będzie to, rzecz jasna, dotyczyło Niemiec, które już teraz stosują się do prawa europejskiego tylko wówczas, gdy jest to dla nich korzystne.

A tymczasem problem utraty suwerenności pojawiał się w MMM [media masowej manipulacji] w czasie mego pobytu w Polsce sporadycznie; dominował antyputinowski dżihad i służba Naszym Braciom. Miałem wrażenie, iż 3/4 wiadomości i komentarzy nadawanych pod koniec grudnia 2023 roku przez Polskie Radio 24, dotyczyło wojny na Ukrainie. Również inne tematy starano się łączyć z tym konfliktem. Np. wojna w Strefie Gazy: związek z sytuacją na Ukrainie rozgłośnia skonstruowała za pomocą wypowiedzi jednego z zaproszonych ekspertów, który twierdził, że za atakiem Hamasu na Izrael stoi Putin. Przypomniałem sobie wówczas (mam pamięć może nie najlepszą, ale odporną na próby wywołania amnezji przez MMM), iż jeszcze nie tak dawno temu, gdy nasz sojusznik Izrael zażądał od Polski odszkodowań za holokaust, w rządowej telewizji twierdzono, że – „jak wiadomo” (dosłownie!) – za sprawą tych roszczeń – stoją „służby Federacji Rosyjskiej”. Z tych przekazów można wyprowadzić tylko jeden wniosek: Putin popiera zarówno Hamas, jak i Izrael.

Do podgrzania nastrojów przyczyniła się sprawa obiektu, który ze wschodu wleciał w przestrzeń powietrzną Rzeczypospolitej. Jak ustaliły czujne służby — stosunkowo szybko tę przestrzeń opuścił. Jednak przez 3 dni trwały jego poszukiwania na polskim terytorium. Nic nie znaleziono, nie zidentyfikowano latającego obiektu, aliści władza ludowa, środki przekazu i eksperci zgodnie orzekli, że chodziło o rosyjską rakietę, czyli o „kolejną prowokację Putina”. Ten zaś – i w tej materii panuje absolutna jednomyślność – planuje atak na państwa NATO, a w pierwszej kolejności na Polskę.

Nie tylko u nas, lecz w całym Postępowym Świecie, media głównego nurtu rozpowszechniają dzień w dzień wzajemnie sprzeczne lub wręcz niedorzeczne twierdzenia. Głównym problemem jest zatem nie treść medialnego przekazu, lecz podatność odbiorców na manipulację. Publiczność w Polsce wierzy we wszystko, co ma antyrosyjską wymowę, zwłaszcza jeśli pochodzi ze źródeł amerykańskich lub ukraińskich. A tymczasem zastosowanie elementarnego kryterium weryfikacji – zdrowego rozsądku i podstawowych zasad logiki – pozwoliłoby uchronić się przed myślową intoksykacją. Innym problemem jest kwestia bardziej lub mniej specjalistycznej wiedzy. Redakcja radiowego programu zaprasza eksperta, właśnie dlatego, że ten − w przeciwieństwie do przeciętnego słuchacza – taką wiedzą dysponuje. A przynajmniej powinien. Z tym różnie jednak bywa. „Ekspert” komentujący w Polskim Radiu 24 konflikt żydowsko-palestyński, określał Benjamina Netanjahu jako „prezydenta Izraela”. Skoro jednak ignorancja jest charakterystyczna dla działań polskich elit politycznych – czego można się spodziewać po ekspertach, z których usług korzystają przywódcy partii i państwa?

W zasadzie postanowiłem nie zajmować się więcej komentowaniem treści, propagowanych w Polsce przez media „głównego nurtu”. Jeśli odchodzę w tym miejscu od swego zamiaru, czynię to z uwagi na istotny wątek, który pojawił się w Polskim Radiu 24. Ponieważ chodzi o jedno z czołowych mediów, można przyjąć, że sprawa „opcji atomowej” – bo o niej myślę – jest już elementem politycznych rozważań. Mówił o niej ekspert nazwiskiem Samson (nomen omen!), zapewne profesor którejś z wyższych uczelni, a tych mamy w Polsce bez liku (przy czym — wbrew teorii Marksa — w tym wypadku ilość uczelni nie zawsze przechodzi w jakość, czyli w wysoki poziom wiedzy absolwentów). Samson oświadczył, że aby zwyciężyć w wojnie z Rosją, trzeba również brać pod uwagę „opcję atomową”.

W 2019 roku przeprowadzono w Stanach Zjednoczonych symulację wojny NATO – Rosja, której przyczyną był konflikt dotyczący Ukrainy. Tę wojenną grę opisał jeden z jej uczestników – Harry J. Kazianis – dyrektor ds. badań nad obronnością w Center for the National Interest – politycznym think thanku, utworzonym przez prezydenta Nixona. Artykuł Kazianisa powstał w marcu 2022 roku, krótko po ataku Rosji na Ukrainę. Już wtedy autor zwracał uwagę na podobieństwa pomiędzy wstępnym etapem, przewidzianym w scenariuszu „symulacji”, a rzeczywistością. W 2019 roku amerykańscy stratedzy założyli, że w wojnie NATO — Rosja o Ukrainę, czy też na Ukrainie, dojdzie do eskalacji, włącznie z użyciem broni atomowej. W wyniku konfliktu zginie około miliarda ludzi (omówienie artykuł Kazianisa opublikowano w „Głosie” nr 16 z 23.4.2022 r.).

W ostatnim czasie liczba zwolenników „opcji atomowej” wyraźnie wzrosła. Na początek przypomnieć wypada, że nieustraszony prezydent Zełeńskij już 22 lutego 2022 roku zaapelował o dostarczanie Ukrainie broni nuklearnej. W ubiegłym roku z postulatem wyposażenia Bundeswehry w arsenał atomowy wystąpił były sympatyk RAF [Rote Armee Fraktion], były pacyfista i były niemiecki minister spraw zagranicznych Joseph („Joschka”) M. Fischer. Partia „zielonych”, której jedną z „gwiazd” jest Joschka, konsekwentnie opowiada się za „wojną totalną” przeciwko Rosji, by sięgnąć do określenia, jakim Joe Goebbels posłużył się 18 lutego 1943 roku w swym słynnym przemówieniu w berlińskim Pałacu Sportu. Obecna ministerka spraw zagranicznych RFN, partyjna towarzyszka Joschki, Annalena Baerbock, otwarcie deklaruje, że Niemcy znajdują się w stanie wojny z Rosją.

Joschka trzykrotnie bez powodzenia próbował zdać maturę. Annalena nie tylko zdała maturę, ale nawet studiowała przez 4 lata nauki polityczne w Hamburgu, nie uzyskując jednak dyplomu. Pomimo braku formalnych przesłanek London School of Economics dopuściła Annalenę do studiów podyplomowych i już po roku przyszła ministerka dysponowała dyplomem LLM w dziedzinie public international law. Można jednak przypuszczać, że drogę do politycznej kariery w dobie globalizmu utorowały Annalenie kontakty z innymi instytucjami: była praktykantką w British Institute of International and Comparative Law a później stypendystką German Marshall Fund, przy czym instytucja ta – wbrew nazwie – jest amerykańską fundacją promującą „współpracę transatlantycką”. Prócz tego Annalena skakała z trampoliny do wody i jako juniorka zdobyła nawet 3 brązowe medale w mistrzostwach Niemiec. Joschka z trampoliny co prawda nie skakał, ale za to w „dziedzinie naukowej” przeskoczył swoją partyjną towarzyszkę: mianowano go profesorem na jednym z amerykańskich uniwersytetów! Wiadomo: „Nie matura, lecz chęć szczera…” .

O tym, że Stany Zjednoczone przygotowują atak atomowy na Federację Rosyjską, nie informują wprawdzie MMM, aliści inwestując czas i wysiłek na poszukiwania w mediach alternatywnych lub w periodykach specjalistycznych, można dotrzeć do odpowiednich danych. Głównym powodem rosyjskiej „operacji specjalnej” z 24 lutego 2022 roku, była perspektywa rozmieszczenia na terytorium Ukrainy — po jej włączeniu do Paktu Północnoatlantyckiego — amerykańskich rakiet „tomahawk”, przystosowanych do przenoszenia głowic nuklearnych. To umożliwiłoby przeprowadzenie ataku atomowego na Moskwę czy Petersburg w ciągu kilku minut. O naruszeniu równowagi w dziedzinie bezpieczeństwa Wowa Putin mówił już w 2007 roku w Monachium, na corocznej „Konferencji Bezpieczeństwa”. 7 lat później, po puczu w Kijowie, zdał sobie sprawę z powagi sytuacji: utrata Sewastopola – głównej bazy floty czarnomorskiej – oznaczałaby uniemożliwienie Rosji operacji militarnych w basenie Morza Śródziemnego. Kolejne lata NATO zużytkowało na przygotowania do wojny i na zbrojenie Ukrainy. Z tego jednak Putin sprawy sobie nie zdawał, negocjując w Mińsku niemal do upadłego z Niemcami i z Francją sprawę pokojowego zakończenia konfliktu w Donbasie; łamanie przyjętych ustaleń przez stronę ukraińską nie zniechęciło rosyjskiego prezydenta do kontynuowania pertraktacji. Charakterystyczna była reakcja Wowy, gdy w grudniu 2022 roku była niemiecka kanclerzyca oświadczyła, iż jedynym celem mińskich negocjacji było zyskanie czasu, aby przygotować Ukrainę i państwa NATO do wojny z Rosją: Putin powiedział, że „jest rozczarowany”.

Także premier Holandii Mark Rutte, gotów jest zaakceptować „opcję atomową” w wojnie z Rosją; mówił o tym holenderski europoseł Marcel de Graaff, a wywiad z nim streścił na łamach „Myśli Polskiej” Karol Dwornik. Szczególnie istotne są przede wszystkim głosy w Niemczech, wzywające do użycia wszystkich środków (podkr. TM), jakimi dysponuje Europa (chodzi rzecz jasna o UE) i Stany Zjednoczone, aby wesprzeć Ukrainę w „walce z rosyjskim agresorem”. Z takim postulatem wystąpili 19 listopada 2023 roku na łamach „Zeit Online” Nico Lange – senior fellow, pracujący dla wspomnianej powyżej monachijskiej Konferencją Bezpieczeństwa oraz Carlo Masala, profesor Uniwersytetu Bundeswehry. Zarówno miejsce publikacji („Die Zeit” należy do najbardziej opiniotwórczych tygodników w niemieckim obszarze językowym), jak i stanowiska autorów artykułu, świadczą o tym, że chodzi o konkretną opcję rozważaną w politycznym establishmencie RFN.

Trzeba wiedzieć, że Niemcy — wspierając w perspektywie globalnej hegemoniczną politykę Stanów Zjednoczonych — realizują na Ukrainie własne cele, obliczone na rozszerzenie wpływów na kontynencie europejskim (w sensie geograficznym). Zaangażowanie RFN w regime change w Kijowie w 2014 roku miało na celu zainstalowanie na Ukrainie proniemieckiego rządu; kandydatem Berlina na prezydenta był bokser w stanie spoczynku Witalij Kliczko. Rząd RFN gotów był przy tym sięgnąć do radykalnych środków. Niemiecki politolog i dziennikarz, Gerhard Wisniewski, autor „roczników” zawierających informacje przemilczane w MMM, opublikował treść kontaktów pomiędzy ambasadą niemiecką w Kijowie a urzędem kanclerskim, które miały miejsce w dniach „Majdanu”. Angie Merkel bez wahania zaakceptowała doprowadzenie do rozlewu krwi. Krew się polała, ale to Amerykanie, a nie Niemcy, decydowali o obsadzaniu najważniejszych stanowisk politycznych na Ukrainie. Z uwagi na zbliżające się wybory w Sanach Zjednoczonych, które mogą osłabić globalistyczne tendencje w polityce amerykańskiej, RFN zwiększa swoje zaangażowanie na Ukrainie. Pomimo trudności budżetowych kanclerz Oli Scholz zapowiedział podwojenie pomocy dla Kijowa: w 2024 roku jej wartość ma wzrosnąć do 8 miliardów eurosów. Równocześnie w niemieckiej prasie pojawiły się wywiady z Kliczką, który otwarcie krytykował Zełeńskiego. Tego typu publikacje w MMM nie są przypadkowe.

Jeden z autorów niezależnego szwajcarskiego dwutygodnika „Zeit-Fragen”, komentując wypowiedzi Langego i Masali, przywołał „wojnę totalną”, do której Joe Goebbels wzywał w 1943 roku. W jego przemówieniu chodziło jednak przede wszystkim o to, aby każdy członek narodu niemieckiego, niezależnie od zawodu, pozycji społecznej czy wieku, przyczynił się do ostatecznego zwycięstwa – Endsieg — Rzeszy.

Na dobrą sprawę w Polsce wszyscy obywatele, nie tylko rolnicy czy transportowcy, chcąc nie chcąc ponoszą ofiary na rzecz wojny z Rosją. Wystarczy wspomnieć o inflacji, wzroście cen energii, rosnących kosztach utrzymania, wydatkach z publicznych funduszy na pomoc dla Ukraińców w Polsce, czy też udziale – poprzez wpłaty do budżetu UE – w finansowaniu Ukrainy. Do „wojny totalnej” ex cathedra nikt nie wzywał, ale obywatele już w niej uczestniczą finansowo, choć trudno dokładnie określić, kto i w jakim zakresie odczuwa dodatkowe obciążenia; z pewnością nie dostrzegają ich przedstawiciele politycznych elit. Eksperci, którzy udzielają się w polskich mediach (prof. Samson nie jest jedyny), nie tyle wzywają do „wojny totalnej”, co proponują zwiększenie pomocy militarnej dla Ukrainy ze strony NATO – jako warunek ostatecznego zwycięstwa nad Rosją.

Istnieje natomiast inna analogia pomiędzy położeniem Rzeszy w 1943 roku a obecną sytuacją na Ukrainie. Otóż Goebbels wystąpił ze swym wezwaniem w momencie, gdy stało się jasne, iż Niemcy potrzebują na gwałt żołnierzy, i to w bardzo pokaźnej liczbie: mówiono o 1,5 milionie. Obecnie nawet MMM wspominają o problemie Ukrainy: zaczyna brakować ludzi na front – szacunkowo kilkuset tysięcy. Ochotnicy z Polski i innych postępowych państw – to za mało. Podobnie w 1943 roku: oddziały z różnych krajów, wspomagających Rzeszę lub przez nią podbitych, nie wystarczały. W tej sytuacji Wunderwaffen, o których Goebbels również wspomniał, nie mogły zmienić niekorzystnego dla Niemiec rozwoju wydarzeń. Także obecnie coraz bardziej śmiercionośne uzbrojenie, które państwa NATO kierują na Ukrainę, nie zmienią przebiegu wojny.

Jednak najważniejsza analogia, którą można dostrzec pomiędzy wystąpieniem Goebbelsa a obecną sytuacją, dotyczy dziedziny ideologiczno-propagandowej: Otóż Joe podkreślił w 1943 roku przeciwieństwo pomiędzy „zjednoczoną Europą” i zagrażającą jej Rosją. Nie ma wątpliwości, że ten element przemówienia skierowany był do zachodnich aliantów (Goebbels był zwolennikiem zawarcia odrębnego pokoju z Wielką Brytanią). Dziś „Europa” jest już zjednoczona w postaci kierowanej przez Berlin UE, zaś rządów w państwach „globalnego Zachodu” nie trzeba przekonywać do konieczności wojny z Rosją.

Równocześnie konflikt na Ukrainie jest pierwszą wojną prowadzoną w celu rozszerzenia UE. Jedną z przyczyn, dla których obwody zamieszkałe przez ludność rosyjską, czy rosyjskojęzyczną, oderwały się od Ukrainy, była obawa przed wcieleniem do Unii Europejskiej. W Polsce zapewne mało kto uwierzy, że na kontynencie europejskim nie tylko mieszkańcy Zjednoczonego Królestwa czy Szwajcarii nie chcą znaleźć się w UE. A tymczasem we wschodniej części kontynentu zdecydowanie przeważa niechęć do „postępu” w postaci importowanej kultury masowej, genderyzmu, ateizmu, ideologicznej nowomowy, wszechobecności globalnych koncernów. „My nie chcemy do Jewrosojuza” – mówili protagoniści dokumentalnego filmu „Maidan – The Way to War”. Dokument pozwala również zrozumieć, dlaczego mieszkańcy obwodów donieckiego i ługańskiego nie mieli innego wyjścia, niż chwycić za broń. Ludność rosyjskojęzyczna na wschodnich i południowych obszarach Ukrainy została praktycznie postawiona poza prawem, nie mając żadnych możliwości obrony przed coraz bardziej brutalnym uciskiem ze strony władz centralnych. Informacja o spaleniu żywcem w domu związków zawodowych w Odessie ponad 50 osób przedostała się nawet do mediów globalnego Zachodu. Teraz jednak odbiorca mass mediów w postępowym świecie nie ma żadnej możliwości zorientowania się w przyczynach konfliktu na Ukrainie ani w rzeczywistym rozwoju wydarzeń tamże. Patrick Lawrence — jeden z niewielu wybitnych dziennikarzy (był wieloletnim korespondentem International Herald Tribune), którzy nie zaakceptowali nowej, manipulacyjnej funkcji prasy — podkreśla, że obecna sytuacja nie ma precedensu. Tę ocenę Lawrence sformułował na podstawie obserwacji środków przekazu w Ameryce Północnej i w Zjednoczonym Królestwie, ale odnosi się ona również do prasy w pozostałych państwach globalnego Zachodu. Zwłaszcza w Polsce liczba alternatywnych mediów, publikujących wiadomości objęte cenzurą w MMM, jest niewielka, a korzystanie z nich wymaga większego wysiłku niż siedzenie przed telewizorem. Zbrodnie, których dopuszczają się władze i wojska ukraińskie w czasie obecnego konfliktu, są co prawda rejestrowane przez obserwatorów z OECD, ale informacje na ten temat nie ukazują się w prasie głównego nurtu.

Wojnę o rozszerzenie UE można więc interpretować jako nowe wydanie niemieckiego Drang nach Osten. Zbrojna próba z lat 1940. zakończyła się niepowodzeniem. Natomiast obecne wysiłki utrwalą niemieckie wpływy na Ukrainie, przy czym najbardziej gorliwym (niekiedy aż za bardzo) sojusznikiem Berlina jest Polska. Cóż, Polacy nie od dziś są mistrzami świata w szkodzeniu samym sobie.

Na koniec podkreślić wypada, że „opcja atomowa” wchodzi już w fazę realizacji, choć na razie w formie soft. Stany Zjednoczone i Wielka Brytania dostarczyły Ukrainie amunicji ze zubożonym uranem (depleated uranium weapons). Jej użycie ma zwiększyć straty zadawane siłom rosyjskim. Koncepcja jest logiczna: Zadeklarowanym celem Imperium Dobra w wojnie jest maksymalne osłabienie Rosji. Jest ona najpoważniejszą przeszkodą na drodze do kontroli Euro-Azji, to zaś jest kluczem do panowania globalistów nad światem.

Nie wiadomo, kiedy Waszyngton zleci Ukraińcom wykorzystanie amunicji ze zubożonym uranem. Pewne jest jednak, że wówczas również Rosja sięgnie do tej samej broni. Humaniści z NATO użyli jej już w wojnie przeciwko Jugosławii w 1999 roku; stosowano ją na terenie Serbii oraz Kosowa i Metohiji. Od ćwierćwiecza serbscy naukowcy, wspierani przez Instytut Nanotechnologii z Turynu, badają skutki użycia pocisków z uranem. We wrześniu ubiegłego roku na uniwersytecie w Nišu odbyło się 3. międzynarodowe sympozjum poświęcone tej sprawie. Równocześnie grupa serbskich prawników, z profesorem Srdanem Aleksićem na czele, stara się o uzyskanie odszkodowań dla ofiar natowskich pocisków. Profesor Rita Celi z Turynu ustaliła, że napromieniowanie zubożonym uranem doprowadziło do 100-krotnego przekroczenia granicy szkodliwej koncentracji 21 metali ciężkich w organizmach ofiar. Równocześnie stwierdzono u nich koncentrację zubożonego uranu w wysokości 2,98 mSv (milisiwert), podczas gdy dopuszczalna granica to 0,0055 mSv. Skażenie środowiska jest trwałe, bowiem potrzeba 4 i pół miliarda lat, aby stężenie zubożonego uranu w glebie zmniejszyło się o połowę.

Nie chcę tu wchodzić w szczegóły techniczne, tym bardziej że Aleksić opublikował w ubiegłym roku książkę „The Projectiles of Justice”, poświęconą problematyce użycia przez siły NATO pocisków ze zubożonym uranem. Byłoby natomiast wskazane, aby polscy zwolennicy „opcji atomowej” zapoznali się z wynikami wspomnianych badań, na co się jednak nie zanosi. Zastosowanie depleated uranium shells w wojnie na Ukrainie doprowadzi do tego, że nanocząstki uranu skażą również tereny sąsiednie. A skutki tego będą dla mieszkańców wschodnich obszarów Polski (ale nie dla Niemiec, Holandii, Wielkiej Brytanii czy USA) groźniejsze, niż niezidentyfikowana rakieta, która wleciała na terytorium Rzeczypospolitej. Rakieta spowodowała alarm na najwyższym szczeblu sił zbrojnych, wystąpienia przywódców państwa i rządu, wezwanie rosyjskiego posła do MSZ Perspektywa użycia pocisków z materiałem radioaktywnym w pobliżu polskiej granicy wschodniej nie wywołała, o ile mi wiadomo, żadnej reakcji ze strony patriotycznego rządu PiS-u. Trudno się również spodziewać jakichkolwiek kroków ze strony postępowego rządu pod kierunkiem Koalicji Obywatelskiej. Jedynym politykiem na „wschodniej flance” NATO, który ostrzega przed „opcją atomową”, jest Viktor Orbán. Słowacki premier Robert Fico zapowiedział, że będzie przeciwny włączeniu Ukrainy do Paktu Północnoatlantyckiego, ponieważ zwiększyłoby to niebezpieczeństwo wybuchu trzeciej wojny światowej. Rozszerzanie sojuszu rzecz jasna przybliża taką perspektywę. Ukraina jest jednak już teraz de facto członkiem NATO, ale z pewnym ograniczeniem: żołnierze z państw sojuszniczych nie biorą bezpośrednio udziału w walkach (np. oddziały polskich saperów na Ukrainie brały udział w akcji rozminowywania). Co więcej, ilość państw zaangażowanych w konflikt pozwala przyjąć, że już obecnie ma on charakter globalny; tylko obszar bezpośrednich walk jest ograniczony terytorialnie. Nie można jednak wykluczyć jego rozszerzenia na basen Morza Bałtyckiego czy rejon Kaukazu.

Wojna na Ukrainie jest początkiem długotrwałego konfliktu, który nie skończy się, nawet jeśli dojdzie do zawieszenia broni. Walki mogły zakończyć się już wiosną 2022 roku, w dodatku na warunkach korzystnych dla Ukrainy: strona rosyjska proponowała powrót do sytuacji terytorialnej sprzed 24 lutego 2022 roku. Głównym nierozwiązanym problemem była kwestia gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy, która miała powstrzymać się od przystąpienia do NATO. Waszyngton, wspierany przede wszystkim przez Londyn, nie zezwolił na zakończenie wojny. Wynika to z natury globalizmu, który ma w sobie, podobnie jak nie tak dawno sowiecki komunizm, immanentną potrzebę ekspansji. Dysponuje przy tym potężnym „zbrojnym ramieniem” dla realizacji swych celów, w postaci stale powiększanego Paktu Północnoatlantyckiego.

Wojna, do której Polska ochoczo przystąpiła u boku Najważniejszego Sojusznika, będzie nie tylko totalna, ale również długotrwała i można się obawiać, że kres położy jej dopiero realizacja „opcji atomowej” na pełną skalę.

Autorstwo: Tomasz Mianowicz z Monachium
Źródło: WolneMedia.net

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...