niedziela, 31 grudnia 2023

 

We Francji już boją się nocy sylwestrowej


Wigilia była jeszcze na ogół spokojna. Policja francuska informuje jednak o kilku bójkach i zamieszkach np. w Evreux. Kulminacja przemocy miejskiej przypada jednak w tym kraju „tradycyjnie” na Sylwestra.

Sylwester 2023 „nie poszedł źle” – żartują funkcjonariusze policji. Spalono wówczas „tylko” 690 pojazdów i zatrzymano 490 osób. Po Sylwestrze MSW Gérald Darmanin pochwalił więc pracę policji. W porównaniu z rokiem 2022 r. spalonych pojazdów było o 20% mniej, za to liczba aresztowań wzrosła o 11%.

Stosownie do „świeckiej tradycji” Francji z podpalaniem aut, na noc sylwestrową mobilizuje się dodatkowe siły bezpieczeństwa. Dla policji to także dodatkowy sprawdzian przed zaplanowaną na ten rok olimpiadą letnią w Paryżu. Kolejne burdy oznaczają nadszarpnięcie i tak nie najlepszego wizerunku bezpieczeństwa kraju.

Zapowiedziano m.in. „wzmocniony system bezpieczeństwa na Polach Elizejskich”, a „kilka stacji kolei RER i metra zostanie zamkniętych dla ruchu”. W zamian jednak 11 linii metra i RER będzie kursowało całą noc i za darmo.

Policja może się na razie chwalić spadkiem podpalonych aut w ubiegłym roku, ale rzeczywistość jest taka, że na 2024 rok dodano 111 nowych okręgów sklasyfikowanych jako „priorytetowe”. Chodzi głównie o tzw. „wrażliwe” osiedla, gdzie wystarcza iskra do wywołania zamieszek.

W 2024 r. będzie na mapie Francji już 1362 takich „wrażliwych” dzielnic i to tylko we Francji kontynentalnej. Uwagę zwraca fakt, że takie miejsca znajdują się już we wszystkich departamentach Francji i prowincja przestała być wolna od zjawiska przemocy.

Autorstwo: BD
Na podstawie: „Valeurs”, „Le Figaro”
Źródło: NCzas.info

 

Czy grozi nam siłowe wprowadzenie pojednania?


Mijający rok był trudny, pełen wielkich emocji, sporów, ale też obywatelskiego przebudzenia i tryumfu demokracji – powiedział w sobotę wieczorem w orędziu noworocznym w TVP premier Donald Tusk. Dodał, że ostatnie miesiące nauczyły nas, że „niemożliwe staje się możliwe”.

Orędzie Tuska w niczym nie różniło się od tradycyjnego propagandowego przekazu serwowanego nam zazwyczaj przez nowego-starego szefa rządu „tego kraju”. Drobna różnica była taka, że tym razem ów przekaz popłynął z dopiero co zdobytej przez wierne sługi „premiera stulecia” reżimowej telewizji.

Wystąpienie zaczęło się tak: „Drodzy państwo, powoli żegnamy rok 2023. Co to był za rok? W historii Polski zapisze się jako czas przełomu. Chcę wam za ten rok bardzo podziękować”.

W dalszej kolejności dowiedzieliśmy się, że mijający rok „był trudny, pełen wielkich emocji, sporów, ale też obywatelskiego przebudzenia i triumfu demokracji”. „Udało nam się pobić rekord wyborczej frekwencji. Mijające miesiące nauczyły nas, że niemożliwe staje się możliwe i oto dziś, ja – w telewizji publicznej – już jako premier RP mogę powtórzyć przed wami ślubowanie, które złożyłem podczas Marszu Miliona Serc: zwyciężymy – to już się stało, rozliczymy zło – to już się dzieje, naprawimy krzywdy – to też już zaczynamy. I najważniejsze – pojednamy” – powiedział Tusk.

Jednym słowem „myśmy wygrali, więc wygrała nasza demokracja”. I jedno, i drugie – warto to podkreślić – niczego dobrego nam nie wróży. Tym bardziej że wszelkie „triumfy demokracji” zazwyczaj przynoszą same nieszczęścia. Proces świętowania owego triumfu, jak wynika ze słów Tuska, właśnie zaczyna się rozkręcać, jako „naprawianie krzywd”. Co ciekawe, samo „naprawianie” to jeszcze nie wszystko, przy okazji nowy premier zamierza zaprowadzić w naszym kraju „pojednanie”.

Szef rządu zaznaczył, że ustanawianie w Polsce pojednania „będzie prawdopodobnie najtrudniejszym zadaniem”. I ma rację. Sposób rozpoczęcia przez Tuska rządów, czyli całkowite ignorowanie zasad konstytucji i prawa (o które przecież swego czasu tak zaciekle walczył) przy poklasku UE, gwarantuje, że niebawem nie pozostanie mu nic innego, jak wprowadzić pojednanie siłowo. Co zapewne też nazwie potem triumfem tej ich, pożal się Boże, demokracji. W końcu – jak się przekonujemy w ostatnim czasie – wedle Tuska i jego dworu każdy ich cel uświęca środki.

„Polska to kraj cudów i wspaniałych ludzi” – podkreślił premier. A jak wiadomo, akurat on zna się podobno i na jednym, i na drugim. Oznacza to, że zapowiedziane przez premiera pojednanie, którego ramy – jak zawsze – wyznaczy on sam, jest nieodwołalne.

Autorstwo: JA
Źródło: NCzas.info


  1. MasaKalambura 31.12.2023 12:35

    Dodajmy zatem, że zwycięstwo demokracji nie jest jakimś specjalnie wielkim powodem do radości. Zgodnie z podziałem Arystotelesa istnieją 3 główne formy władzy ze swoimi trzema bliźniaczymi odwrotnościami.

    I tak mamy formę Królestwa – gdzie rządzi jeden człowiek i dynastie, i gdzie interes Króla wypływa wprost z interesu obywateli, zatem Król działając w interesie obywateli działa tym samym we własnym interesie.
    Odwrotna forma bliźniacza to Tyrania, gdzie tyran podnosi swój status kosztem poddanych.

    Mamy również formę władzy gdzie rządzi mała grupa ludzi – Arystokracja, i podobnie jak wyżej interes obywateli jest jednocześnie interesem Arystokratów. Odwrotnością jest Oligarchia, w której interes oligarchów osiągany jest kosztem majątku obywateli.

    No i najbliżej nas mamy Politeję (inaczej republikę), w której rządzi wielka liczba ludzi (kilkudziesięciu ministrów, setki posłów senatorów i samorządowców) i interes obywateli zbiega się z interesem władzy, Oraz jej odwrotność demokrację, gdzie rządzący przychodzą do władzy aby wydobywać jak najbardziej własny interes kosztem społeczeństwa.

    https://www.youtube.com/watch?v=VOEYLTlfJqY&ab_channel=RadekPogoda

 

Obserwator absurdu – 1


Niektóre z najbardziej absurdalnych rzeczy, które wydarzyły się na świecie. Przegląd wydarzeń kanadyjskiej gazety „Druthers” z czerwca 2023 roku.

1. Wielka Brytania ogłosiła plany nałożenia na rolników obowiązku karmienia krów „blokerami metanu” na bazie czerwonych wodorostów, aby zapobiec pierdzeniu i bekaniu. Projekt finansowany przez Billa Gatesa ma na celu zabicie drobnoustrojów w żołądkach krów, aby zapobiec emisji metanu.

2. Vancouver odwołało pokazy sztucznych ogni z okazji Dnia Kanady i zmieniło nazwę święta na „Kanada Razem” – co jest „wrażliwą kulturowo” przeróbką poprzednich obchodów Dnia Kanady. Calgary, Toronto i inne kanadyjskie miasta również zmieniły markę lub ograniczyły obchody Dnia Kanady – w niektórych przypadkach argumentując, że takie patriotyczne pokazy są obraźliwe dla grup mniejszościowych lub brakuje im środków na świętowanie, choć robiono to tradycyjnie co roku przez ostatnie 100 lat.

3. Wybuch epidemii COVID w amerykańskim sanepidzie CDC. CDC rozpoczęło dochodzenie po tym, jak po swojej corocznej konferencji kilkudziesięciu w pełni zaszczepionych uczestników, którzy otrzymali podwójną lub czterokrotnie wzmocnioną dawkę, uzyskało pozytywny wynik testu.

4. Badanie wykazało, że szpitale zabijały pacjentów z COVID-19 za pomocą respiratorów. Podczas gdy lekarze intensywnej terapii, tacy jak dr Cameron Kyle Sidell, w marcu 2020 r. podnosili alarm w związku z niebezpieczeństwami związanymi ze stosowaniem respiratorów u pacjentów z COVID-19, duże badanie kohortowe w końcu wydobyło tę kwestię na światło dzienne. Badanie, opublikowane 27 kwietnia w „Journal of Clinical Investigation”, wykazało, że większość pacjentów z COVID-19, którzy zmarli, nie zmarła z powodu tej choroby lub powiązanej z nią „burzy cytokinowej”, ale z powodu wentylacji związanej z respiratorem na zapalenie płuc.

5. Główny ekspert ws. chorób zakaźnych, dr Anthony Fauci, przyznał gazecie „New York Times”, że „coś poszło nie tak” z reakcją Stanów Zjednoczonych na COVID-19. „Jesteśmy najbogatszym krajem na świecie, a w przeliczeniu na mieszkańca radzimy sobie gorzej niż praktycznie wszystkie inne kraje”. W Stanach Zjednoczonych odnotowano 9 razy więcej zgonów z powodu COVID-19 na mieszkańca w porównaniu z Indiami (mimo że Indie mają mniej zaszczepionych osób na mieszkańca) i 10 razy więcej zgonów w porównaniu z Afryką.

6. Uczeń szkoły średniej w Ontario został aresztowany za przychodzenie na zajęcia po tym, jak oświadczył, że są tylko dwie płcie. 16-letni Josh Alexander został zawieszony w listopadzie 2022 roku z powodu komentarzy na temat płci podczas dyskusji w klasie i powiedziano mu, że nie może wrócić na zajęcia, dopóki nie zmieni zdania. Niedawno Aleksander wrócił na zajęcia, nie odwołując się swoich poglądów, po czym został natychmiast aresztowany i oskarżony o wtargnięcie na teren obiektu.

7. Według Departamentu Pracy Stanów Zjednoczonych we franczyzach McDonald’s zatrudnionych zostało ponad 300 nieletnich. Dzieci miały od 10 do 13 lat.

8. W jednym z najbardziej groteskowych głosowań, jakie kiedykolwiek odbyły się w australijskim Senacie, większość senatorów głosowała przeciwko wszczęciu dochodzenia ws. niewyjaśnionej nadmiernej liczby zgonów niezwiązanych z COVID-19, które miały miejsce od czasu wprowadzenia szczepionek na tę chorobę. W 2022 r. w Australii odnotowano największą liczbę nadmiernych zgonów od czasów II wojny światowej.

9. Z dokumentami uzyskanymi przez prawniczkę Maggie Thorp na wniosek FOIA wynika, że CDC wsparła Amerykańskie Kolegium Położników i Ginekologów (ACOG) kwotą 11 milionów dolarów na promowanie szczepień przeciwko COVID-19 jako „bezpiecznych i skutecznych” dla kobiet w ciąży.

10. Google odnowiło warte kilkaset milionów dolarów partnerstwo ze Światową Organizacją Zdrowia (WHO) w celu dostarczania tzw. „prawdziwych” informacji w wynikach wyszukiwarki Google. Partnerstwo ma na celu zwalczanie rozprzestrzeniania się medycznej „dezinformacji”. „Panele informacyjne” w wynikach wyszukiwania (znajdujące się na górze wyników) będą wykorzystywać informacje zweryfikowane przez WHO. W ciągu ostatnich dwóch lat Google przyznał WHO 370 milionów dolarów w formie dotacji na reklamę, aby pomóc w rozpowszechnianiu „prawdziwych” informacji medycznych.

11. W rzekomym wysiłku „przygotowania się na następną pandemię” WHO stworzyła projekt traktatu pandemicznego, którego celem jest przekształcenie WHO z organizacji doradczej w światowe ministerstwo zdrowia, którego decyzje będą wdrażane przez lokalne rządy.

12. „Odwrotne bankomaty” pojawiają się teraz w lokalizacjach w całej Kanadzie. Maszyny, które po raz pierwszy pilotażowo odbyły się w Toronto pod koniec 2020 r. jako sposób na „bezpieczną” wymianę środków podczas pandemii COVID-19, pobierają gotówkę i zamieniają ją na przedpłaconą kartę debetową lub kredytową.

13. Pastor Artur Pawłowski został uznany za winnego naruszenia ustawy Alberta o obronie infrastruktury krytycznej w związku z wygłoszeniem żarliwego kazania na przejściu granicznym między Kanadą a USA podczas Konwoju Wolności. Pastor Artur jest pierwszą osobą oskarżoną – a obecnie skazaną – na podstawie tego prowincjonalnego ustawodawstwa.

14. Kanadyjski policjant, który przekazał 50 dolarów na rzecz Konwoju Wolności, został poinformowany przez sędziego, że za karę musi przepracować 80 godzin bez wynagrodzenia. Funkcjonariusz Michael Brisco z policji w Windsorze podczas rozprawy karnej orzekł, że darowizna stanowiła „poważne” naruszenie, a zasądzona darmowa praca ma zostać wykonana w czasie odpoczynku od służby i w ramach urlopu.

15. Premier Kanady Justin Trudeau twierdzi, że nigdy nikogo nie zmuszał do szczepień, a jedynie „zachęcał” do nich obywateli. W opublikowanym na „Twitterze” filmie, przedstawiającym Trudeau przemawiającego do studentów Uniwersytetu w Ottawie, stwierdził, „podczas gdy nie zmuszając nikogo do szczepień, zdecydowałem się upewnić, że istnieją wszystkie zachęty i zabezpieczenia zachęcające Kanadyjczyków do zaszczepienia się”. Już w październiku 2021 r. Trudeau „zachęcał” ludzi, mówiąc: „Nie później niż do końca tego miesiąca od wszystkich pracowników federalnych będzie wymagany dowód szczepienia”. Dwa miesiące wcześniej ogłosił, że wszyscy Kanadyjczycy podróżujący samolotem lub pociągiem muszą się szczepić.

16. Mimo że rząd Wielkiej Brytanii znajduje się dopiero w pierwszej fazie badań klinicznych, zobowiązał się już do zawarcia umowy z firmą Moderna o wartości 1 miliarda funtów na zakup jej szczepionek mRNA przeciwko grypie i innym wirusom układu oddechowego.

17. Badanie przedpublikacyjne pt. „Szczepionki przeciw COVID-19: wpływ na wyniki ciąży i funkcje menstruacyjne” przeprowadzone przez eksperta w dziedzinie medycyny matczyno-płodowej, dr. Jamesa Thorpa i współprcowników, wykazało 27-krotnie wyższe ryzyko poronienia i większe ryzyko poronienia, oraz ponad dwukrotnie zwiększone ryzyko niekorzystnych skutków dla płodu w sześciu różnych kategoriach po zastrzykach na COVID-19. W badaniu zauważono, że składniki preparatu przeciwko COVID-19 ulegają biodystrybucji do krwioobiegu w ciągu kilku godzin i przekraczają „wszystkie bariery fizjologiczne, w tym barierę matka-łożysko-płód oraz barierę krew-mózg zarówno u matki, jak i u płodu”. Ustalenia te są zgodne z obserwacjami w wielu krajach europejskich, gdzie pod koniec 2021 roku, czytli po prawie 9 miesiącach od powszechnych szczepień przeciwko COVID-19, wskaźnik urodzeń znacznie spadł.

18. Senat USA zorganizował przesłuchanie pt. „Nadzór nad sztuczną inteligencją”, w celu znalezienia sposobu na to, aby boty czatowe AI, takie jak ChatGBT, przestały szerzyć „dezinformację”.

19. Badanie opublikowane w „iScience” pt. „Randomizowane badania kliniczne szczepionek przeciwko COVID-19…”, autorstwa Benna i współpracowników, wykazało, że we wszystkich randomizowanych badaniach klinicznych z długimi ślepymi obserwacjami „szczepionki mRNA nie miały wpływu na ogólną śmiertelność”.

20. Chiny poprosiły rodziców, aby zgłaszali policji swoje dzieci, jeśli korzystają z komunikatorów „Telegram” lub „WhatsApp”, ponieważ aplikacje te mogą ułatwić organizację protestów. „Telegram” i inne aplikacje do szyfrowania wiadomości odegrały kluczową rolę w organizacji licznych protestów przeciwko krajowej polityce „zero COVID-19” – jednych z największych od czasu demonstracji na placu Tiananmen w 1989 r. protestów odnotowanych w Chińskiej Republice Ludowej.

Źródło zagraniczne: „Druthers”, Issue #31, June 2023
Źródło polskie: WolneMedia.net

sobota, 30 grudnia 2023

 

Zdrada stanu


Polska rozbroiła się. Jak wyliczył niedawno nasz ekspert ds. wojskowych, Krzysztof Podgórski, Polska przekazała Ukrainie niemal wszystkie zapasy mobilizacyjne, jakie do niedawna posiadała w swoich magazynach uzbrojenia. Łącznie około 40% wyposażenia Wojsk Lądowych trafiło do naszych wschodnich sąsiadów.

Siłom zbrojnym Ukrainy zafundowaliśmy 350 czołgów T-72M1/M1R, PT-91 i Leopardów 2A4. Według ukraińskiego etatu każda brygada pancerna powinna posiadać 133 pojazdy tego typu. Dla brygad zmechanizowanych jest to 79 czołgów. Ukraińcy otrzymali także około 350-400 BWP-1, co pozwoliło na wyposażenie trzech kompletnych brygad zmechanizowanych, które mają etatowo 127 bojowych wozów piechoty.

Do tego dodać możemy ponad 200 samobieżnych haubic 2S1 i Krab, około 100 wyrzutni rakietowych BM-21 i RM-70, około 60 zestawów przeciwlotniczych systemów średniego i dalekiego zasięgu Kub, Newa i Osa. Z kolei około 100 KTO Rosomak i 24 Raków pozwala Ukraińcom utworzyć kompletną brygadę Jegrów. Całościowa wartość polskiej pomocy wojskowej dla Ukrainy to już ponad 3 miliardy euro, czyli przynajmniej 13,4 mld zł.

Dziś polscy politycy dziwią się „niewdzięczności” strony ukraińskiej. Tymczasem w polityce międzynarodowej nie ma miejsca na ckliwe sentymenty. Ukraińcy okazują więc wdzięczność nie tym, którzy im pomogli, lecz tym, którzy mogą to czynić w przyszłości. Polska już do nich nie należy. Oddaliśmy wszystko, co mieliśmy. Za darmo. Bez warunków wstępnych i bez pokwitowania.

Czy polscy politycy mieli prawo rozbroić nasze wojsko, pozbawić nas możliwości obronnych ze względu na własne widzi-mi-się? – rzecz jasna nie. W polskim systemie prawnym elementarnym zadaniem władzy jest zapewnienie bezpieczeństwa Rzeczpospolitej i nienaruszalności jej granic. Rzeczpospolitej, nie któregokolwiek z jej sąsiadów. Ustawa zasadnicza, stanowiąca fundament prawa jasno stanowi: Prezydent Rzeczypospolitej stoi na straży suwerenności i bezpieczeństwa państwa oraz nienaruszalności i niepodzielności jego terytorium. Tymczasem rada ministrówsprawuje ogólne kierownictwo w dziedzinie obronności kraju. Czynią to za pomocą Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej, które zgodnie z literą konstytucji służą ochronie niepodległości państwa i niepodzielności jego terytorium oraz zapewnieniu bezpieczeństwa i nienaruszalności jego granic. Zatem odbieranie polskiemu wojsku uzbrojenia niezbędnego do wypełniania jego konstytucyjnych obowiązków stanowi działanie na szkodę niepodległości Rzeczpospolitej. Jako takie wypełnia przesłanki zdrady stanu.

Były premier Mateusz Morawiecki, ex-minister i prawomocnie skazany kryminalista Mariusz Kamiński, ex-minister Mariusz Błaszczak i wielu innych, przede wszystkim zaś sprawujący nad powyższymi sprawstwo kierownicze Jarosław Kaczyński, winni być pociągnięci do odpowiedzialności karnej. I żadna sofistyka, żadna retoryczna ekwilibrystyka nic tutaj nie zmieni. Zarówno przed 24 lutego 2022 roku jak i dzisiaj Ukraina nie stanowiła i nie stanowi dla nas sojusznika, lecz rywala. Konkurenta, który ma z nami liczne sprzeczne interesy i realizuje je z całą bezwzględnością. To Ukraina, nie Rosja zgłasza wobec Polski roszczenia terytorialne, sama administrując historycznie polskimi ziemiami. To z Ukrainą, nie z Rosją mamy nieprzepracowane tematy z naszej wspólnej historii, to Ukraina blokuje ekshumacje setki tysięcy polskich ofiar pomordowanych przez banderowskie zwierzęta. To Ukraina stawia na pomnikach wizerunki morderców i ludobójców, czyniąc z nich swoich narodowych bohaterów. Takiej Ukrainie udzieliliśmy bezwarunkowego wsparcia. Na rzecz takiej Ukrainy ogołociliśmy z uzbrojenia i wyposażenia nasze wojsko. To więcej niż głupota. To zbrodnia.

Czy ktoś za nią odpowie? Szczerze wątpię, by stało się to za obecnej władzy. Nieproporcjonalnie nasycony przedstawicielami mniejszości narodowych, w tym szczególnie ukraińskiej, realizujący agendę Georga Sorosa, rząd Donalda Tuska nie będzie skory do takich rozliczeń. Istnieje wręcz obawa, że sam będzie kontynuował, bledną linie poprzedniej ekipy. W tej sprawie nie zmieni się nic, przynajmniej dopóki stawianie jako priorytet polskiej racji stanu będzie przez wyborców nad Wisłą uznawane za polityczny ekstremizm.

Autorstwo: Przemysław Piasta
Źródło: MyslPolska.info


  1. LichoNiespi 30.12.2023 12:34

    No cuz, powyzszy autor tego felietonu zapomnial dodac jeszcze jedno nazwisko Andrzej Duda, syn ukrainca.

  2. LichoNiespi 30.12.2023 12:38

    Obecny tzw polskojezyczny rzad/rzond jeszcze bardziej staje sie tzw slugom banderowcow niz poprzedni, gdyz ‘
    minister sprawiedliwosci Andrzej Bednar to syn ukrainski
    minister etyki czy edukacji Andrzej Rzepecki lub cos kolo tego to syn ukrainski
    polski prezydent Andrzej Duda syn ukrainski
    plus wielu innych ..

  3. LichoNiespi 30.12.2023 12:41

    A nasz kochany i uwielbiany nowy a zarazem stary polski minister d/s zagranicznych Jaroslaw nie Kaczynski ale Sikorski w 1 jego wizycie zagranicznej iddal hold-poklonil sie jako sluga ukrainy komikowi i jego banderowcom.

  4. tithan1 30.12.2023 12:49

    Co nam po tym oddanym sprzęcie? Te wszystkie armaty i reszta zabawek służyłyby do obrony przed agresorem. Jedynym potencjalnym jest Rosja w naszym położeniu geograficznym. Po co nam więc w ogóle wojsko, skoro Rosja udowodniła, że zasoby militarne Polski, Ukrainy i pewnie jeszcze niejednego państwa w Europie to dla nich ledwie zajęcie na kilka miesięcy. Posiadanie oddanego sprzętu nic kwestii bezpieczeństwa by nam nie dało. Może więc lepiej że poszło to na żyletki na Ukrainie, niż uruchomienie maszynki do mielenia mięsa Polsce. Przynajmniej nikt nie umiera za zdradę polityków, a efekt końcowy byłby ewentualnie ten sam czyli przegrana z Rosją.

 

Polityka „zero netto” WEF zabije ponad 4 miliardy ludzi


Czołowi eksperci zabrali głos, aby ostrzec opinię publiczną, że cel „zero netto” Światowego Forum Ekonomicznego (WEF), ONZ i zachodniej kasty politycznej, aby wycofać paliwa kopalne, spowoduje śmierć ponad czterech miliardów ludzi. Jak strona „TKP” informowała wcześniej, WEF, Organizacja Narodów Zjednoczonych (ONZ) i oczywiście UE naciskają na rządy na całym świecie, aby „wycofały się” z paliw kopalnych.

Cel „zero netto” polegający na zaprzestaniu wykorzystywania paliw kopalnych jest częścią Agendy 2030 i Agendy 2050 WEF i ONZ dla ludzkości. Plany te przewidują drastyczne zmniejszenie zależności od paliw kopalnych do 2030 r. i całkowite wyeliminowanie ich stosowania do 2050 r.

Wszystko to wykracza nawet poza to, co Międzyrządowy Zespół ds. Zmian Klimatu (IPCC) uważa za rozsądne i konieczne. Oto oświadczenie przewodniczącego IPCC Jima Skea, emerytowanego profesora ekonomii w Imperial College London, wygłoszone niedawno na COP28 w Dubaju: „Jeśli spojrzymy na scenariusze, w których globalne ocieplenie jest ograniczone do 1,5 stopnia przy niewielkim lub zerowym przekroczeniu, wówczas zużycie paliw kopalnych zostanie znacznie ograniczone w 2050 r., a łagodzone współużytkowanie zostanie wycofane. Takich słów używamy oficjalnie. Zużycie ropy naftowej zostanie ograniczone o 60%, a gazu ziemnego o 45%”.

UE, a w szczególności Niemcy, wykraczają daleko poza te ramy i żądają więcej. Na przykładzie Wiednia pokazałem, jakie będą tego konsekwencje, a mianowicie ogromna redukcja populacji i niezwykle wysokie koszty. „Transformacja energetyczna” może się powieść tylko przy zmniejszonej liczbie ludności i wyjaśnione tutaj na przykładzie środków planowanych dla Niemiec zgodnie z wiadomościami z niemieckiego Bundestagu z 6 grudnia 2023 r: „Niemiecka »transformacja energetyczna«: harakiri z rozbiegu”. Wiele osób bije jednak na alarm, zastanawiając się, co to będzie oznaczać dla cywilizacji.

We wpisie na „X” duński statystyk Bjørn Lomborg ostrzega, że zakończenie korzystania z paliw kopalnych doprowadzi do śmierci około połowy światowej populacji jedynie z głodu. „4 miliardy ludzi są zależne od nawozów z surowców kopalnych, aby się wyżywić” – pisze Lomborg. „Bez nich 4 miliardy ludzi będzie głodować”. „Nadszedł czas, aby zganić zdumiewająco destrukcyjnych i mizantropijnych aktywistów” – dodał.

Lomborg odpowiedział tak na raport brytyjskiego ekonomisty Neila Recorda. Podczas gdy Lomborg zakłada, że ponad cztery miliardy ludzi umrze z głodu w wyniku całkowitego wycofania paliw kopalnych, Record twierdzi, że „może umrzeć sześć miliardów ludzi”. „Gdybyśmy dosłownie przestali używać paliw kopalnych i zrezygnowali z zasobów naturalnych, od których zależy świat, jego gospodarka i ludzie” – uważa Record. „Sześć miliardów ludzi prawdopodobnie umarłoby na przestrzeni jednego roku”.

Record analizuje, co stałoby się w świecie bez paliw kopalnych, zauważając, że większość ludzi cierpiałaby z powodu przerw w dostawie prądu. „Niemożliwe jest oszacowanie, jak rozległe byłyby te przerwy w dostawie prądu, ale sieć zostałaby tak poważnie dotknięta, prawdopodobnie masowo, że mogłyby one być powszechne i trwałe” – ostrzega Record w artykule dla „The Telegraph”. „Zapotrzebowanie na energię elektryczną gwałtownie wzrosłoby z powodu przejścia na ogrzewanie elektryczne, gotowanie i podgrzewanie wody, więc jest bardzo prawdopodobne, że nagłe nadmierne zapotrzebowanie nie mogłoby zostać zaspokojone, a sieć stałaby się niekontrolowana. Brak elektryczności oznacza brak systemów komunikacji – brak telefonów komórkowych, telewizji i bieżącej wody. Bez elektryczności i ogrzewania umierają najbardziej bezbronni ludzie. Początkowo tylko osoby starsze w swoich domach, potem w szpitalach, gdy skończy się paliwo w generatorach diesla, ale potem pojawiają się nowe problemy egzystencjalne dla zwykłych ludzi w zakresie dostępności i dystrybucji żywności. Jedynie odległe społeczności wiejskie, które są samowystarczalne, jeśli chodzi o rolnictwo, pozostałyby względnie nienaruszone” – dodaje. „Jednak w świecie miejskim wiele osób byłoby bliskich śmierci głodowej” – pisze Record.

Według Recorda żywność i woda stałyby się rzadkością bez paliw kopalnych, czyniąc picie i jedzenie luksusem, na który mogliby sobie pozwolić tylko bogaci. Pompowanie wody i ogrzewanie domów stałoby się niemożliwe bez paliw kopalnych, wyjaśnia. Record zakłada, że dwa miliardy ludzi umrze tylko z głodu i zamarznięcia na śmierć. Przewiduje, że świat „zero netto” stworzony przez WEF byłby w stanie wyżywić jedynie dwa miliardy ludzi. Ludzie ci byliby najbogatszymi członkami społeczeństwa, którzy mogliby sobie pozwolić na drogie dostawy żywności.

WEF niedawno wezwała podatników na całym świecie do płacenia 3,5 biliona dolarów rocznie, aby osiągnąć cel globalistycznej organizacji „zero netto” polegający na „dekarbonizacji” planety. WEF twierdzi, że ów oszałamiający koszt jest konieczny, ponieważ pozwoli sfinansować rzekome wysiłki szlachetnej globalnej elity władzy na rzecz „osiągnięcia zerowego poziomu emisji netto i przywrócenia natury”.

Nauki inżynieryjne mówią nam wyraźnie, że „zero netto” nie jest możliwe do zrealizowania, a na pewno nie jest bezpieczne.

Autorstwo: dr Peter F. Mayer
Źródło zagraniczne: TKP.at
Źródło polskie: BabylonianEmpire.wordpress.com


  1. Aaron Schwarzkopf 30.12.2023 09:33

    „Nadszedł czas, aby zganić zdumiewająco destrukcyjnych i mizantropijnych aktywistów” – Nie zganić, powiesić.

  2. JedynaDroga 30.12.2023 10:55

    Żeby skutecznie dobrać się do skóry globalistom należy zacząć od eliminacji tych którzy są nadrzędni względem ich samych: Usuwać ośrodki zarządzania i wydawania rozkazów.

  3. Flibusta 30.12.2023 13:09

    ” Record. „Sześć miliardów ludzi prawdopodobnie umarłoby na przestrzeni jednego roku. Podczas gdy Lomborg zakłada, że ponad cztery miliardy ludzi umrze z głodu w wyniku całkowitego wycofania paliw kopalnych, Record twierdzi, że „może umrzeć sześć miliardów ludzi”. „Gdybyśmy dosłownie przestali używać paliw kopalnych i zrezygnowali z zasobów naturalnych, od których zależy świat, jego gospodarka i ludzie” – uważa”.

    No przecież właśnie o to chodzi. Czyż na amerykańskim Stonehenge nie napisano o 500 milionach?

 

Podatki rosną, mimo, że PO i PiS zamieniły się miejscami


Prawo i Sprawiedliwość oraz Platforma Obywatelska aktualnie zamienili się miejscami. Pierwsi podatki podwyższali, drudzy krytykowali, teraz drudzy podwyższają, a pierwsi krytykują. Najnowszy przykład to opłata paliwowa.

Jak wynika z opublikowanego obwieszczenia Ministra Infrastruktury, stawki opłaty paliwowej, zawartej w cenach paliw silnikowych wzrosną w 2024 r. aż o 13,2 proc., co w praktyce oznacza podwyżkę o 4-5 gr na litrze paliwa. Więcej zapłacą zatem kierowcy na stacjach, a branża transportowa podniesie ceny usług, bo finalnie podatek zawsze finansuje konsument, choćby nie wiadomo jakich „zaklęć” używali rządzący.

POPiS podatki podwyższa od zawsze, zmienia się tylko partyjna narracja. Partia znajdująca się w opozycji krzyczy, że partia rządząca podnosi podatki, a rządzący odkrzykują, że nie mają na to wpływu. Przy takiej właśnie narracji od lat podwyższany jest np. ZUS.

Teraz podobny scenariusz obserwujemy przy opłacie paliwowej. Waldemar Buda z PiS-u oburza się, że dotychczasowa totalna opozycja podnosi ceny na stacjach. Polityk przypomniał wpis na „Twitterze” obecnego szefa resortu infrastruktury Dariusza Klimczaka z 12 października 2021 roku, kiedy polityk ludowców pisał: „Można obniżyć opłatę emisyjną, opłatę paliwową, marżę rafineryjną itd.”, a dopytywany wówczas „po co?”, odpisywał: „Żeby było tańsze paliwo, za które każdy z nas płaci”.

Oczywiście PiS mógł zrobić to samo, aby obniżyć podatki, ale tego nie zrobił. Ba! Opłata emisyjna to przecież w całości „dzieło” PiS-u.

Platforma i reszta tymczasem odpowiada, że nie ma wpływu na podniesienie opłaty paliwowej, bo tak wynika z ustawy. Ale inaczej śpiewała, gdy była w opozycji. Powyżej mamy przykład Klimczaka, a w kampanii sam Tusk mówił, że ma konkretne rozwiązania, aby paliwo było po 5 zł i że to nie są „żadne cuda”.

Rzeczywistość jest jednak taka, że ekipa Tuska robi dokładnie to samo, co robiła ekipa Morawieckiego. Podnosi podatki. Jako rządzący twierdzą, że inaczej się nie da, a jako opozycja krzyczą, że to skandal i można inaczej. POPiS w pełnej krasie.

Autorstwo: KM
Źródło: NCzas.info

 

TVP, czyli szarpanie sukna


Ale z tą telewizją to dajcie spokój, kto to słyszał. Tak się o nią szarpią, że zaraz rozszarpią.

Przez całe święta posłowie PiS, zamiast jak Prawdziwi Polacy jeść sałatkę jarzynową z majonezem w domu, próbowali wzniecić nastroje rewolucyjne, okupując budynek Telewizyjnej Agencji Informacyjnej. Zainteresowanie ludu było marne. Jak się można było spodziewać, nikt nie porzuci biesiadowania na rzecz obrony pensji i władzy Adamczyka z Pereirą. Pod budynkiem pojawiła się garstka wiernych fanów.

Na 11 stycznia planują coś większego, więc pewnie aktyw PiS z całego kraju zjedzie bronić „swojej telewizji”. To jest w ogóle najbardziej chyba nieznośne w tej całej awanturze, że oni faktycznie uważają, że publiczna telewizja ma być „ich”, albo niczyja. W ogóle w betonie pisowskim jest taka tendencja, żeby uważać wszystkich poza nimi samymi za jakichś mało prawdziwych Polaków, więc telewizja Polska im się należy niejako z natury. A my mamy ją finansować z naszego wspólnego jednak budżetu, niejako za karę, za bycie nie dość polskimi Polakami. A oni nas będą „pedagogizować”.

Nie dziwię się, że to ich nadęte brzęczenie, często ludzi o dość szemranej przeszłości i moralności, drażni wiele osób. Pooglądałem trochę ostatnio TV Republika (która się obecnie uważa już za jedynie słuszną Polską telewizję) i chyba przedawkowałem tego rodzaju treści. Oni są tam absolutnie przekonani, że im zabrano ich prywatne zabawki. TV Republika zresztą wzrosła oglądalność, jak wynika z ostatnich badań, o… 2500 procent i prześcignęli Polsat News. To generalnie jest zabawna telewizja, w której straszenie Niemcem przerywane jest reklamami Lidla i Obi. No więc mają tylko wyłącznie swoją telewizję jedynie słuszną, niech się na nią zrzucają.

Tymczasem publiczna telewizja powinna być nasza, wspólna i niepartyjna. Dotyczy to także tych z drugiej, libkowej, strony barykady, którzy niejednokrotnie nas lewaków też uważają za nie dość słusznych Polaków i Europejczyków. Stąd tak marginalne traktowanie lewicy w nowych wiadomościach.

No i się szarpią dalej. Prezydent zawetował ustawę z m.in. kasą dla TVP. Więc minister kultury Bartłomiej Sienkiewicz uznał, że nie da się PiS-owców oderwać od telewizyjnego koryta inaczej, niż stawiając całą firmę w stan likwidacji. Wcześniej rząd próbował stosować, delikatnie mówiąc, kontrowersyjnie prawnie kruczki w celu przejęcia władzy nad telewizją.

Nie wiem, jak to w końcu się skończy, ale na razie nie wygląda to wszystko jak uzdrawianie naszej wspólnej telewizji, tylko szarpanie sukna tak długo aż się rozerwie. Oczywiście wszystko z miłości do Polski.

A wystarczyłoby oddać nam to, co nasze, czyli uspołecznić telewizję. Ale dla partyjnych różnych obozów to jest zbyt łakomy kąsek, żeby się z nami podzielili.

Autorstwo: Xavier Woliński
Źródło: Trybuna.info

 

Co za wpadka Tuska na profilu PO!


Niefortunna wypowiedź, czy z obfitości serca usta mówią? Grafika z cytatem premiera Donalda Tuska pojawiła się w mediach społecznościowych Platformy Obywatelskiej. Internauci kpią.

„Od 1 stycznia wszystkie podwyżki będą obowiązywały. I żadne gry prezydenta tego nie zmienią” – zacytowano premiera Tuska na profilu PO. Była to kolejna odsłona narracji przyjętej przez Tuska, w związku z wetem prezydenta Andrzeja Dudy do ustawy okołobudżetowej.

Pretekstem do zawetowania ustawy było przeznaczenie 3 miliardów złotych na telewizję reżimową. Koalicja rządowa zaczęła jednak grzmieć, że weto zabiera pieniądze m.in. nauczycielom. „Prezydenckie weto zabiera pieniądze nauczycielom przedszkolnym i początkującym, za to znosi «kominówkę», czyli umożliwia nieograniczone podwyżki dla prezesów państwowych spółek i agencji” – pisał na portalu „X” Tusk.

Cytat zamieszony przez PO był jednak dość niefortunny. „Podwyżki ZUS też?” – pyta profil „Ostatnia Prosta”. Z kolei Tomasz Lipiński napisał: „Zwłaszcza składek ZUS i opłaty paliwowej”. „Ktoś to wymyślił, ktoś to wykonał, ktoś to zaakceptował, ktoś to opublikował. Wszystkim iloraz inteligencji zrównał do średniej dobowej temperatury powietrza w grudniu w Polsce” – skomentował Mateusz Ochman.

Natomiast Wiktor Furman stwierdził, że chodzi o podwyżki prądu, gazu i opłaty paliwowej. „Myślę, że warto by było zrobić taki generator jak kiedyś, by każdy mógł sobie wpisać podwyżkę, jaką chce” – skomentował Stanisław Ignacy Mickiewicz. „Zwłaszcza podwyżki na paliwo, prąd, gaz, ZUS oraz wszelkie możliwe podatki, daniny i składki. W tej sprawie Tuskowi możemy zaufać. Jak Morawieckiemu zresztą” – napisał redaktor naczelny portalu NCzas.info Tomasz Sommer.

Na podstawie: Twitter.com
Źródło: NCzas.info


  1. LichoNiespi 29.12.2023 13:34

    PIS wini PO, PO wini PIS a biednemu Polakowi plynie wszelki dobrobyt z TVN.

  2. Flibusta 29.12.2023 17:30

    hi..hi..hi.. “Ksiądz wini pana, pan wini księdza, a nam prostym zewsząd nędza.” wyrzekał już prawie pół tysiąca lat temu Mikołaj Rej. Czy coś się zmieniło? No przecież nic.

  3. elroman 29.12.2023 17:43

    A ksiądz mówi że nawet godziny w niedzielę nie chcecie spędzić z bogiem w kościele…

  4. kufel10 30.12.2023 03:39

    Przecież oni zawsze mówią prawdę, tylko lemingi się wtedy śmieją, albo tego nie widzą, bo są zajęte aktualnymi promocjami na kalesony w lildu czy “rolnikiem szukającym żony”. Zanim złoto zdrożało w 2019, to mówili że kupują 120 ton po 18 latach przerwy, ale lemingi wówczas były zajęte wakacjami i życiem na kredyt. Teraz znów raracz ostrzega.

piątek, 29 grudnia 2023

 

Czy obca „siła” podjęła decyzję o „wymazaniu” partii PiS?


Dziś chciałbym trochę podywagować i podzielić się z wami moimi przemyśleniami w związku z tym, co obecnie dzieje się w Polsce. Zaznaczam od razu na samym wstępie, że są to moje prywatne przemyślenia, nad którymi kilka dni się zastanawiałem, czy w ogóle je publikować. Ostatecznie uznałem, że tak uczynię, co jak sami widzicie, uczyniłem. Zatem reasumując wstęp, proszę was, abyście to, co dziś napiszę, traktowali jak na przykład political-fiction. Dlaczego akurat w taki sposób? Otóż gdy przeczytacie to, co napiszę, wówczas zrozumiecie.

Wybory do parlamentu w naszym kraju dobiegły końca i władzę przejęła koalicja złożona z kilku ugrupowań. Jest to koalicja, która w mojej opinii „trzyma” z Europą. Natomiast władza, która odeszła „trzymała” z USA. Dodatkowo należy zauważyć, że władza, która odeszła „trzymała” się z USA w pozycji „na kolanach”. Czyli PO z „przystawkami” lgnie ku Unii Europejskiej, natomiast PiS „klęczy” przed amerykanami. To początkowe założenie jest ważne, ze względu na to, o czym będę pisał dalej.

Zatem Szanowni Państwo, wyobraźcie sobie teraz ot taki kolejny element naszego political-fiction, a mianowicie szeroko pojęty PiS oraz PO, czyli dwie główne frakcje (czasem pod różnymi nazwami) to podstawowe siły polityczne od czasu „okrągłego stołu” i zmiany ustroju w Polsce. Wyobraźcie sobie, że te dwie siły są dopuszczone do istnienia przez tę samą zewnętrzną „siłę”, która trzyma władzę nad PiS i PO, ale się nie ujawnia. Natomiast PiS i PO mają przyzwolenie, że mogą „na poważnie” walczyć o władzę w Polsce, bo wspomnianej „sile” jest obojętne, kto zwycięży, gdyż ostatecznie to ta „siła” kontroluje jedną jak i drugą stronę sceny politycznej.

Jednakże z czasem coś się dzieje niedobrego, do „systemu” wkrada się błąd. Błąd polega na „ślepym” oddaniu się PiSu pod rozkazy USA. Czyli kraj leżący w sercu Europy, to jest nasza ojczyzna (za pośrednictwem polityków PiS), w pewnym sensie pokazuje „środkowy palec” narodom europejskim i wiernie podąża za podszeptami „wielkiego brata” z za oceanu. I de facto można ostatecznie machnąć na takie podejście Polski ręką, ale do czasu.

Czyli Polska pod rządami PiS „wypięła się” na Europę, doprowadzając nasz kontynent na skraj wojny. Oczywiście wszystko na rozkaz i polecenie naszego „jedynego i słusznego sojusznika”. Innymi słowy, wojny na Ukrainie mogło nie być, a zatem mogło nie być całego tego „syfu”, który jest i w zasadzie nie wiadomo, jak to się jeszcze rozwinie. ALE nasz „sojusznik” USA ma w postaci polityków PiS wiernego „wasala”, który, jak przystało na „sługi Ukrainy”, rwie się jako pierwszy „zderzak strategiczny” do wojny.

I co słyszeliśmy? A no słyszeliśmy nieustanne podżeganie do wojny, a nie do pokoju. Jeżeli ktoś wspominał o rozmowach pokojowych, był nazywany ruskim agentem. Doszliśmy do punktu, w którym mówienie o pokoju stało się „zbrodnią”. I teraz w naszej opowieści political-fiction, mamy przełom, czyli zbliżają się wyboru roku 2023 i jest szansa odsunąć PiS (partię wojny) od władzy, która to partia nie tylko zagraża Polsce, ale i innym krajom Europejskim, poprzez swoją agresywną politykę względem Rosji.

Wiecie, jak to jest, Rosja to dziki kraj i lepiej z nim gospodarczo współpracować, de facto należy mieć dobre stosunki z wszystkimi sąsiadami (Putin wiecznie żył nie będzie), a gospodarka jest ku temu doskonałym argumentem dla wszystkich stron. Politycy PiS natomiast robili wszystko, co można, aby wepchnąć Polskę do „maszynki mielącej mięso”, aby tylko konflikt na Ukrainie eskalował i dodatkowo wciągnął całe NATO, a później to już brakuje wyobraźni, aby przewidzieć, co by mogło się jeszcze stać.

Czas na zakończenie naszej opowieści political-fiction, a mianowicie udaje się, że partia wojny (PiS) zostaje odsunięta od władzy. To oznacza, że pewne rzeczy na, które PiS się zgodził przed swoim „panem”, przed którym „klęczeli na kolanach”, otóż one tracą na sile, gdyż nowa władza nie zgadzała się na pewne „rzeczy”. A nam pozostaje mięć nadzieję, że to zbliża nas ku pokojowi i zwiększeniu bezpieczeństwa w Polsce oraz Europie (że jednak nie jest jeszcze za późno).

I na koniec „wisienka na torcie”, otóż obserwując to, co dzieje się ostatnio, ta bezpardonowa „akcja” nowej władzy, skierowana przeciwko PiS (szerzej TVP i tak dalej), że to wskazuje, iż „siła”, o której wcześniej wspominałem, podjęła decyzje, aby „wymazać” PiS z polityki, gdyż stanowił on zbyt duże ryzyko dla Europy. Ryzyko w postaci „ślepego” podążania za podszeptami USA, które zaiste bynajmniej nie dbają o dobro naszego kraju, a i kontynentu.

Być może teraz na miejsce PiS zostanie „wypromowana” nowa frakcja jak chociażby „udomowiona” Konfederacja, która nie będzie pchała Polski pod rozpędzoną „ciężarówkę z gruzem”, a i w dalszej kolejności innych krajów Europejskich. Europa chce współpracować z Rosją, taka współpraca gwarantuje pokój i rozwój dla Europy, a już na pewno jest drogą bezpieczniejszą aniżeli popychanie Ukrainy do wojny z Rosją.

Na tym kończę moją opowieść political-fiction, w której nie mogłem zawrzeć więcej szczegółów z przyczyn ogólnie znanych. Napisałem wystarczająco dużo, aby można było zrozumieć, o co mi chodzi. Obserwujmy to, co się będzie działo w roku 2024, gdyż w mojej opinii będzie to rok strategicznie ważny dla przetrwania Polski i naszego Narodu. Bądźmy czujni i nie dajmy się zmanipulować szaleńcom „wojennym”.

Źródło: Estachologia.pl

czwartek, 28 grudnia 2023

 

PiS, czyli nieudana próba narodowej oligarchii


Koniec roku to czas podsumowań, ale koniec tego roku to także doskonała okazja by skonkludować osiem lat rządów Prawa i Sprawiedliwości, które skończyły się dokładnie tak, jak… musiały się skończyć.

Aby jednak tego dokonać, należy podjąć się próby usystematyzowania wielowymiarowej wizji polskiej państwowości w myśli i praktyce działań Jarosława Kaczyńskiego i zastępu jego wiernych (choć także i miernych) akolitów. Była to wizja inna niż ta „głównonurtowa”, ale tylko częściowo, co zresztą stało u podłoża porażki polskiego neokonserwatyzmu (bo tak w istocie można określić kierunek obrany przez PiS).

KONCEPCJA POLSKI WG PIS

Rządzący w latach 2015-2023, wyróżniali się od mainstreamu między innymi krytyczną oceną przemian po 1989 roku, ale w sposób inny niż robiły to formacje narodowe (definiujące integrację euroatlantycką jako po prostu utratę niepodległości) czy socjalistyczne (traktujące przemiany jako kontrrewolucję i implementację na polskim gruncie szkodliwego systemu ekonomicznego). PiS oba te wątki obcinał ze „skrajności” i łączył. Popierał integrację z szeroko rozumianym Zachodem, ale retorycznie obstawał przy czynieniu tego z pozycji państwa suwerennego. PiS nie negował potrzeby restytucji systemu kapitalistycznego, ale jednocześnie – czerpiąc np. z Katolickiej Nauki Społecznej – optował za zorganizowaną redystrybucją wytwarzanych dóbr celem neutralizacji powstających nierówności społecznych.

Nie do końca jasne było stanowisko neokonserwatystów w kwestii majątku narodowego. Jeżeli prześledzimy narrację PiSu dotyczącą ewentualnego rozliczenia patologii narosłych po 1989 roku, to raczej dominują tam wątki osobiste i instytucjonalne nad ekonomicznymi. Ludzie Kaczyńskiego dążyli raczej do odwetu na osobach związanych z aparatem PRL (emerytury i uposażenia), czy rewizji niesprawiedliwego ich zdaniem podziału „tortu” pomiędzy siły dawnej opozycji antykomunistycznej (fundacje, media, kultura etc.), ale brak było sprzeciwu wobec samego zjawiska prywatyzacji. O ile w latach 2015-2023 dostrzeżemy pewne próby budowy polskiej własności w różnych obszarach, o tyle nadal było to tylko przesuwanie środków ciężkości w granicach globalnego kapitalizmu, a nie np. państwowa monopolizacja strategicznych sektorów polskiej gospodarki, o co aż się prosi, jeżeli chcemy mówić o jakiejkolwiek suwerenności.

No i wreszcie, być może najważniejsze, jeśli chodzi o sferę wartości niematerialnych – Prawo i Sprawiedliwość ustawiło się w pewnym momencie na gruncie obrony polskiej kultury, tradycji i zwyczajów, choć – no właśnie – przy jednoczesnym pozostawaniu pod wszechpotężnym wpływem machiny zachodnich środków masowego przekazu (traktując to pojęcie szerzej niż tylko poprzez tradycyjne media), interpretując szkodliwy, zdaniem PiS, wpływ jako chwilowy trend wynikający z siły konkurencyjnych ośrodków politycznych na samym Zachodzie, ale nie będący w stanie trwale zmienić kształtu czegoś, co funkcjonuje jako „chrześcijańskie dziedzictwo Europy”, a do czego polscy neokonserwatyści uwielbiali się odwoływać. Ich społeczny konserwatyzm był więc nawet nie tyle polski, co miał być wariantem europejskości, czasowo tylko niszczonej przez „lewactwo”.

POLSKA NA SALONACH?

Dlaczego się nie udało?

Nie udało się, bo nie mogło. Ile miliardów nie utopiłby w Płocku czy Toruniu polski rząd, to z uwagi na upośledzoną pozycję Polski w „wolnym świecie” nie do przebicia byłyby majątki globalistycznej elity i jej wpływy nad Wisłą. Polska klasa kompradorska najwyżej generowała trochę więcej kosztów, ale nie jest to skala, która miałaby przestraszyć możnych tego świata. Cóż z tego, że Orlen zakupił Polska Press, skoro pełną parą działał amerykański TVN. Skoro podprogowy przekaz sączył Netflix. Inna sprawa, że PiSowi naprawdę brakowało zasobów intelektualnych do wykorzystania stworzonych przez siebie narzędzi. Tępota TVP Info awansowała do roli internetowego mema, poczucie narodowej dumy ewoluowało w tym samym kierunku, gdy Jarosław Kaczyński sfotografował się w biało-czerwonym płaszczu przeciwdeszczowym, a wszelkie pomysły na „narodowe media społecznościowe” kończyły się zakładaniem przez trolli tysiąca prześmiewczych kont typu „Jan Paweł II”.

Kaczyński przez neoliberalną propagandę, bywał porównywany do tureckiego prezydenta, Recepa Tayyipa Edroğana czy węgierskiego premiera Viktora Orbána. Problem PiSu polegał jednak właśnie na tym, że daleko mu było do wzorców z Budapesztu czy Ankary. Węgry i Turcja bowiem tym się różniły od Polski doby rządów PiS, że – owszem – pozostawały w strukturach zachodnich, ale jednak przy każdej okazji starały się budować także sieci powiązań z instytucjami spoza „wolnego świata”. W przypadku pojawiających się sprzeczności z Zachodem, Erdoğan i Orbán potrafią powiedzieć „no więc się różnimy, ale musimy dbać o nasze narodowe interesy”, gdy Kaczyński mówi „my od Was wiemy lepiej, co tu na Zachodzie powinniśmy zrobić”. To wcale niesubtelna różnica. Węgry, Turcja, a ostatnio i Słowacja, nie skazują się na wyroki euroatlantyzmu, gdy chodzi o realizację swoich politycznych celów. Odwrotnie niż robiła to Zjednoczona Prawica.

Ta niekonsekwentna i bezcelowa postawa Prawa i Sprawiedliwości stała się w końcu obciążeniem dla Zachodu i to – żeby było śmieszniej – także dla tej „lepszej”, amerykańskiej jego części. Ostentacyjne pokazywanie się ambasadora USA Marka Brzezińskiego w towarzystwie neoliberalnej opozycji i stanowiska Departamentu Stanu grożącego palcem za „łamanie demokratycznych standardów” były pojawiającymi się wyraźnymi sygnałami, że ta pokazowa niezależność PiSu nie jest nikomu do niczego potrzebna. Oskarżany o polityczny geniusz, Jarosław Kaczyński, nawet tego nie potrafił odczytać. Odpowiedzią rządu pod kierownictwem Mateusza Morawieckiego było zwiększenie zamówień wojskowych i lizusowskie wobec Ameryki spoty w telewizji, ale nikt w Stanach Zjednoczonych tego nie docenił. Po co bowiem Zachodowi jakiś niesforny pośrednik w postaci podskakującego wyrostka, jeśli można niewielkim kosztem przywrócić do władzy bardziej ugodową i posłuszną formację kompradorską? Na to pytanie nikt z PiSu odpowiedzieć raczej nie potrafi.

Autorstwo: Tomasz Jankowski
Źródło: MyslPolska.info

 

Wiceminister pod proimigracyjną presją


Wiceminister ds. imigracji profesor Maciej Duszczyk ma ambitne plany jeżeli chodzi o politykę imigracyjną. Czy obroni je przed proimigracyjnym środowiskiem w koalicji i wokół niej?

Mianowany tuż przed świętami profesor Duszczyk przedstawiał przed wyborami i w trakcie ostatnich dyskusji rozsądne plany działania wobec kryzysu migracyjnego. Z rozmów z nim, prowadzonych między innymi przez „Układ Sił”, oraz wywiadów takich jak w „Krytyce Politycznej”, widać, że nie postrzega problemów migracyjnych przez pryzmat ideologii.

Nowy wiceminister chciałby mianowicie ucywilizowania sytuacji na granicy polsko-białoruskiej, zaprzestania działań represyjnych wobec osób pomagających imigrantom na granicy, jednak – jak mówi w „Krytyce Politycznej” – pushbacki mogą być niestety tymczasową niechcianą koniecznością ze względu na to, że jest to imigracja sterowana przez Białoruś i Rosję.

Chociaż jest krytyczny wobec sposobu budowy płotu granicznego, uważa, że nie należy go rozbierać, lecz wzmocnić elektronicznym nadzorem, prowadzonym nawet kilka kilometrów w głąb kraju. Postuluje również działanie w krajach źródłowych imigracji niekontrolowanej, żeby zawczasu przeciwdziałać tym ruchom i je ograniczać.

W sprawie unijnego paktu migracyjnego profesor Duszczyk ma opinię zbliżoną do tej przedstawianej na naszym portalu, a więc postuluje, żeby wspierać kraje dotknięte kryzysem migracyjnym, ponosząc ewentualne koszty finansowe, ale widzi też zagrożenie ze strony innych zapisów paktu, których nie krytykował PiS. Chodzi między innymi o przyspieszoną procedurę zawracania imigrantów do kraju pierwszego wejścia, na przykład z Niemiec do Polski.

Co więcej, w trakcie debaty nad paktem prof. Duszczyk proponował uznanie Ukraińców jako uchodźców w Polsce i przedstawienie tego jako presji imigracyjnej właśnie po to, żeby nasz kraj był wyłączony z mechanizmu solidarnościowego w najbliższych latach.

Wreszcie w kwestii legalnej imigracji Duszczyk również nie uważa, że Polska musi koniecznie w przyszłości stać się krajem imigracyjnym. W debacie „Układu Sił”, którą prowadziłem, przedstawiał przykład Szwecji, kraju dużo mniej liczebnego i jednocześnie zamożniejszego niż Polska. Nie uważa, że to biznes powinien dyktować tempo imigracji. Chociaż obecny minister Duszczyk nie akcentuje tak bardzo jak nasz portal czynników kulturowych jako problemu integracyjnego, to jednocześnie widzi zalety stopniowej i powolnej imigracji, dającej szansę na integrowanie przybyszy.

Nowy minister zapowiedział, że po Nowym Roku przedstawi plan debaty wokół polityki imigracyjnej i integracyjnej kraju. To również postulowaliśmy. Czy jednak rzeczywistość, a przede wszystkim politycy i ich otoczenie, dadzą ministrowi czas na wykrystalizowanie odpowiedniej polityki? Na razie widać, że nikt nie zamierza na to czekać.

W przedświąteczne dni w Sejmie, na zaproszenie marszałka Szymona Hołowni, pojawiła się Fundacja Ocalenie wraz z osobami przedstawianymi jako uchodźcy. Jednak z informacji, jakie podano, można było wyczytać, że są to osoby, które kilkakrotnie nielegalnie próbowały przekroczyć granicę i prawdopodobnie dopiero złożyły wnioski o ochronę międzynarodową, ponieważ sam marszałek, zawsze dbający o komunikację, tak ich nie nazwał.

Problemem jest jednak brylowanie Fundacji Ocalenie w środowisku liderów koalicji rządzącej. Fundacja ta należy bowiem do grona europejskich organizacji stawiających sobie za cel całkowite rozbrojenie unijnych granic, łącznie z rozwiązaniem Frontexu i wycofaniem z granicy funkcjonariuszy służb.

Kolejnym elementem presji było wystąpienie w Senacie zespołu ds. polityki imigracyjnej, który domaga się zaprzestania pushbacków i przyjmowania wniosków od wszystkich chętnych. W jego skład wchodzą głównie politycy Lewicy i skrajnie proimigranckie skrzydło Koalicji Obywatelskiej, między innymi poseł Sterczewski czy posłanka Jachira. Do tego należałoby dodać wystąpienie Rzecznika Praw Obywatelskich, który domaga się od MSWiA zaprzestania procedury pushbacków, którą uważa za nielegalną. W tej sprawie występował też w trakcie rządów Zjednoczonej Prawicy, ale teraz widocznie liczy na spełnienie jego postulatów. Także publicysta Tomasz Terlikowski, który po bardzo konserwatywnym okresie wydaje się być bliskim poglądom Szymona Hołowni, przepowiada już za 30 lat Polskę kolorową, różnoetniczną, z dużą liczbą migrantów.

Jednocześnie tuż przed świętami białoruski opozycyjny portal „Nexta” poinformował o tworzeniu się nowego kanału przerzutowego z Turcji do Mińska. Tureckie linie lotnicze „Southwind” oferują przeloty na trasie Stambuł – Mińsk w cenie 200 euro. W przeciwieństwie do białoruskiej Belavii, która ma zakaz latania nad UE, mogą pokonywać trasę normalną, krótszą drogą. Według białoruskich dziennikarzy śledczych „Southwind” otrzymało samoloty i personel lotniczy od rosyjskiej spółki „Northwind”.
Zdjęcie

To wszystko stawia wiele pytań o politykę imigracyjną. Czy minister Duszczyk będzie miał czas przeprowadzić racjonalną debatę, zanim wszyscy utoniemy w ideologicznej wewnętrznej wojnie napędzanej kolejnym wzrostem strumienia migracyjnego? Czy środowisko, które wybrało go na tę funkcję, da mu zrealizować wizje polityki, którą przedstawiał w przeszłości? Czy debata będzie rzeczywiście uwzględniała stanowiska różnych stron, zgodnie z wagą i proporcją poglądów w polskim społeczeństwie, czy też zostanie zdominowana przez agresywne i dobrze finansowane fundacje proimigranckie?

Autorstwo: Jan Wójcik
Źródło: Euroislam.pl

 

Eko-wariactwo na pełnej


W dniu 7 grudnia bieżącego roku radni Rady Warszawy przegłosowali uchwałę dotyczącą utworzenia w Warszawie tak zwanej „Strefy Czystego Transportu”. Za tą kontrowersyjną uchwałą zagłosowali radni z koalicji rządzącej stolicą – przedstawiciele Koalicji Obywatelskiej i Lewicy. Przeciw byli radni Prawa i Sprawiedliwości. Akcję protestacyjną związaną z tym aktem zorganizowali lokalni działacze Konfederacji.

Według przyjętego projektu SCT obejmie obszar całego Śródmieścia i fragmenty dzielnic centralnych. Jej granica będzie przebiegać aleją Prymasa Tysiąclecia – od Alej Jerozolimskich do styku z linią kolejową nr 20 w rejonie ul. Czorsztyńskiej, liniami kolejowymi nr 20, 501, 9 i 7, ulicą Wiatraczną, aleją Stanów Zjednoczonych, Mostem Łazienkowskim, aleją Armii Ludowej, dalej ulicą Wawelską ulicą Kopińską od ulicy Wawelskiej do ulicy ppłk. M. Sokołowskiego „Grzymały” i wreszcie ulicą ppłk. M. Sokołowskiego „Grzymały”, Alejami Jerozolimskimi od ul. ppłk. M. Sokołowskiego „Grzymały” do alei Prymasa Tysiąclecia. Łącznie SCT obejmie obszar 37 km2, czyli 7 proc. całej powierzchni stolicy. & procent to wydaje się niewiele, ale chodzi o najbardziej centralny kwartał zamieszkania w stolicy. Ulice graniczne będą znajdowały się poza strefą czystego transportu. Warto dodać, że pierwotnie zaplanowana strefa miała granice znacznie bardziej rozległe, pod naciskiem gwałtowności protestów mieszkańców Warszawy ostatecznie zakres terytorialny SCT w Warszawie został znacząco ograniczony. Nie jest to pierwsza taka inicjatywa w Polsce. Podobne strefy powstaną m.in. we Wrocławiu i w Krakowie. To początek wielkiej eko-batalii, która ma na celu wyeliminowanie z miast prywatnego ruchu samochodowego.

W oficjalnym komunikacie opublikowanym na stronie stołecznego urzędu miejskiego czytamy: „Radni m.st. Warszawy zdecydowali, że od lipca 2024 r. Śródmieście i fragmenty centralnych dzielnic miasta objęte zostaną Strefą Czystego Transportu. Jej wprowadzenie pozwoli na ograniczenie emisji szkodliwych dla zdrowia tlenków azotu. Dlatego do centrum miasta nie będą mogły już wjechać samochody, szczególnie zanieczyszczające powietrze, przede wszystkim stare diesle. Do końca 2027 r. z zasad obowiązujących w SCT zwolnieni będą mieszkańcy strefy oraz opłacający podatek i zameldowani w stolicy”.

Decyzja warszawskich rajców wprawiła w euforię prezydenta miasta Rafała Trzaskowskiego. Od lat jest on znany jako rzecznik i przedstawiciel skrajnego nurtu eko-zamordyzmu. Trzaskowski nie był obecny w dniu głosowania uchwały, bo w tym czasie przebywał na światowym eko-spędzie w Dubaju. Niemniej jednak nie omieszkał wyrazić swojej radości jeszcze tego samego dnia. „Rada przyjęła dziś uchwałę o wprowadzeniu w stolicy Strefy Czystego Transportu. To rozwiązanie zastosowane w setkach miast w całej Europie. Jej celem jest poprawa jakości powietrza, a więc troska o zdrowie nas wszystkich. Pomiary jakości powietrza nie pozostawiają złudzeń. Dlatego musimy działać natychmiast, bo podusimy się w naszych miastach. SCT to stopniowe, rozpisane na lata (a więc dające czas mieszkańcom na dostosowanie się do nich) zmiany, które pomogą naszemu miastu odetchnąć. Ograniczyć zanieczyszczenie powietrza szkodliwymi substancjami, które skutkują całym szeregiem schorzeń. Czy prawo do kopcenia podstarzałymi dieslami jeszcze o kilka lat dłużej ma być ponad prawem do zdrowia, a nawet życia wszystkich mieszkańców 2-milionowej metropolii. Nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek przy zdrowych zmysłach odpowiedział na to pytanie twierdząco” – dodaje Rafał Trzaskowski.

Jak widzimy zarówno radni, jak i prezydent, z wyjątkową nachalnością szermują argumentem dotyczącym jakości powietrza i jakoby decydującym wpływem, jaki na to ma ruch samochodowy w Warszawie. Tymczasem teza ta jest po prostu fałszywa. Udowodnili to miejscy aktywiści, którzy działają w ramach Stowarzyszenia „Stop korkom”. Nie uwierzyli oni „baśniom” kolportowanym przez różnej maści ekologów i tak chętnie podejmowanym przez miejskich włodarzy. Społecznicy zadali sobie trud i opracowali specjalny raport, w którym przedstawili wyniki swoich badań. Żeby sprawdzić faktycznie, jak wielki jest udział samochodów prywatnych – czy też ściślej spalin przez nie emitowanych – w globalnym bilansie zanieczyszczeń powietrza w centralnych dzielnicach Warszawy – gdzie obowiązywać ma reżim SCT – porównali oni skład powietrza w latach 2020-2022. Trzeba pamiętać, że wiosną 2020 roku mieliśmy w Warszawie i całym kraju totalny lockdown związany z tzw. „pandemią COVID-19”, co skutkowało drastycznym ograniczeniem ruchu kołowego w stolicy, który szacowano nawet na 60-70 procent. W związku z tym można było oczekiwać, że poziom „śmiertelnych zanieczyszczeń” wyraźnie i odczuwalnie spadnie. Tymczasem, jak mówi Paweł Skwierawski z inicjatywy „Stopkorkom”, nic takiego nie nastąpiło. „Warszawska strefa czystego transportu została zaprojektowana skandalicznie, bo nic nie uzasadnia aż tak szerokich granic tej strefy. Tym bardziej, że obejmuje ona np. Wisłostradę, która jest drogą przelotową, ale także drogą, którą mieszkańcy poruszają się, by załatwić ważne sprawy, np. w centrum” – mówił w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej.

Wnioski, jakie płynęły z analizy danych zawartych w społecznym raporcie, były zaskakujące. „Okazało się, że poziom pyłów uniesionych był identyczny w okresie lockdownu, jak w dwóch latach poprzedzających. Również poziom tlenku węgla był na tym samym poziomie, zaobserwowano jedynie 8-procentowy spadek zanieczyszczenia dwutlenkiem azotu” – wyjaśnił szef Stowarzyszenia. Przekazał, że stowarzyszenie „Lubię miasto” przeprowadziło badania na podstawie danych GIOŚ dotyczących zanieczyszczenia oraz danych dotyczących mobilności przeprowadzonych przez firmy Google i Apple. Zaznaczył, że porozumienie Stopkorkom przeprowadziło w związku z tym swoje badania, opierając się na danych satelitarnych otrzymanych z agencji kosmicznej NASA. „Analizowaliśmy okres lockdownu, czyli rok 2020 i dwa kolejne lata” – wyjaśnił.

Skwierawski zaznaczył, że sam pomysł strefy czystego transportu niestety opiera się na manipulacji, która niestety jest rozpowszechniana zarówno przez media, jak i samorządowców. Chodzi o tzw. „auta-morderców”. „Funkcjonuje mit o trujących i zabijających samochodach” – wyjaśnił. „Okazało się, że w marcu 2020 roku, czyli na początku lockdownu mieliśmy większe stężenie dwutlenku azotu niż w 2022 roku. W kwietniu było niższe, a w maju znowu wyższe niż w 2021 i 2022 roku. Aby to wyjaśnić, sięgnęliśmy po dane temperaturowe z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej. Pokazały one, że zarówno w marcu, jak i maju 2020 oraz kwietniu, były rekordowo niskie temperatury w 30-letniej perspektywie obserwacji danych meteorologicznych” – powiedział przedstawiciel Stopkorkom. „Porównaliśmy jeszcze lipiec z październikiem i ewidentnie widać, że im chłodniej i bardziej deszczowo, tym jest większe stężenie dwutlenku azotu nad np. aglomeracją warszawską” – dodał. Jeśli zaś chodzi o całą Europę, to np. w lipcu nad całą Polską jest czysto, a na terenie Europy są tylko cztery plamy pokazujące zanieczyszczenia dwutlenkiem azotu w powietrzu. Miejsce, gdzie tworzą się te zagadkowe „plamy” też stanowią niespodziankę. „Największe stężenie jest nad rowerowym Amsterdamem, drugie w kolejności to Zagłębie Ruhry, trzecim jest Londyn, który już od kilku lat ma SCT i okolice Mediolanu” – mówił Skwierawski. „Dowodzi to, że zanieczyszczenia dwutlenkiem azotu nie mają nic wspólnego z ruchem samochodów, szczególnie osobowych. To ważne, bo aktywiści powołują się na badania GUS dotyczące transportu, ale nie zwracają uwagi na to, że dotyczą one całości transportu drogowego, a więc tirów, ciężarówek, ciągników. To są maszyny, które bardzo często nie spełniają norm, szczególnie, że w Polsce park maszynowy jest dosyć wiekowy” – ocenił.

Podkreślił, że symptomatyczne jest to, że badania, na których opierał się m.in warszawski samorząd, „przygotowując uchwałę dotyczącą SCT, były sfinansowane przez jedną z zagadkowych organizacji społecznych”. „To jest organizacja, która lobbowała za tym, żeby wykreślić autogaz z ustawy, która reguluje m.in. wprowadzanie SCT. Choć w większości w krajach zachodnich autogaz jest uważany za czyste paliwo” – dodał. „To jak poprosić lisa, żeby ustalał relacje i prawa w kurniku” – skomentował. Tajemnicą poliszynela jest fakt, że stowarzyszeniu finansującemu badania zawsze będzie zależeć na sprzedaży aut elektrycznych, napędzanych wodorem i gazem ziemnym, i dziwnym trafem tylko te paliwa znalazły się w ustawie jako te, którymi napędzane pojazdy mogą się poruszać po strefach czystego transportu bezterminowo i bezwarunkowo.

Społecznicy zachęcają mieszkańców do przeprowadzenia samodzielnych badań zanieczyszczenia powietrza. W tej chwili jest to dość proste dzięki ogólnodostępnym danym publikowanym w Internecie. „I cóż widzimy? Wystarczy, że rozpocznie się sezon grzewczy, a w centrum miasta – praktycznie ten teren, który zaproponowano do utworzenia SCT – jest zwykle znacznie czystszy niż dzielnice i gminy okalające Warszawę. Co znowu wskazuje na winowajcę zanieczyszczeń wszelkich – chodzi o piece, którymi ludzie się ogrzewają” – skomentował.

Działacz podkreślał, że w badaniach dotyczących wprowadzenia stref nie zbadano kosztów takich inicjatyw. „Nie dość, że ta strefa została zaprojektowana skandalicznie, bo nic nie uzasadnia aż tak szerokich granic tej strefy. Tym bardziej, że obejmuje ona np. Wisłostradę, która jest drogą przelotową, ale także drogą, którą mieszkańcy poruszają się, by załatwić ważne sprawy w centrum. Więc nawet jeżeli ktoś nie będzie mieszkał w SCT, to i tak nie będzie mógł przejechać przez swoje miasto inaczej niż obwodnicą” – ocenił. „Tak duży obszar zmusza też tych, co prowadzą jakąkolwiek działalność również na rzecz mieszkańców SCT do wydania potwornych pieniędzy na zakup samochodu, który będzie w stanie im służyć przez dłuższy czas, czyli z normą min. Euro 6. Mówimy i o dużych przedsiębiorcach – obsługujących budowy, dostarczających prefabrykaty, poprzez dostawców rzeczy większych typu lodówka, pralka, telewizor, dostawców do sklepów zwykłych produktów, z których korzystamy na co dzień, kończąc na paniach z kwiatami czy warzywami stojących na bazarze” – powiedział.

Skwierawski podał konkretny przykład starszej osoby, która napisała do działaczy. Sprawa dotyczy wprawdzie strefy płatnego parkowania, ale generalnie zasada jest taka sama. Pani mieszka w granicach SPPN i planowała remont w łazience. Okazało się, że ma problem ze znalezieniem glazurnika. Kilkadziesiąt osób odmówiło jej tego, tłumacząc to opłatami w strefie. „W SCT będzie tak samo. Drobni rzemieślnicy bardzo często przyjeżdżają samochodami starszej daty, chociażby dlatego, że wożą w nich materiały budowlane czy narzędzia i nie chcą niszczyć nowego auta. Gdy zostaną zmuszeni do kupna nowszego samochodu, będą chcieli sobie to zrekompensować albo będą te usługi wykonywać, np. w Ożarowie, który tej strefy nie wprowadzi” – ocenił. Argument, że jak ktoś nie jeździ samochodem, to problem go nie dotyczy, też jest nietrafny. Prędzej czy później będzie musiał zapłacić dużo więcej za korzystanie z podstawowych usług. „Kolejną sprawą są przeprowadzone konsultacje, którymi podpiera się ratusz. Owszem były przeprowadzone, ale była słaba informacja o nich. Przyszło na nie kilkadziesiąt osób. Natomiast podobno wysłano 3 tysiące uwag drogą mailową. Nie zostały one w żaden sposób zweryfikowane, czy np. rzeczywiście są to mieszkańcy Warszawy” – skomentował. „Ciekawostką jest to, że w ustawie, która dopuściła projektowanie stref jest zapis, że gminy mogą wprowadzić SCT, ale nie muszą. Komisja Europejska nie zanegowała tego przepisu, czyli nie jest to tak, że UE na nas wymusza wprowadzenie SCT” – podkreślił.

Czekamy na rozwój wypadków.

Autorstwo: Marek Skalski
Źródło: NCzas.info

  Barwy narodowe Polski W dniu dzisiejszym obchodzimy patriotyczne święto — Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Skąd jednak wywodzą się b...