środa, 5 czerwca 2024

 

4 czerwca 1989 roku obudziliśmy się w „nowej rzeczywistości” 


W literaturze trwają spory o „okrągły stół”, słynną „Magdalenkę”, „grubą kreskę” pierwszego niekomunistycznego premiera Tadeusza Mazowieckiego (zaprzysiężenie nowego-starego rządu miało miejsce 11 września), o „bezprzełomowy przełom” w prozie polskiej (polecam teksty profesora Przemysława Czaplińskiego z Poznania).

Rację mają ci, co wskazują, że z jednej strony dobrze, że u nas – podobnie jak w Pradze – była bezkrwawa, aksamitna rewolucja, a właściwie logiczniej byłoby powiedzieć „kontrrewolucja”. Na słynnym filmie pt. „Czarny czwartek” o zdarzeniach gdańskich w grudniu 1979 roku, Piotr Fronczewski jako aparatczyk wypowiada znamienne zdanie: „Z kontrrewolucją się nie rozmawia. Do kontrrewolucji się strzela”. Pamiętam też świetny klip Kazika znanej ballady protestsongowej pt.: „Janek Wiśniewski padł”.

Wyliczę teraz możliwe konteksty dla tej daty, o której „zetki” już nic nie wiedzą. Albo wiedzą źle. Masakra na placu Tienanmenn. Krwawa kontrrewolucja w Rumunii. Słowa Reagana, co prawda wcześniej, o „nowym porządku świata”. U nas nie było komunizmu, był twardy socjalizm (to nie to samo, co socjaldemokracja typu skandynawskiego czy XIX-wiecznego), nie było kołchozów, „tylko” PGR-y.

Czy 4 czerwca coś zmieniło się na lepsze? Jasne, ustał terror władzy. Przestano zabijać księży. Rozwiązano słynny IV Wydział, SB (posyłając esbeków na tłuste emerytury, albo zatrudniając w SOP, czyli Służbie Ochrony Państwa), upadła przede wszystkim wiara w materialistyczny świat, rodem z głębiej „belle epoque”. Ludzie przestali się bać. To jest fakt.

Ale jak to w życiu bywa – coś za coś. Owszem, centralne planowanie w gospodarce nakazowo-rozdzielczej nie działa, powoduje jeszcze większą nędzę niż jest faktycznie „z natury”. Ale nadeszła dekada lat 1990., które osobiście wspominam jako gorzej niż koszmar. Nagle coś w nas pękło. Już nie było czegoś złego, a jeszcze nie było dobrego. Międzyepoka. Transformacja. Chaos. Rozkładane łóżka polowe i „szczęki” na Stadionie X-lecia w stolicy. Prawna samowolka. Cały zachodni syf – prostytucja, mnożące się burdele, pornografia, zalew nieprawości, bezprawie. Zlikwidowany rząd Olszewskiego 4 czerwca 1992 w nocy (u nas jakoś posłowie wolą widać tworzyć ustawy pod osłoną nocy).

Lata 1990. to obiecanki-cacanki. Że każdy będzie wcześniej czy później bogaty. Że firmy prywatne będą lepiej płaciły, a co najmniej tyle samo, co państwowe. Reforma szokowa Balcerowicza. Denominacja złotego, zrobiona partacko. Wzorowa reforma monetarna z 1924 roku nie posłużyła za wzór. Wymieniać można dalej – chaos i katastrofa w edukacji, na rynku pracy, skokowy wzrost bezrobocia, powszechna niemoralność, odpływ ludzi z Kościoła do sekt i nowych ruchów religijnych, które monitorował znany dominikanin Jacek Gałuszka z Krakowa. Potem niestety ten projekt po jego odejściu z zakonu upadł. Przyjazdy podejrzanych typków. Sam pamiętam, jak rodzina zaciągnęła mnie jako 17-latka na „seans” Kaszpirowskiego na stadionie Cracovii. Masakra. Szalejące firmy MLM, agresywni akwizytorzy, modne „ubezpieczenia na życie” i obietnice bogactwa dla każdego. Postępujące rozwarstwienie społeczne – jedni mieli wszystko, reszta, większa połowa nie miała nic.

Z tą większą połową to żartuję rzecz jasna. „Tyle razy wam mówiłem, że nie ma mniejszej i większej połowy, bo obie są równe, ale jak zwykle większa połowa klasy nie uważała”. Chaos w każdej dziedzinie i obszarze życia. Upadające państwowe firmy, kurcząca się budżetówka, cięcie socjalu, koniec blokowisk, wzrost bezdomnych, szalejąca hiperinflacja, odradzanie się mafii w stylu międzywojennego dwudziestolecia, kidnapping i na końcu – choć to nie wszystko – „satanic panic”.

W Kościele zamęt. Nikt nie wiedział niczego. Nikt nie miał pojęcia, gdzie leży problem, a tym bardziej – prawda. Satanic panic sprzyjała „wielkiemu wybuchowi” odrodzonej i uwolnionej ze zbiorowej nieświadomości (Jung) religijności, która przestała już być patriotyczna, a stała się neognostycka. Wiedza o wierze, i to wiedza alternatywna, zastąpiły rytualizm i skostnienie, i bardzo dobrze. Spowodowały jednak napływ nowych idei, także postmodernizmu i dekonstrukcji (nagle wszystko stało się „opresyjne” i wymagające rozbiórki pojęciowej), które promowały całkowitą dowolność – każdy mógł nagle mieć swoją prawdę, bez nauki i bez wiary tradycyjnej. Każdy mógł zostać, kim chciał i wielu chciało być wszystkim (piszący też). Wszyscy nagle chcieli być biznesmenami. Na kursach wyciągano z ludzi, z których robiono natrętnych akwizytorów, kasę na organizowanych mityngach w odosobnionych, sprzyjających praniu mózgu w stylu Amway czy Amplico Life. Sam miałem nadzieję, że nowa rzeczywistość da wszystkim szansę.

Dziś widać, jak to się kończy. Mała elita ma wszystko – „masy pracujące miast i wsi” mało albo nic. Należę do mas. Piszę bez wynagrodzenia. Piszę muzykę – bez wynagrodzenia. Tworzę grafiki komputerowe – w czasie wolnym i bez wynagrodzenia. Wynagrodzenie dostaję za rozwożenie paczek. Jak to powiedział bohater jakiegoś serialu, „logistyka naszym przeznaczeniem”. Dobrze, że to lubię. Są tacy, których to męczy, ale muszą. Ale człowiek z doktoratem, który rozwozi paczki, chyba nie zdarzył się w historii europejskich uniwersytetów. Może po prostu jestem mało zdolny albo mało inteligentny. Ale czuję „under my skin”, że nie do końca – jak lubią wmawiać nam coachowie i cały ruch rozwoju osobistego – jest to moja wina.

I myślę, że 4 czerwca 2024, prócz tego, że obecnie przypada równo 100. rocznica urodzenia mojego śp. dziadka, artysty-grafika po ASP, jednocześnie zmienił coś na lepsze, a coś na gorsze. Dziadek od razu po studiach miał masę zleceń. Pracował całe życie zawodowe w domu. Projekty zanosił na cotygodniowe zebrania w Związku Artystów Plastyków przy Łobzowskiej w Krakowie, słynnym miejscu spotkań plastyków. Stać go było na coroczny, miesięczny (a nie jak dziś 4-dniowy długi weekend) pobyt nad Bałtykiem. Na wyjazd zimowy do Bukowiny Tatrzańskiej.

Nie wszystko było złe w PRL-u, ale większość tak. Historia nie jest czarno-biała. Nie wolno zapominać, że w humanistyce to nie filozofia i gnoza są centrum, lecz solidna historiografia, ani nie w stylu Grossa, ani nie w rodzaju wybielających projektów IPN (teraz już nieco mniej). Naginanie historii nic nie da. Poglądy subiektywne na dzieje się nie liczą. Istnieje obiektywna przeszłość. I obiektywna prawda albo prawdy o niej. To, że jest przed nami zakryta albo ukryta tego faktu nie zmienia.

Autorstwo: Rafał Sulikowski
Źródło: WolneMedia.net


  1. maj cher 05.06.2024 11:36

    “”Nie wszystko było złe w PRL-u, ale większość tak.””- – Nie wszystko jest złe po 89-tym roku, ale większość tak.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

                           Kto nas obrabuje i w jaki sposób?                                                     Węgiel kamienny to najwięks...