środa, 9 lutego 2022

 

Sklepy stają czytelniami i dworcami


Czy zakaz handlu w niedzielę jest już fikcją, bo ustawa jest dziurawa? Finezja z jaką właściciele sieci handlowych obchodzą obowiązujące przepisy zdaje się pokazywać, że PiS i Solidarność stworzyły bubel dekady. A kapitaliści bezwzględnie to wykorzystują.

Sieci handlowe wykorzystują wyłączenie dotyczące czytelni czy bibliotek. Kluczowy jest podpunkt 10. w art. 6 ust. 1 ustawy, który wyłącza spod zakazu handlu w niedziele „placówki handlowe w zakładach prowadzących działalność w zakresie kultury, sportu, oświaty, turystyki i wypoczynku”.

Placówki sieci Intermarche reklamują akcje promowania czytelnictwa. Kampania została uruchomiona pod hasłem InterPoCzytelnia i ma nawet branżowego partnera – Wydawnictwo Aksjomat z Torunia. W placówkach sieci pojawiły się malutkie sofy, stoliki oraz regaliki z książkami. W ramach instalacji można wypożyczyć, kupić, albo po prostu poczytać książkę. Stoiska, rzecz jasna, świecą pustkami, bo czytanie książek w supermarkecie nie należy do szczególnych przyjemności. Zgodność z ustawą jednak jest zachowania – nie ma typowego marketu, jest czytelnio-market.

Na inny pomysł wpadli zarządcy Intermarche z Cieszyna. Tamtejszy sklep został przemianowany na dworzec autobusowy i poczekalnię. Dzięki temu, klienci zrobią w tym supermarkecie zakupy także w niedziele objęte zakazem handlu. A oficjalnie zaczekają na autobus miejski, bo budynek rzekomego „dworca” owszem pełnił kiedyś taką funkcję, ale teraz jest już tylko sklepem stojącym niedaleko przystanku cieszyńskiej komunikacji.

Ustawa wprowadzająca stopniowo zakaz handlu w niedziele weszła w życie 1 marca 2018 r. Przewidziano w niej katalog 32 wyłączeń. Zakaz nie obejmuje m.in. działalności pocztowej, a ponadto nie obowiązuje w: cukierniach, lodziarniach, na stacjach paliw płynnych, w kwiaciarniach, w sklepach z prasą ani w kawiarniach. Za ladą mogli też stać właściciele sklepów oraz członkowie ich rodzin, czy też, jak w przypadku Żabek – franczyzobiorcy. Od początku zapisy te są wykorzystywane przez kapitalistów. W niedziele w sklepach pracują ekipy pracowników, a coraz więcej placówek dorobiło się statusu mini-poczt, głównie przez świadczenie usług odbierania przesyłek.

W ostatnim czasie ustawodawcy wprowadzili korektę do ustawy, zakładającą, że co najmniej 40 proc. miesięcznego przychodu sklepu musiałoby być z działalności pocztowej, by móc nadal podawać się za pocztę i handlować w niedzielę. Z tego samego powodu nie wchodzi w grę wykorzystanie możliwości handlu pamiątkami i dewocjonaliami, prasą, biletami komunikacji, kuponami gier losowych, wyrobami tytoniowymi. Również z powodu ograniczenia 40 proc. nie przejdzie otwarcie piekarni, cukierni, czy lodziarni, albo działalności gastronomicznej na terenie marketu. Ale pozostałe furtki tego limitu nie przewidują.

Autorstwo: Piotr Nowak
Źródło: Strajk.eu


Skopiowano z WOLNE MEDIA


  1. Irfy 09.02.2022 14:19

    Trudno ten absurd komentować. U zarania „zakazu handlu w niedziele” stało założenie, które przyjęli sobie hierarchowie polskiego katolickiego Kościoła. Zgodnie z nim „galerie handlowe” i inne sklepy wielkopowierzchniowe były dla tej instytucji konkurencją do portfeli klientów. Innymi słowy, jeśli ktoś z „wiernych” miał do wyboru niedzielną wizytę w dużym sklepie albo niedzielną wizytę w kościele, często wybierał sklep. Podstawą tej ekstrawaganckiej teorii był zapewne wzrastający spadek osób uczestniczących w nabożeństwach a co za tym idzie, również nieopodatkowanych dochodów z datków. Te spadki trzeba było na coś zwalić a że nie wypadało szukać winnych w lustrze, znaleziono ich w dużych sklepach.

    Dalszym krokiem było poproszenie dyktatora o wprowadzenie stosownego zakazu. Dla dyktatora był to trudny orzech do zgryzienia. Z jednej strony jego żelaznym elektoratem są emeryci, którzy w niedziele do „galerii” aż tak nie chodzą, za to duża ich część jest jeszcze stale pod butem Kościoła. Z drugiej strony taki zakaz zirytowałby dużą część reszty społeczeństwa. Które w tygodniu tyra jak woły, w związku z czym niedziela jest często jednym z dwóch dni, w których można zrobić całotygodniowe zakupy. Albo na przykład odwiedzić market budowlany. Nieszczególnie szczęśliwi byli też pracownicy tych sklepów, którym Kościół chciał zapewnić „możliwość święcenia świętego dnia”. Raz, że za takie nieświęcenie i bezbożne pracowanie dostawali oni podwyższone pensje. Dwa, spora część tych ludzi jest ukraińskimi gastarbeiterami, którym tym bardziej zależy na pieniądzach.

    Dlatego dyktator zdecydował się na rozwiązanie salomonowe. Zakaz został wprowadzony, ale tak, żeby dało się go obejść. Oczywiście gdyby naprawdę chciano handlu w niedziele zabronić, to zamiast opasłej i dziurawej jak szwajcarski ser ustawy wprowadzono by inną. Taką, zgodnie z którą określone kategorie sklepów – i tutaj faktycznie trzeba by dobrze zdefiniować te duże galerie handlowe – muszą w niedziele płacić pracownikom wyjątkowe bonusy. Na przykład 1000% dniówki. Gwarantuję, że po czymś takim wszystkie sklepy wielkopowierzchniowe byłyby w niedziele pozamykane na cztery spusty, mimo tego, że oficjalne handel byłby „dozwolony”. Ale nie taka była intencja dyktatora. On chciał rzucić Kościołowi kość, żeby ten nadal kazał swoim wiernym emerytom głosować na jego partię. Efekt widzimy w postaci ośmieszania instytucji „państwa”. Która już bez tego jest ośmieszona, znienawidzona i obdarzona ujemnym zaufaniem obywateli. A wszystko to zupełnie bez sensu. Kościołowi pieniędzy nie przybędzie, dyktatorowi głosów też nie a jedynie zwiększy anarchię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

  Czy Żydzi naprawdę rządzą światem? To pytanie rozgrzewa zawsze do czerwoności, uaktywniając szczególnie zaciekłych antysemitów, jak i zaja...