niedziela, 30 marca 2025

 

Ideologia wyzysku i pracy najemnej, a trzecia droga

W tym artykule postaramy się przyjrzeć bliżej naszej nieoczywistej rzeczywistości, w wymiarze ekonomicznym, jako głównym źródle wszelakich problemów, jak i naszego zniewolenia — co spróbujemy udowodnić. A także zastanowić w sposób ogólny nad możliwością realnej odmiany statusu członków naszego narodu.

Największym kłamstwem dzisiejszego świata jest twierdzenie, że człowiek jest wolny. Powielany ten frazes niczym mantra, z czasem staje się dogmatem i niepodlegającym kwestionowaniu aksjomatem. Powiada się, że Naród rzekomo jest Suwerenem i do niego należy władza. Ale aby nie było chaosu, wyznacza on swoich reprezentantów do sprawowania tej władzy w jego imieniu. A ponieważ jest głupi, reprezentanci mogą, ale nie muszą, ani słuchać, ani odpowiadać, ani móc być odwoływani przez niego. To ostatnie zdanie nie jest wypowiadane, ale taka panuje powszechna opinia pośród kręgów władzy. Tak mówi teoria, która tłumaczy nasz lokalny świat, kraj, w którym żyjemy. Praktyka, ta widzialna, wszak mówi co innego. Faktycznie to istnieje demokracja partyjna (tzw. parlamentarna) z partiami wodzowskimi (czytaj: pseudodemokratycznymi), a trójpodział władzy jest absolutną fikcją. Cała ta fasadowa nadbudówka ideologiczna służy, aby ogłupiać ludzi jak i szkolić w tym duchu uczniaków formujących kolejne pokolenia otępiałych i tresowanych Polaków.

Pobieżna analiza jednak pokazuje wyraźnie, że Naród jest na samym dnie drabiny hierarchii, a na szczycie są Wielcy posiadacze (tzw. Wielki Kapitał), który rozgrywa tutaj swoje interesy. Hiperkapitaliści, którzy roztaczają swoją władzę poprzez banki centralne. Gdyż ich narzędziem kontroli, smyczą, marchewką jak i batem jest pieniądz, bóg Mamon(a).

Można powiedzieć, że Kapitał (przez duże K) ten tworzy jedną, wielką i globalną mafię. Jednak jak to w każdej organizacji z władzą bywa, i tam również występują różne frakcje, spierające się (i niejednokrotnie walczące między sobą), dzielące się ze względu na ideologie dalszego rozwoju ludzkości, metod kontroli populacji lub bardziej trywialnych, typu różnice rasowe. Politycy to ich figury na scenie, na której odgrywa się teatr dla śpiącej słodkim snem publiki. Stanowią wobec tego świetne narzędzie do kontroli światopoglądu jak i umysłów pospolitych ludzi, aby ci podążali w wyznaczonym przez decydentów kierunku. Odwracając uwagę sprawami trzeciorzędnymi – głównie obyczajowymi. Czasem jedynie używając bardziej drastycznych środków, typu rozdmuchane nadmiernie pandemie czy przeciągane konflikty zbrojne, w ramach operacji zarządzania strachem.

Dzisiejszy, przeciętny człowiek łatwo wpada bezrefleksyjnie w te narracje, gdyż nie ma odpowiednich narzędzi, aby dokonać odpowiedniej analizy sytuacji (odmiennej od tej serwowanej przez establishment). Jak mógłby mieć, skoro dysponuje bardzo małą ilością swojego czasu. Praktycznie nie ma w ogóle wolnego czasu dla siebie, gdyż ten dostępny musi siłą rzeczy przeznaczać na regenerację siły (fizycznej i psychicznej), tuż po wykonaniu swojej pańszczyzny. Za której wykonanie w nagrodę może dokonywać konsumpcji i opłacać wirtualne odsetki od stworzonych równie wirtualnie kredytów, na spłatę dobrze ulokowanej dziury w betonie, jak i modnej i odpowiednio kosztownej furmanki. O ile oczywiście jest wśród tych szczęśliwców, którzy posiadają prawo do dzierżawy tych przedmiotów. A poświęcanie czasu rodzinie czy próby odnajdowania się w dzisiejszej skomplikowanej rzeczywistości i nadążania za nią też swoje czynią. Szczególnie to trudne kiedy w tak nieprzyjaznym środowisku musimy operować z mózgiem stworzonym do funkcjonowania w lesie czy na sawannie…

Wspomniany Kapitał jak sama nazwa sugeruje, swoje władztwo roztacza nie tylko poprzez rządy kapitału i kapitalizację wszystkiego, co możliwe, aby mogło zostać poddane tej władzy. Lecz przede wszystkim poprzez stworzenie dogodnych warunków dla własnego istnienia, przy pełnej współpracy państwa w tym dziele, legalizującego występki tychże (np. patrz: brytyjskie raje podatkowe oszczędzające dziesiątki jeśli nie setki miliardów podmiotom z London City i innym). Aby bandyckie prawo, acz legalne, pozostawało w mocy, potrzebna jest szeroko zakrojona propaganda mająca na celu kształtowanie opinii i tłumaczenie publice co jest słuszne i konieczne, a co nie. Tym narzędziem są oczywiście mass media, będące w zdecydowanej większości pod kontrolą Kapitału.

Przejdźmy teraz do ogólnej oceny światowego systemu organizacji gospodarczej. Wszelkie współczesne rozważania o systemach ekonomicznych opierają się na wyświechtanej dychotomii kapitalizm-komunizm, z różnymi odmianami dla każdej z tych. Moim zdaniem jest to fundamentalnie błędne rozumowanie. Po pierwsze, rzeczywisty komunizm miał i ma miejsce jedynie w społecznościach nierozwiniętych cywilizacyjnie i państwowo. Współcześnie, NIGDY nie zaistniał, a to, co nazywa się tym mianem, jest jedynie karykaturalną formą zakamuflowanej tyranii, takiej czy innej, udającej i podszywającej się pod komunistyczne tezy. Z kolei systemy, które nazywa się dziś kapitalistycznymi, już bardziej zbliżone są do istoty tego nazewnictwa. Jednak w mojej ocenie i tutaj również nadużywa się tego terminu, gdyż to, co mamy obecnie na świecie, to nic innego jak korporacjonizm, który opiera swoje działania (między innymi) na kapitalizmie. Stąd, po drugie, twierdzę, że na świecie NIE istnieją gospodarki kapitalistyczne, lecz gospodarki korporacjonistyczne.

Nie zamierzam krytykować prawdziwego kapitalizmu, gdyż ten jest narzędziem i wyrazem wolności człowieka i trampoliną dla jego przedsiębiorczości, dzięki któremu w sprzyjającym ekosystemie korzysta CAŁE społeczeństwo. I tak jak każde narzędzie różnie może być wykorzystywane. Krytykuje tutaj szeroko pojęty korporacjonizm, czyli metodę wykorzystania kapitalizmu dla zysków i korzyści wąskiej grupy beneficjentów. Kosztem większości społeczeństwa, zredukowanego do roli przypominającej relację dawnych chłopów względem szlachty, lub niewolników względem swych panów. Przedstawiciele tego co uważam za wypaczony korpokapitalizm, współcześnie stanowią znikomą (na tle całości) część populacji. A za takich należy rozumieć ludzi egzystujących nie z owoców swojej pracy, lecz wyłącznie z owoców posiadanego kapitału. Jednak to właśnie ci ludzie trzymają lejce i sterują biegiem rzeczy. Rzadko kiedy dzieje się coś znaczącego na tej planecie, bez ich aktywnego udziału. Stanowią rodzaj modernistycznej arystokracji, magnaterii, swoisty rodzaj ultrapatrycjatu.

Obecnie panuje przekonanie, że komunizm udowodnił swoją nieprzydatność, (co jest błędnym i fałszywym poglądem, jako że ten nigdy nie miał tego okazji dowieść), stąd wysuwa się wniosek mówiący, że tylko i wyłącznie „kapitalizm” jest jedyną możliwą i słuszną drogą. Jest to z każdej strony kłamliwa teza. Tak jak nie mieliśmy okazji doświadczyć prawdziwego komunizmu, tak i nie doświadczamy kapitalizmu w czystej postaci. Rzekomą klapę pierwszego (w groteskowej i absurdalnie odrealnionej formie) tłumaczy się do propagowania wypaczonej wersji tego drugiego. Budując kolejny dogmat z serii „końca historii”, tym razem w dziedzinie ekonomii, należy zrozumieć, że idee Marksa zostały wcielone w życie (i dalej propagowane) przez bolszewickie plemię w identyczny sposób, jak idee Jezusa zostały wcielone przez rzymskie i cesarskie judeochrześcijaństwo. W obu przypadkach w zdeformowanej i patologicznej wersji. Gdzie w obu, celem instytucjonalnego wdrożenia było kontrolowanie podległych społeczeństw. Istota kapitalizmu podobnie jest wykorzystywana w skrzywiony i wybitnie antyspołeczny sposób. Ideą każdego przedsiębiorstwa jest osiąganie zysku, lecz problem tkwi w tym, że tę myśl przewodnią przemienia się w religię, gdzie osiąganie zysku stanowi swoistą eucharystię, a Mamon staje się jej bogiem, a z tym mamy do czynienia dzisiaj.

Tak więc pojawia się pytanie, czy jest możliwa trzecia droga, czyli kapitalistyczna gospodarka społeczna. Jako połączenie tego co było najlepszą częścią niezdeformowanego, teoretycznego marksizmu — a więc idea o zrównoważeniu wartości i znaczenia pomiędzy środkami produkcji (kapitału), a produkującymi (pracownicy). Czymś, co należy bardzo silnie podkreślić, NIGDY nie miało należytego, jak do tej pory, miejsca w historii ludzkości. Połączonego z drugiej strony z wszystkim tym co najlepsze w kapitalizmie, czyli wszelkie społeczno-ekonomiczne artefakty, które inspirują ludzi do twórczego i nieskrępowanego działania. A więc idea rynku jako możliwości do nieograniczanej wymiany, jak i akumulacji kapitału, celem możliwości realizacji większych przedsięwzięć.

Ambitny to cel, rozprawiać o idei urzeczywistnienia takiej nowatorskiej drogi, która byłaby swoistą rewolucją (tym razem bezkrwawą) w świecie zarządzanym przez hiperkapitalistów i ich banksterskie sługi. Być może dzisiaj ludzi bardziej interesuje, kto śpi z kim w łóżku, a rzeczami, o których tu wspominam, zajmą się nasze dzieci (o ile jeszcze będą w stanie). Nie zdziwiłbym się, biorąc pod uwagę stopień używania mass mediów do ogłupiania społeczeństwa, jak i do budowania wrogich frakcji w nim, aby wzajemnie się zwalczały. I żyły nienawiścią względem siebie, zamiast jednością i dostrzeganiem prawdziwego wroga, któremu przecież dokładnie na tym zależy! Jednak wierzę, że przy odpowiednio dużym zaangażowaniu gorliwych, oddanych sprawie patriotów i ludzi dobrej woli, którzy podejmą się zadania odpowiedniej kontredukacji społeczeństwa, to zadanie, choć monolityczne, jest możliwe do osiągnięcia.

Na początek musimy zdać sobie sprawę jako ogół socjety, z sytuacji, w jakiej się znajdujemy. Roli pracowników na fermie pana, o których dba się tyle, aby zachować ich produktywność, ale ani o jotę więcej.

Znany i ceniony na świecie profesor Zygmunt Bauman, w swoich pracach socjologicznych sprzed dekad dowodzi, że społeczeństwo kapitalistyczne może teoretycznie istnieć bez kapitalistów, ale nie może istnieć bez przekształcenia całej zbiorowości ludzkiej w rzeszę pracowników najemnych. Takich pracowników, dla których wykonywana praca nie jest związana z realizacją potrzeb wewnętrznych, lecz jej jedynym sensem jest „zarabianie”. Dla samego zarabiania (rzadkość) lub aby móc przetrwać (większość). Profesor uważa, że centralną istotą tej kultury kapitalistycznej nie jest „duch kapitalizmu”, lecz „duch pracy najemnej”. To świetnie udowadnia tezy o dyktacie korporacjonizmu w teraźniejszym świecie. Przez co należy rozumieć zakamuflowane rządy systemu korporacji tworzące niepozorne fuzje z państwami — patrz np. lobbing w USA jak i sama idea banków centralnych, jako „capo dei capi” dla banków komercyjnych, na którego te zawsze i wszędzie mogą liczyć — oczywiście, oficjalnie istniejącego wyłącznie dla dobra gospodarki. Tak przynajmniej głosi kolportowana legenda ludowa.

Zacytujmy dłuższy fragment jednej z prac tego myśliciela na temat wspomnianego ducha pracy najemnej: „Wpojenie go masom dostarczało pionierom kapitalizmu o wiele więcej kłopotu niż pozyskanie grupy jednostek dla ideologii zysku i wyzysku. Jego rozpowszechnianie dostarcza i dziś olbrzymich kłopotów przywódcom ruchów industrializacyjnych, zwolennikom westernizacji i piewcom »unowocześnienia«. C. Hill przytacza wynurzenia niejakiego Colemana z przedcromwellowskiej Anglii, ze smutkiem notującego zjawiska, z jakimi borykają się i dziś wszelakie kraje wkraczające na drogę przemysłowego rozwoju: zjawiska te sprowadzają się do zachowań, które przedsiębiorczemu umysłowi wydają się »dobrowolnym bezrobociem«. Piszę więc Coleman o bezczynności w dniach świątecznych, o nieregularności pracy i płynności siły roboczej, o zwyczaju zwalniania tempa pracy wraz z podnoszeniem się płac. Później pisał, że: »sukiennicy i inni przedsiębiorcy, którzy zatrudniają większą ilość biednych ludzi zauważyli, że gdy zboże obrodziło obficie praca biednych drożeje i jest w ogóle trudna do znalezienia (tak rozpustni są ci ludzie, którzy pracują tylko po to aby jeść)«. Zafrasowany tą rozpustą W. Raleigh zaproponował środek zaradczy, który miał później na bardzo wiele lat, stać się zasadą naczelną polityki pionierów i ideologów przemysłu wobec robotników: »Głód i nędza czynią ludzi pracowitymi«. Realizacją tej recepty – niekoniecznie i nie zawsze świadomą i planową – był kompleks poczynań, które mogą być określone łącznie jako »tresura pracowników najemnych« lub, jeśli kto woli – »krzewienie ducha pracy najemnej«. […] Sposobem najpowszechniejszym i najbardziej wydajnym, było obniżanie do minimum płacy robotniczej, tak aby nie dać robotnikom chwili wytchnienia, by zmuszać do pracy zarobkowej, ciągłej i nieprzerwanej, wszystkich członków robotniczej rodziny, aż ciągła praca zarobkowa stanie się »drugą naturą«, wewnętrzną koniecznością, oderwaną od pobudek pierwotnych”.

Zadziwiające, że ta krytyka użycia kapitalizmu w egoistycznej (aby wyłącznie brać) i w gruncie rzeczy zdeprawowanej formie, jest wciąż tak bardzo aktualna. Dziwnie podejrzane wobec powyższego (i przy dzisiejszym postępie!) wydaje się życie większości ludzi od wypłaty do wypłaty, często na pograniczu ubóstwa i nieraz konieczności pracy przez członków obu płci danej rodziny neorobotniczej. Pisałem już i dowodziłem, że podatek dochodowy od 95% aktywnej zawodowo populacji pracowniczej przynosi zaledwie około 3% wpływów do budżetu. Pojawia się stąd kolejne pytanie, nieraz zadawane przez bardziej dociekliwe umysły, skoro mogą drukować pieniądze, czemu musimy w ogóle płacić podatki? A przynajmniej, dlaczego tak dużo podatków i dlaczego najuboższych to najbardziej dotyka, szczególnie że tych podatki są stosunkowo małe w skali wydatków państwa. O odsetkach od wirtualnego pieniądza już nie wspomnę. Odpowiedź w świetle zaprezentowanych wynurzeń wydaje się oczywista, przynajmniej mnie samemu.

To, co jest deprymujące, to rozmowa z ludźmi, którzy są tego świadomi, zgadzają się w ocenie niesprawiedliwości systemowej takich czynów i NIC nie chcą robić w kierunku poprawy tego stanu. Zazwyczaj to, co dominuje to „racjonalizm”, na zasadzie, że nic nie da się zrobić. Moja osoba nazywa to defetyzmem, a nawet swoistą drobną (zaznaczam) zdradą. Tak jak Einstein rzekł, ci co wiedzą a milczą, są podobnie winni jak ci, co krzywdzą. Czy zaniechanie można nazwać zdradą? Celowo nadużywam takich sformułowań, licząc, że obudzę czyjeś sumienie. Jedno jest pewne, takie osoby NIE mają prawa nazywać siebie patriotami. Proszę to sobie wpisać w biogram = niepatriota. Co można zrobić, zapyta jeden z drugim? Otóż odpowiedzią jest: szerzenie świadomości na ten temat. Można nazwać to edukacją właściwą. Nie bez powodu co rusz podnoszę hasło, że wszyscy politycy są albo umoczeni, albo »pożyteczni«, właśnie dlatego, że milczą w tych fundamentalnych sprawach dla naszego istnienia. Tym samym generując wrażenie u większości populacji o nieprawdopodobieństwie takich zjawisk, na zasadzie chłopskiej prostoty myślenia: »gdyby była to prawda, to by o tym ktoś mówił«, najpewniej w tv, chciałoby się dodać.

Egzystencja jest tajemniczym i fascynującym zjawiskiem. Byłoby wspaniale gdybyśmy mogli wszyscy doceniać to, że żyjemy i mogli się cieszyć tym faktem, akceptując inne istoty takimi, jakie one są i chcą być, bez pasożytowania na nich czy wykorzystywaniu. Człowiek został obdarzony największą inteligencją ze wszystkich stworzeń ziemskich, jednak w mojej ocenie wykorzystuje zaledwie ułamki swojego prawdziwego potencjału. Odpowiada za ten stan wiele czynników, które nie przyczyniają się do rozwijania skrzydeł i różnych talentów, tj. fałszywa pseudoedukacja, religijna indoktrynacja zaciemniająca duchową sferę, podtruwanie chemiczne (przemysłowo-medyczne), upodlanie przez władzę (przedmiotowość obywatela) i autorytety, jak i creme de la creme, czyli ekonomiczne zniewolenie.

Ale póki jesteśmy neochłopami, półniewolnikami (półroczny dorobek na poczet państwa) i w pełni AKCEPTUJEMY ten stan, NIC nie zmieni się i zmienić się nie może. Tak jak alkoholik, aby wyjść ze swojej choroby, musi wpierw przyznać się przed sobą do zniewolenia, tak samo i my musimy zdać sobie sprawę ze swojego podrzędnego i przedmiotowego statusu, jaki nam przypisano. Z niewidocznych kajdan, jakimi jesteśmy skuci, tylko wtedy będziemy mogli móc dostrzec światełko w tunelu. To człowiek tworzy historię i ludzką rzeczywistość i tylko człowiek może ją odmienić. Bóg może nam pomóc, dając natchnienie i siłę, ale póki nie zakańcza tego Ziemskiego eksperymentu, wszystko jest w naszych rękach. Pytanie tylko, czy się nam chce, czy mamy determinację i czy mamy wiarę. Każdy sam musi sobie odpowiedzieć na to.

Zacytujmy na koniec raz jeszcze Baumana: „Na początku była tresura, później pojawiła się osobowość wytresowana, która »uwewnętrzniła« bat i więzienie, uzyskała wewnętrznego dozorcę w postaci wyrzutów sumienia, przestała wypatrywać w swej pracy sensu, przestała spodziewać się od niej ekspresji własnych popędów twórczych, pojęła, że twórczość jest zjawiskiem z innego teatru, i że praca jest »obowiązkiem« i basta”.

Pamiętaj człowiecze — od dziecka jesteś tresowany i do tego stopnia przywykłeś do bycia traktowanym w ten sposób, że więzienie traktujesz jako coś normalnego. Normę, z którą każdy z twoich ziomków, współwięźniów również się identyfikuje. Człowiek taki został wtłamszony w rolę owcy w wypasanym stadzie. Nie ma nic złego w tkwieniu w stadzie, wręcz przeciwnie. Złem jest wykorzystywanie stada do swoich celów, przez fałszywych pasterzy. Stąd obowiązkiem jednostek wybitnych w stadzie jest stanie się baranami, czyli prawdziwymi pasterzami stada. Nazwa adekwatna, gdyż tak będziesz z pewnością czasem określany przez tych mniej ogarniętych, tkwiących w szponach systemu. To część kosztów, jakie trzeba ponieść krzyż, który dobrowolnie można przyjąć, jeżeli chcesz iść w ślady Mistrza, i służenia innym bliźnim, tak jak zachęcał nas do tego swoim przykładem. I tylko TY, nikt inny może zadecydować o twoim postępowaniu.

Autorstwo: Grohmanon
Źródło: WolneMedia.net

sobota, 29 marca 2025

 

Była reporterka CBS ujawnia, jak Wielka Farmacja przejęła media



Wielokrotnie nagradzana dziennikarka śledcza Sharyl Attkisson ujawnia, w jaki sposób firmy farmaceutyczne powoli przejmowały kontrolę nad mediami – począwszy od 2006 roku. Według Attkisson ta zmiana nie nastąpiła z dnia na dzień, gdyż, patrząc wstecz, można było wcześniej dostrzec sygnały ostrzegawcze.



Na początku XXI wieku główne platformy medialne, takie jak „The Daily Show” z Jonem Stewartem i „Morning Joe” z Joe Scarborough, poświęciły czas antenowy Robertowi F. Kennedy’emu jr. na dyskusje o bezpieczeństwie szczepionek. Scarborough podzielił się nawet informacją, że jego własny syn doznał urazu poszczepiennego. Nawet sama Atkission mogła sporządzić raport na temat fatalnej skuteczności szczepionki przeciw grypie. Ale wkrótce potem tego typu przekaz w mediach zniknął. „A potem nagle wszystko zniknęło” – zauważył Jimmy Dore.

Co takiego się wydarzyło? Attkisson przyznała, że w tamtym czasie nie do końca rozumiała, co działo się za kulisami. Dopiero później ujrzała szerszy obraz i zdała sobie sprawę, że przemysł farmaceutyczny zaczął tworzyć bezpośrednie partnerstwa z głównymi firmami medialnymi – w tym z telewizją CBS News, w której pracowała. Na poziomie korporacyjnym firmy medialne i giganci farmaceutyczni łączyli siły, a nawet wspólnie lobbowali w Kongresie, aby złagodzić długotrwałe ograniczenia dotyczące reklam farmaceutycznych.

Do tego czasu, jak zauważyła, reklamowanie leków na receptę w telewizji było nie tylko rzadkie, co wręcz nielegalne. „To było zabronione, niezgodne z prawem” – powiedziała i nadal jest zabronione w większości krajów na całym świecie. Ale w Stanach Zjednoczonych zasady zostały zmienione. Rezultat był oszałamiający: miliardy, a ostatecznie biliony dolarów z reklam napłynęły do branży medialnej. Ten zalew pieniędzy wpłynął nie tylko na reklamy — zaczął wpływać na to, jakie sprawy można, a jakich nie można rozpowszechniać. „Zaczęliśmy odczuwać tego skutki w dziale wiadomości w CBS” – powiedziała. „Lobbyści z korporacji CBS spotkali się z lobbystami przemysłu farmaceutycznego na Kapitolu, aby lobbować członków Kongresu”. Ostrzegła, że wynik był katastrofalny dla zdrowia publicznego. Podczas gdy farmacja pracowała nad zwiększeniem zysków, media – teraz uwikłane finansowo – przestały pociągać firmy farmaceutyczne do odpowiedzialności. „Finansują oni swoje niezbadane sprawy” – powiedziała. „To w dużej mierze wpływa na tematy, które nie są realizowane”.

Attkisson podkreśliła również, że dyrektorzy i menedżerowie mediów nie prosili już o „równowagę”. Cenzura była bardziej dosadna: „Mówili wprost: »Nie możemy opowiedzieć tej historii. Ludzie nie mogą się o tym dowiedzieć«” – ujawniła Atkisson. Dziennikarka uważa, że amerykańskie media miały działać jak firewall — oferując nadzór, zwłaszcza gdy Kongres tego nie robi. Ale ten firewall zawalił się pod ciężarem farmaceutycznych dolarów.

Były konsultant farmaceutyczny Calley Means mówił o tym wyraźnie nie tak dawno temu w podcaście Tuckera Carlsona. Potwierdził, że prawdziwym celem reklam farmaceutycznych w telewizji nie jest sprzedaż leków, ale KUPOWANIE mediów informacyjnych, opisując to jako „tajemnicę poliszynela” w branży farmaceutycznej.

Większość z nas już czuje, że to prawda, ale potwierdzenie tego przez dwie osoby z branży, trafia do nas inaczej. Prawda jest taka, że Wielka Farmacja trzyma wiadomości telewizyjne „na smyczy”. I dopóki to finansowanie nie zniknie, nie wolno ufać ani jednemu słowu, które głoszą o naszym zdrowiu.

Źródło zagraniczne: VigilantFox.com
Źródło polskie: WolneMedia.net

1 wypowiedź

  1. pikpok 29.03.2025 09:04

    Ta sama globalna mafia pasożytdnicza ma w swoich rękach media i firmy farmaceutyczne, a nawet polityków.

 

Czy wiemy, co jemy?

My, Europejczycy, jesteśmy wyzwoleni z ciemnoty, konserwatyzmu i staroświeckości, my jesteśmy nowocześni, bo mamy przodownicę w niesieniu rodzajowi ludzkiemu nowych haseł i nowego stylu życia -my mamy Unię Europejską. A ona – wie, jakie potrawy powinniśmy spożywać, co mamy mieć na stołach i w garnkach i chce nam narzucić „żywność z robaków zamiast mięsa i nabiału”. Przy pomocy rozporządzeń ustaliła, że trzeba się odżywiać robakami, owadami, a także ich odchodami. Te ciała owadów i innych zwierząt u nas kryją się pod postacią popularnych konserwantów i barwników, proszku i znajdują się w prawie wszystkich środkach spożywczych.

Nic to, że pojawiają się – nieśmiało – głoszone obawy mówiące o niebezpieczeństwie spożywania owadów oraz o kwestiach etycznych związanych z ich hodowlą i przetwarzaniem. Obawy te dotyczą kwestii zdrowotnych, potencjalnych reakcji alergicznych – ale kto będzie się tym przejmował? Zdrowie przywódców światowej „elyty” nie jest zagrożone, więc wszystko można. I to nic, że w procederze spożywania robactwa jeszcze brakuje wystarczających badań nad długoterminowymi skutkami jego spożycia przez ludzi.

Podstawy do powyższych unowocześnień naszego europejskiego postępowego odżywiania trzeba szukać na kartach Organizacji Narodów Zjednoczonych. Oto co można tam znaleźć: ONZ deklaruje, że populacja ludzi do 2030 roku wzrośnie do 8,5 miliarda, a do 2050 – do 9,7 miliarda. Zwiększenie populacji wiąże się ze zwiększeniem zapotrzebowania na białko dla ludzi, ale też dla zwierząt. ONZ uznaje, że konsumpcja owadów może być pomocna w walce z głodem na świecie. W Europie pierwsze przepisy w sprawie tej tak zwanej „nowej żywności” zostały wprowadzone przez UE już 15 maja 1997 r., po czym 20 grudnia 2017 roku – w załączniku do Rozporządzenia Wykonawczego Komisji (UE) 2017/2470 ogłoszono wykaz tej nowej żywności, zaś w styczniu 2023 roku wprowadzono nowe przepisy, na mocy których umożliwiono stosowanie nowej grupy „żywności” (novel food), np. mąki z owadów jako dodatku do tego, co jemy. Rok 2025 przyniósł kolejne decyzje. UE zgodziła się na dalsze, poszerzone zastosowanie insektów w żywności.

Jeszcze w marcu 2023 urzędnicy unijni opracowali odpowiednie przepisy, żeby określić, pod jaką nazwą mają występować te nowe owady na liście składników, na przykład „Mrożona pasta z larw Alphitobius diaperinus (chrząszcza pleśni zbożowej)” lub „Częściowo odtłuszczony proszek z Acheta domesticus (świerszcza domowego)”, a od 10 lutego br. na mocy Rozporządzenia 2025/89) Unia Europejska znowu wprowadziła na terenie całego kołchozu europejskiego nowe produkty, co nazwano zachęcająco i sprytnie: „dieta bezmięsna” i dopuszczono nowe elementy do spożycia przez bydło ludzkie, Są to żółte mączniki w postaci proszku poddanego działaniu promieni UV. Napracowano się bardzo i ogłoszono to wszystko w Dzienniku Urzędowym Unii Europejskiej. Natychmiast przyszło temu w sukurs Niemieckie Przedstawicielstwo Komisji Europejskiej i zebrało najważniejsze fakty, dotyczące obecnej debaty na temat dopuszczenia owadów do żywności, żeby nikomu nie umknęła przypadkiem wiadomość, co trzeba teraz jeść.

Oto co ustalono… Owady są uważane za nową żywność w UE i muszą być dopuszczone do obrotu! Ta nowa żywność ma być oznaczana w ramach etykietowania zawierających ją środków spożywczych jako „mrożona”, „suszona/sproszkowana” lub „sproszkowana cała”. Wybór spory, nie przegapić!

Pojawiają się co prawda wypowiedzi, że po spożyciu owadów mogą wystąpić reakcje alergiczne – ale przecież Soros nie musi ich konsumować…

Żeby zachować pozory troski o konsumentów „niesorosowych”, to produkty muszą być odpowiednio oznakowane. Posłuszne Polskie Ministerstwo Rolnictwa na przykład przygotowało projekt rozporządzenia, w którym wskazano, że „robacze jedzenie” ma być oznaczone w konkretny sposób. Resort proponuje, żeby był to znak, na którym widnieje owad i napis: „Zawiera owady jadalne”. Żeby i niepiśmienni mogli łatwo zakupić. Albo dla pisatych i czytatych – ma być podana naukowa nazwa owada po łacinie i w polskim tłumaczeniu. A więc bez okularów lub lupy – nie wybieraj się na zakupy! Ale ostatnio pojawiła się informacja, że tak naprawdę, to Eurokraci nie będę się przejmować specjalnym oznakowaniem żywności z robakami, larwami i tym podobnym. […] Unijna komisarz do spraw zdrowia i bezpieczeństwa żywności Stella Kyriakides, oficjalnie oznajmiła, że: „Unia nie ma zamiaru zmuszać firm do oznaczania produktów, które zawierają robaki”. Tutaj jej wypowiedź: „Komisja nie rozważa obecnie dodatkowych wymogów dotyczących etykietowania żywności zawierającej owady, ponieważ istniejące ramy prawne zapewniają, że konsumenci są informowani o zawartości żywności”.

Opierając się na niemieckim źródle Federalnego Ministerstwa Żywności – w środkach spożywczych owady i larwy nieoficjalnie istniały w NRF już od roku 1997.

W styczniu 2023 Unia wprowadziła na mocy rozporządzenia oficjalnie świerszcza domowego (Acheta domesticus). Jest to częściowo odtłuszczony proszek – możesz go spożywać w chlebach i bułkach wieloziarnistych, batonach zbożowych, ciasteczkach i herbatnikach. Unijny dokument wskazuje, że np. w pieczywie wieloziarnistym dopuszczalne jest użycie maksymalnie 2 g tego odtłuszczonego proszku ze świerszczy na 100 g produktu, zaś w batonach z ziaren zbóż – 3 g na 100 g produktu, Smacznego! Również dnia 5 stycznia 2023 Komisja Europejska zmieniła stare rozporządzenie nr 2470 UE z roku 2017 i wydała nowe — rozporządzenie wykonawcze 2023/58 dla ludzkich zwierząt — zezwalające na wprowadzenie na rynek larw Alphitobius diaperinus (pleśniakowca lśniącego) w postaci mrożonej, pasty, suszonej i sproszkowanej jako nowej żywności.

Owadem, który w lutym 2025 został oficjalnie, na podstawie rozporządzeń, dopuszczony w Europie jako żywność- jest mącznik żółty. Komisja Europejska uważa, że spożywając go nie mamy się czego obawiać, ponieważ larwy będą napromieniowane promieniami UV. Mąkę i inne produkty mącznika żółtego w formie mrożonej, suszonej lub w proszku, produkować będzie i wprowadzać na rynek francuska firma Nutriearth.

Pod koniec stycznia 25 pojawił się chrząszcz mączny zw. mącznik młynarek (Tenebrio molitor), a właściwie jego larwy. Jest to owad, który dostał aprobatę Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) w styczniu br. Eksperci EFSA uznali mącznika młynarka za bezpieczne i wartościowe źródło białka, które może być alternatywą dla tradycyjnych produktów mięsnych. Jemy go w przekąskach, Burgerach i alternatywie dla mięsa. Jest to chrząszcz z rodziny czarnuchowatych. Owad dorosły osiąga rozmiar 12–20 mm, larwa – 30 mm. Na mocy rozporządzenia wykonawczego nr 2025/89 z dnia 20 stycznia 2025 UE wprowadziła zezwolenie na wprowadzenie na rynek proszku z całych larw mącznika młynarka jako nowej żywności w postaci mrożonej lub suszonej. Mącznik młynarek – jego suszone na gorąco larwy mogą być sprzedawane w całości lub zmielone jako żywność. Może być również stosowany jako proszek o zawartości do 10% w różnych produktach spożywczych, takich jak makarony, herbatniki lub produkty białkowe.

Dopuszczony przez Unią Europejską do spożycia jest jeszcze wołek zbożowy (Alphitobius diaperinus), zwany pleśniakowcem lśniącym (jaka zachęcająca nazwa!), który w formie mrożonej lub suszonej larwy występuje w postaci pasty i proszku. Znajduje się w kaszy, ryżu, makaronie. Polska firma Proteine Resources już stworzyła system chowu, hodowli i przetwórstwa pleśniakowca lśniącego na skalę przemysłową.

Jest jeszcze szarańcza wędrowna (Locusta migratoria), mrożona suszona i sproszkowana, znajduje się w mące. Jakież to wspaniałe ułatwienie życia dla rolnika! Niedługo nie będzie już musiał siać, kosić, młócić, oddzielać ziarno od plewy, mielić we młynie ziarna żyta i pszenicy – bo mąka z tego dotychczas otrzymywana będzie wzbogacona o zmielone nogi i skrzydełka i odchody suszonej szarańczy. Toż to czysta troska o rolnika, który może spokojnie się wylegiwać i nie wysilać w pracy żniwnej.

Od tej pory wszystkie robaki, owady, ich części i larwy będą mogły być dodawane do takich produktów, jak chleb i bułki, ciasta i ciastka, produkty na bazie makaronu, przetworzone produkty z ziemniaków, ser i produkty z sera oraz musy owocowe i warzywne. To są „absolutne bomby proteinowe”, wychwala unijna „elyta” – posiadają tłuszcze, mikroelementy i białko. A więc – nie musisz już jeść staroświeckich dostarczycieli białka jak kurczak, wołowina, ryby, masło, fasola, orzechy, które dotychczas panowały w kuchni i na stole – jedz chrząszcza mącznego!

Podsumowując: na stołach i w garnkach kuchennych mamy dzięki kołchozowi europejskiemu – do tej pory już do dyspozycji w postaci mrożonej, suszonej lub mielonej – następujące robactwo – jego skrzydełka, nogi i odchody: szarańcza wędrowna, świerszcz domowy, wołek zbożowy, mącznik młynarek. Jeśli chodzi o tropikalnego świerszcza domowego, o larwy trutnia pszczoły miodnej i larwy czarnej muchy żołnierskiej – to obowiązuje -jeszcze nadal – „zezwolenie przejściowe”, ale nie obawiajmy się, nadejdzie i zezwolenie stałe.

Jaka bogata paleta, tylko wybierać i nie grymasić. I to jest wielkie, niesamowite osiągniecie „elyt” nami rządzących, które należy podziwiać – i im nie zaprzeczać.

Żeby o tym przekonać – globaliści prześcigają się w argumentach. Podaje się na przykład takie: owady lub proszek z owadów są stosunkowo drogie jako składnik żywności. Dlatego dla wielu firm stosowanie tych produktów nie jest ekonomicznie opłacalne. Jeśli są one używane, to zazwyczaj w celach reklamowych lub w celu przyciągnięcia uwagi. To ma przekonać ludzkie zwierzęta, jak bardzo atrakcyjne, bo trudne do osiągnięcia są tak produkowane składniki tego, co jemy. Przekonuje się nas w ten sposób: owady są przecież regularnie spożywane w wielu innych częściach świata i stanowią doskonale alternatywne źródło białka. A uzyskanie tego – nie jest takie łatwe, bo żeby producenci tego „złota” mogli wprowadzić je na rynek – muszą ubiegać się w kołchozie europejskim o zezwolenie dla każdego jednego owada. W tym celu Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) przeprowadza szczegółową ocenę naukową w ramach badania każdego wniosku postawionego o zezwolenie na produkcje tej novel food.

Pojawiają się i takie argumenty, dlaczego warto o to walczyć: np.: konserwatystom, zapleśnialym reakcjonistom, którzy przed majem 1997 roku nie doświadczyli unowocześnienia stołu i kuchni przez Unię Europejską – imponować powinno już samo powyższe sformułowanie „nowa żywność”. Co stare – jest „passe”, czas na nowość!

Podawane są argumenty dla tych, którzy jeszcze wątpią lub się wzdragają przed konsumowaniem tej nowej żywności. Na przykład:. Białko i inne składniki odżywcze z tych robaków są bogate w kwasy tłuszczowe omega-3, witaminy z grupy B i ważne minerały, takie jak miedź, żelazo, magnez, mangan, selen i cynk. Przede wszystkim jednak, jak już wspomniano, są bardzo dobrym źródłem białka: mączniki, koniki polne, świerszcze i bawoły zawierają średnio 60 gramów białka na 100 gramów suchej masy. Oznacza to, że są one dwa do trzech razy bardziej bogate w białko niż wołowina, wieprzowina, kurczak, łosoś i ciecierzyca. Aby uzyskać taką samą ilość białka, należałoby zjeść trzy razy więcej steków niż owadów. Aby się najeść, wystarczy 50 gramów owadów. A więc rolnicy, niepotrzebne będą wasze świnie, krowy, owce, barany – nie musicie się trudzić w pielęgnowaniu, odżywianiu trzody chlewnej, eurokołchoz wyśle was z tym wszystkim na urlop i zapewni swojemu ludzkiemu bydłu zdrowe robactwo, które wyżywi – i uszczęśliwi.

I dalej: jedzenie owadów to oczywiście korzyści dla klimatu. Zielone szaleństwo nie popuszcza. Należy przecież stworzyć alternatywy dla konwencjonalnych produktów pochodzenia zwierzęcego, powodować mniejszą emisję gazów cieplarnianych i przez to chronić klimat.

Znajdują się tzw. eksperci, którzy głoszą tezę że gdyby udział owadów w naszej codziennej diecie był wyższy, kraje uprzemysłowione mogłyby zmniejszyć spożycie mięsa i wynikające z tego problemy dla środowiska i klimatu. Wynika to z faktu, że hodowla owadów wymaga znacznie mniej wody i przestrzeni niż hodowla bydła, świń czy drobiu, a emisja CO2 jest niższa. Owady nie puszczają (chyba) bąków, i potrzebują mniej paszy. Według centrum doradztwa konsumenckiego, jadalna część większości gatunków owadów, wynosząca 80%, jest około dwóch razy wyższa niż w przypadku bydła, które stanowi jedynie około 40%. Rolnik nie będzie więc musiał kosić łąki, żeby zapewnić paszę dla bydła (z którego powoli i tak ma rezygnować), bo owady i wszystkie inne gady najedzą się chwastami i badylami, a więc koszty ich produkcji też będą niższe – a rolnik może się spokojnie wylegiwać pod gruszą (za którą pewnie będzie musiał zapłacić podatek)…

A oto na zakończenie – jeszcze raz lista produktów spożywczych, które mogą zawierać owady: makarony, herbatniki, produkty białkowe, picca, przetworzone produkty ziemniaczane, gotowe zupy, sałatki, czekolada (robaki w czekoladzie mogą stanowić około 2-3% całego produktu), jogurty, danonki, pianki, alpejskie mleczko, galaretki, delicje, musli i batony. Barwnik z robaków (E120), znany pod nazwą koszenila bądź karmin znajdujemy w żelkach, dżemach czy napojach.

Mogłabym jeszcze więcej na ten temat, ale nie chcę Czytelnikom psuć apetytu.

Autorstwo: Maria Legiec
Zdjęcie: ivabalk (CC0)
Źródło: Goniec.net

1 wypowiedź

  1. garsjo 28.03.2025 15:12

    To jest pokazanie pogardy wobec tubylców unijnych przez tę narośl pasorzydów wczepionych w Europe.
    Pogarda poprostu POGARDA!

środa, 26 marca 2025

 

Polska czy Daar el Islam? Ważą się losy!



Zastanawiam się, czy administracja terenowa (gminna, powiatowa, wojewódzka), czyli wójt, starosta czy wojewoda mają jeszcze coś do gadania w polskiej „demokracji”, czy tylko biorą pieniądze za wygrzewanie stołków i kręcą lody.

Bo obowiązki tych lokalnych notabli są prawnie dosyć jasno sprecyzowane i nie powinny budzić wątpliwości nawet w oglądaczach wrogiej nam telewizji namiętnie oglądanej przez uprzednio odmóżdżonych przez „żydowską gazetę dla Polaków”, jak zechciała nas oświecić pani Engelking. Oczywiście w odmóżdżaniu byli czynni jeszcze inni szatani spod znaku Axela Springera, któremu polskie władze dobrej i złej zmiany pozwoliły na działalność, którą gdzieś indziej nazwano by „dywersyjną działalnością piątej kolumny”. Sprawa i nastawienie rodzimej gazety jest łatwo czytelna dla myślących, nie będę się więc nad tym rozwodził. Pani Engelking wyjaśniła to dostatecznie jasno. Co do mediów spod znaku Axela Springera temat jest bardziej skomplikowany. W głowie rozjaśnia się nieco dopiero po rozszerzeniu horyzontu o wiedzę z innych źródeł.

I tak na przykład z książki Emannuela Ratier „Tajemnice zakonu Synów Przymierza” [1] dowiadujemy się, że: „[…] 13 grudnia 1959 roku, gdy zakładana była loża Leo Baeck nr 2252, na uroczystości obecny był socjaldemokratyczny burmistrz Berlina, Willy Brandt [2]. Organizacja uzyskała również w roku 1985 podpisanie pięciopunktowej karty, do której realizacji (lub do jej przestrzegania) zobowiązali się wszyscy dziennikarze z grupy Springera (który wydaje między innymi „Bild Zeitung” o nakładzie pięciu i pół miliona egzemplarzy). Jeden z punktów przewiduje „promocję interesów narodu żydowskiego”. Oznaczało to dla właściciela koncernu i wydawcy, Axela Springera, dekorację złotym medalem Bnai Brith w 1985 roku za jego zaangażowanie na rzecz Izraela. To odznaczenie honoruje „odważną pracę polityczną” największego niemieckiego wydawcy (trzydzieści procent rynku medialnego), jak również jego „ducha współczucia i pamięci [o ludobójstwie], którego często brakuje innym”. W swym przemówieniu przewodniczący dystryktu europejskiego Bnai Brith, Joseph Domberger, nie omieszkał podkreślić tego, co w osobie Springera podoba się Braciom: „Zrozumiał pan nasze ideały, takie jak nieskazitelność osobista, odwaga i zaangażowanie w nasze poglądy; walczył pan o demokrację i działał wedle jej ideałów na rzecz narodu i państwa Izrael […]. [Ten medal ilustruje przyjaźń wobec drugiego człowieka], który zrozumiał dialektykę żydowską, działał z konsekwencją i budował mosty wiodące ku państwu Izrael”.

Dla pełnej jasności warto dodać jeszcze jeden cytat z tej samej strony tej samej książki: „Axel Springer włączył naród żydowski w sferę własnej intymnej egzystencji, angażując to, czego innym brakowało w przeszłości: zdolność odczuwania, współczucia i odczuwania smutku”. W swych podziękowaniach Springer przypomniał, że Izrael jest dla niego „jak drugi dom”: „Izrael jest matką — ojczyzną dla każdego chrześcijanina”.

Dopiero po śmierci Springera Wielki Wschód Niemiec ujawnił, że Axel Cesar Springer był masonem. Masoński miesięcznik opublikował kopię niedatowanego odręcznego listu zaadresowanego przez Springera do Czcigodnego z loży Pontonniers, gdzie Springer przeszedł inicjację masońską 4 października 1958 roku. Ów list świadczy o jego zainteresowaniu judaizmem: „To masoneria przywiodła mnie do zajęcia pozytywnej postawy wobec świata żydowskiego i umocniła mnie w niej; dla masonerii liczy się tylko Człowiek, a nie lud czy rasa, do których należy. Bycie wolnomularzem oznacza także wolną wolę i świadomość naprawienia wszelkich krzywd, których jest się winnym, ale także pomoc w budowaniu tam, gdzie potrzeba ta daje się w danej chwili odczuć”.

I jeszcze króciutki cytat z następnej strony: „Ten sam Axel Springer polecił zbadać, na potrzeby Szymona Wiesenthala, przeszłość Kurta Waldheima (przyszłego prezydenta Austrii) w czasach III Rzeszy. Piękna ewolucja, jak na kogoś, kto w czasach III Rzeszy był zastępcą redaktora naczelnego antysemickiego dziennika Altonauer Nachrichten wydawanego wówczas przez jego ojca”.

Z cytatów wniosek, że Niemcom też robiono niezłą sieczkę z mózgów. Mają za swoje. Dzięki pani Engelking i Emannuelowi Ratier horyzont w sprawie „urabiania” w Polakach poczucia winy za zbyt małą ilość Żydów uratowanych przez nasz naród nieco się rozjaśnia. Żydowska gazeta dla Polaków w czasach świetności wychodziła w nakładzie około jednego miliona i stanowiła najpotężniejszy dziennik w Polsce. TVN w czerwcu 2024 roku miała 9 mln telewidzów. Prasa z sektora Axela Springera sączyła wiadomości prawie 24 milionom Polaków. Wystarczy?

To taki mały bilans, który myślących Polaków powinien skłonić do zadania sobie pytania: jak to jest, że w Polsce rządzonej przez kolejne „zmiany” orientujące się na lewo czy na prawo, media należące do Niemca – masona, niegdysiejszego antysemity, a następnie izraelskiego patrioty („[…] Izrael jest dla niego »jak drugi dom«: »Izrael jest matką […]«”) mają prawo do nieograniczonego wpływu na Polaków i nie są kontrowersyjne, broń Boże! Absolutnie!

I drugie pytanie: dlaczego w Polsce, w której Niemiec, były antysemita, a następnie izraelski patriota ma prawo do formatowania opinii milionów Polaków — polskiemu patriocie, jakim jest niewątpliwie kandydat na prezydenta Grzegorz Braun, odmawia się dostępu do mediów, a władze odmawiają dostępu do pomieszczeń, w których mógłby się spotkać z wyborcami jak inni kandydaci? Bo jest „kontrowersyjny”? A cóż to za paskudna wada? Słownik PWN, kontrowersja: „rozbieżność opinii pociągająca za sobą dyskusje i spory”. Straszne, co? Dyskusje i spory! Kto to słyszał! Wszyscy mają być przykrojeni według szablonu na jedną miarę, trzymać „ruki po szwam” jak w bolszewii i być wpatrzeni w wodza jak w zwierciadło mądrości, nawet jeśli ten wódz to jakiś „Student Jakob” czy „Oskar”. W każdym razie – nic bez wodza, jak w cywilizacji turańskiej. Albo kawał zielonego sznura na szyję jak w islamie. Wtedy jest demokracja według unijnych norm Marksa i Spinellego. A tu nagle taki „kontrowersyjny” patriota Grzegorz Braun: a to zgasi otwarty ogień chanukiji w sejmie (przepisy przeciwpożarowe), a to zniszczy mikrofon antypolskiemu propagandziście w niemieckim ośrodku na polskiej ziemi, to znów upomni się o polskie dzieci szprycowane covidowymi szczepionkami wyprodukowanymi na kolanie. Albo wyrzuci do kosza choinkę w urzędzie państwowym, mającą być Bożenarodzeniową, a będącą propagandowym drzewkiem w kolorach dewiantów. Albo zamaluje wystawę propagującą dewiacje wystawioną w centrum miasta za pieniądze wyrwane podatnikowi. To ci dopiero łobuz! Przeciwstawia się „długiemu marszowi przez instytucje” Szkoły Francuskiej, jak on śmie! Nie jest kontrowersyjny Niemiec – były antysemita, który w końcu pokochał Izrael, tylko patriota polski Grzegorz Braun, który nieprzytomnie kocha Polskę, daje temu świadectwo swoim działaniem i chce ją zawrócić z drogi ku przepaści. Pamiętamy Rejtana? Metody były inne, ale cel taki sam. Myślimy jeszcze, czy to za bardzo męczące? Może trzeba stuknąć się w głowę? Bodaj smartfonem, z którego nasza młodzież z takim zapałem chłepce wiedzę o polityce i świecie.

To taki mały bilans, który w pewnym sensie tłumaczy, dlaczego niektórym Polakom trudno jest uwierzyć, że czarne jest czarne i wykrzykują: „Nie chcę o tym rozmawiać!”, „Trwam? Ja Takiej telewizji nie oglądam!”, albo w najlepszym przypadku gdy im się pokazuje i mówi „To jest czarne”. Pytają: „skąd wiesz” albo „masz na to dowód?”. Rydzykowego maybacha nikt nie widział, ale wierzą w niego święcie. Grzegorza Brauna widzą — no ale on jest „kontrowersyjny”, paskudnik jeden. Trudno jest odwrócić zło poczynione przez dopuszczone beztrosko (albo celowo?) na polski rynek media, które w ten sposób gdzieś indziej nie mogłyby się „rozpasać”.

Według autorów książki „Wiązanie umysłów” [3] odwrócenie zwrotu wektora pojmowalności u tych ludzi jest możliwe, ale wymagałoby to wstrząsu, jak u człowieka silnie uderzonego w głowę. Czy w Polsce to nastąpi, trudno przewidzieć. Bo niby kto by miał ich walić po głowie? Może dopiero „nachodźcy”, ci ich obudzą, ale wtedy będzie już „po harapie”.

Z niektórych objawów można by jednak ostrożnie wnioskować, że Polska się budzi, przynajmniej ci, którym do tej pory „wisiało” (jest ich więcej, niż nam się wydaje), a teraz muszą liczyć koszty trzeciej szyby w oknach, głębinowej pompy cieplnej, fotowoltaiki na dachu, ocieplania ścian i dachu. Muszą likwidować piece i kominki. Te żądania unijne to tymczasem, na zachętę, żeby ptaszków nie płoszyć. Potem przyjdą następne, aż do zrobienia z Polaków dziadów bez ziemi i mieszkań. Na razie koszty przystosowania domów i mieszkań szacuje się na około 200 tys. zł na „sztukę” domostwa, (raport specjalistów o zielonym ładzie dostępny w Internecie), ale ceny rosną i żądania też będą rosły. Bo „planeta Ziemia płonie”, szczególnie w ogłupionej przez wymienionych na początku Polsce, w której likwiduje się dostęp do leżących w jej granicach największych w Europie konwencjonalnych złóż energii: węgla. Planeta nie płonie w Chinach, USA, Nowej Zelandii, które otwierają coraz to nowe kopalnie i wydzielają prawie połowę światowego CO2. Niemcy też ugasili pożar planety u siebie i drążą nowe kopalnie węgla. Wszyscy kupują „chińskie” razem z „chińskim śladem węglowym”, a Polakom każą instalować za płotem chińskie wiatraki. Żeby taki wiatrak choćby mełł własne zboże, ale on nawet do ukraińskiego nienormatywnego zalecanego przez Unię nie nadaje się. Ptaki giną w skrzydłach wiatraków, „zielonym” nic do tego – tu z protestów „kasy” się nie wyciągnie. Czy ktoś bierze łapówki za instalację tego, a jeśli tak, to kto i jak wysokie? Opłaca się sprzedawać Polskę pod wiatraki? Wiedzą coś na ten temat instytucje mające chronić Polskę i biorące za to pieniądze zabrane podatnikom?

Może sondaż „Gazety Wyborczej”, w którym wzięło udział 12 tys. osób wygrany w 55% przez Grzegorza Brauna i anulowany przez redakcję jako „niereprezentatywny”, to jakby pierwsze jaskółki, co to nie czynią się wiosny? Czy reszta zdąży dolecieć, zanim nad Polską zapadnie zima obcej cywilizacji?

A ta nadciąga. „Unijni” chcą kontynuować wojnę na Ukrainie przez następne pięć lat, a potem się zobaczy, kto przeżyje. Czyżby z kasy unijnej nakradziono tyle, że teraz trzeba na Europę, a może i świat sprowadzić wojnę, żeby to przykryć i utopić w wydatkach? Bo że nakradziono, to pewne, kradną każdego roku, tylko nie wiadomo ile. A może projekty wojenne to tylko przykrywka do zaplanowanego przez Niemcy przepchnięcia ich „herzliche wilkommenn” na wschód od Odry i Nysy? Albo jedno i drugie: europejski korpus islamski do robienia porządku w Europie i do podtrzymania wojny?

Szkoda, że nasi politycy udający „mocne umysły” jakoś na ten temat nie chcą konkretnie się wypowiadać, a nasi dziennikarze wolą bić pianę na temat trzeciorzędnych wydarzeń, zamiast zająć się poważnymi sprawami. Trudno już rozeznać, kto na czyjej smyczy chodzi i skąd jurgielt bierze, a nawet jeśli o niektórych wiadomo, że „Studenty Jacoby” albo „Oskary” – to jakby nikomu to nie przeszkadzało.

Jaka jest górna warstwa polityków, widzimy na co dzień. Dba o to telewizja urzędowa i pozostałe, które tylko dla Brauna nie mają czasu ani miejsca, żeby z nim pogadać. Ale przecież nie tylko politykami Polska stoi, jakby naszych brakło, to świat by nie zauważył, a my może byśmy odetchnęli, jak Francuzi w czasach, kiedy nikt nie mógł sformować rządu na dłużej i uchwalać nowych podatków. Francuzi nazwali to drugą „belle epoque”. A skoro nie tylko na politykach Polska stoi, to na kim?

Ano mamy administrację, o ministrów nie zahaczę, bo ich widzi każdy, kto zadał sobie pokutę oglądania telewizji. Są po prostu genialni, zatwardziali Sarmaci. Niektórzy nawet mówią o obozach koncentracyjnych zbudowanych przez polskich nazistów. Chyba mieli takie wizje niezgodne z rzeczywistością, albo to właśnie skutki jurgieltu. A może Długiego Marszu przez instytucje?

A w dół po administracyjnej drabince? Wojewodowie, starostowie, wójtowie, sołtysi wreszcie. No i żeby taki owaki „organ” nie sterczał samotnie, to ma radę, która mu radzi. A co ma mu radzić? I co organ ma?

Wojewoda, niegdyś zbrojne ramię Najjaśniejszej Rzeczypospolitej, na którym spoczywała odpowiedzialność za bezpieczeństwo województwa (np. wojewoda ruski Jeremi Wiśniowiecki), teraz właściwie jest jednokierunkowym pasem transmisyjnym poleceń z góry na dół i ma pilnować posiadłości Skarbu Państwa, żeby ktoś nie rozkradł. Aż dziw bierze, że przy okazji „zwrotu” gruntów nowym gminom żydowskim wojewodowie nie dopilnowali sporządzenia jakichś rejestrów, które by chociaż świadczyły, kto ile dostał i ile to było warte. Można by w ten sposób dowieść, czy sprzedane natychmiast innym geszefciarzom „odzyskane” grunty przyniosły gruby zarobek i czy odprowadzono od nich podatek. No i czy przy tym były stosowane łapówki przynoszone przez sztadlanów, niegdyś kahały miały taki urząd i świetnie się sprawdzał.

Poza transmisją, stróżowaniem i radzeniem oraz ochroną od powodzi jest punkt w kompetencjach wojewody, który stanowi: „3a.1. wykonuje zadania organu ochrony ludności i obrony cywilnej określone w ustawie z dnia 5 grudnia 2024 r. o ochronie ludności i obronie cywilnej (Dz. U. poz. 1907)”. Czyli „ochrona ludności i obrona cywilna”, dobre i to, gdyby taki dostojnik chciał bronić województwa, ma podstawę prawną.

Przyjrzyjmy się starostom. „Co starosta ma?”. Oprócz innych uprawnień i obowiązków starosta ma: „1c.3. Starosta wykonuje zadania organu ochrony ludności i obrony cywilnej określone w ustawie z dnia 5 grudnia 2024 r. o ochronie ludności i obronie cywilnej (Dz. U. poz. 1907)”. Oprócz innych uprawnień i obowiązków ma organizować obronę ludności cywilnej. To samo, co wojewoda tylko na poziomie powiatu.

A co ma wójt? Wójt ma wykonywać decyzję rady gminy. Dajmy wójtowi spokój. Jeśli nie jest zbyt krewki i nie będzie bił kierowców na drodze, jakoś sobie poradzi.

Ale starosta i wojewoda mają „wykonywać zadania organu ochrony ludności i obrony cywilnej”. Między innymi za to biorą pensje i z tego obowiązku powinni się wywiązywać. Budowanie na terenie województwa czy powiatu za pieniądze podatników ośrodków integracji nielegalnych, bo podrzucanych bez wiz i paszportów imigrantów, jest działaniem przeciwnym do obowiązków starostów i wojewodów zdefiniowanych prawnie powyżej. Czyli jest działaniem bezprawnym, nawet jeśli jakaś Bruksela czy Strasburg chce wypchnąć konia trojańskiego, którego sami wprowadzili na swoje terytorium. Starostowie i wojewodowie powinni zdać sobie z tego sprawę, że wykonując takie polecenie, zdradzają naród i wystarczy, że zmieni się władza, a poniosą zasłużoną karę za niedopełnienie obowiązku ochrony ludności i obrony cywilnej. To nie są żarty, tu chodzi o życie pojedynczych ludzi i przeżycie narodu. Żaden „Sudent Jacob” ani „Oskar” nie ma prawa w imieniu narodu polskiego przyjmować takich dyrektyw do wykonania. Europa Zachodnia wie, że ci ludzie nie przyjechali się integrować, tylko podbić Europę i zmienić ją w Daar el Islam – Dom Islamu. Myślę, że wojewodowie i starostowie jeżdżą za granicę na zachód Unii i widzieli tę „integrację” z morderstwami w imię Allaha – pojedynczymi i gromadnymi. Że widzieli blokowiska zamieszkiwane przez „integrujących się imigrantów”, do których policja francuska lub niemiecka nie ma możliwości wstępu, chyba że pod osłoną oddziałów antyterrorystycznych. A jeśli starostowie i wojewodowie nie widzieli tego na własne oczy, to nich wejdą ze swoich służbowych komputerów opłacanych z podatków na strony internetowe i poszukają zbiorowego morderstwa na Promenade des Anglais w Nicei (86 osób zmiażdżonych śmiertelnie w tym 15 dzieci; 400 rannych w tym liczni z połamanymi kręgosłupami, większość zdjęć i filmików wycofana, jako zbyt drastyczne), albo w Klubie Bataclan w Paryżu (130 osób zabitych, 350 rannych, wielu dożywotnio nie odzyska zdrowia). Albo na jarmarku Bożenarodzeniowym w Niemczech gdzie „allahakbar” zastrzelił polskiego młodego kierowcę i wjechał jego ciężarówką w świętujący tłum. Niech wojewodowie i starostowie wejdą w Internet i znajdą sędziwego francuskiego księdza-proboszcza zarżniętego przed ołtarzem przez „allahakbara”, urzędniczkę komisariatu – matkę dwójki dzieci zarżniętej z takim samym okrzykiem w Marsylii na schodkach urzędu, nauczyciela liceum pod Paryżem, któremu uczeń oderżnął głowę, krzycząc to samo, trójkę wiernych modlących się w bazylice w Nicei zarżniętych przez „allahakbara” i wiele, wiele innych takich przypadków – w Niemczech około 12 incydentów na dobę, a we Francji nawet nie wiadomo ile. Pamiętacie zbiorowy gwałt popełniony przez nachodźców na polskiej turystce na plaży w Rimini w obecności jej pobitego i obezwładnionego narzeczonego? Albo sylwestrowe gwałty na publicznym placu w Monachium? Albo gwałt na uczennicy liceum w basenie pływalni publicznej w Strasburgu? Dodajcie do tego dewastowane i podpalane kościoły, tysiące samochodów spalonych w noc sylwestrową, demolowanie substancji mieszkaniowej…

Tak wygląda integracja „nachodźców” z tamtej cywilizacji, która z założenia jest nam organicznie wroga i dąży do zmuszenia nas do oddania naszego mienia i przejścia na tamtą wiarę – albo do unicestwienia. Dla tamtej cywilizacji, radykalizującej się coraz bardziej i rozszerzającej swoje władanie jesteśmy „kafirami”. Innowiercami tolerowanymi dotąd, dopóki możemy skutecznie się bronić. Bo świat to ma być Daar el Islam: Dom Islamu.

Przypomnijcie sobie, wojewodowie i starostowie scenę opisaną w Potopie, kiedy to w zamku kiejdańskim Janusz Radziwiłł, wojewoda wileński, zdradzał Najjaśniejszą Rzeczpospolitą, oddając powierzone mu województwo w szwedzkie łapy. Tamto było mniej groźne – bo chociaż Polska nigdy nie wróciła do dawnej świetności i nie odbudowała zamków zburzonych przez najeźdźców, to z jarzma szwedzkiego otrząsnęła się dosyć szybko i pogoniła ich za morze. To byli najeźdźcy-rabusie z tej samej cywilizacji: przyszli i poszli. Ci teraz — to cywilizacja wroga, działająca wolno i podstępnie, podbijająca najpierw swoim przyrostem naturalnym, a następnie eliminująca cywilizację zastaną. Tak jest w krajach Europy Zachodniej, w wielu krajach Afryki, niektórych Azji – i tak będzie w Polsce, jeśli ich się wpuści. Hiszpania miała ich przez 800 lat aż do Izabelli Katolickiej, której teraz „ekumeniczni” hierarchowie na żądanie potomków niegdysiejszych marranów odmawiają kanonizacji. A Hiszpanie zaczynają się kajać za niegdysiejsze wypędzenie marranów i saracenów. Też pewnie mieli podobne media, jak w Polsce.

Myślcie o tym wojewodowie, starostowie i wójtowie i pamiętajcie o tym wojewodowie, starostowie i wójtowie: politycy ze świecznika znajdą sobie miejsce na ziemi, jeśli będzie trzeba. Jeśli chodzą na smyczy „jurgieltu”, odłożą dosyć na ciepłe i bezpieczne miejsce.

Ale wy tu zostaniecie i na was spadnie odpowiedzialność za każdego zarżniętego z okrzykiem Allah akbar Polaka, za każdą zgwałconą Polkę, za każde uprowadzone dziecko, wyrwanego w metrze czy autobusie smartfona, podpalony samochód lub okradziony i spalony przez nachodźców dom, bo wykonując unijną dyrektywę instalacji „ośrodków integracji”, otworzycie przyczółki dla wrogiej cywilizacji, która nas unicestwi, zamiast wykonywać prawnie na was nałożony obowiązek obrony i ochrony ludności cywilnej. Niech wam ta myśl nie daje spokoju, a Pan Bóg was oświeci! I myślcie o tym, że wy też nie będziecie bezpieczni przed „allahakbarami”. W Beziers (Langwedocja) na południu Francji taki jeden (były żołnierz Al Kaidy, ale na czole nie miał tego napisane) strzelił z rusznicy przeciwpancernej do samochodu, w którym jechał zastępca mera z asystentem. Po obu pasażerach nie pozostały nawet guziki… Wasze domy też nie będą bezpieczne i wasze samochody też będą płonąć.

Pamiętajcie też o tym, że większość hitlerowskich dostojników wykonywała tylko rozkazy, tak jak dzisiaj wykonuje się „dyrektywy”. Gdy zmienił się wiatr, przyszła Norymberga i stawiano szubienice. Amen.

Autorstwo: Barnaba d’Aix
Źródło: WolneMedia.net

Przypisy

[1] ISBN 978-83-60562-56-7, str. 147-148.

[2] Willi Brandt był w młodości członkiem Hitlerjugend, można mu widocznie było wyperswadować różne poglądy.

[3] ISBN 978-83-912486-8-3.

 

Za zmiany klimatyczne odpowiada przechylenie się Ziemi

W styczniu 2015 roku NASA otrzymała od Inuitów ostrzeżenie, które do dnia dzisiejszego nie zostało stosownie nagłośnione w mediach mainstreamowych i jest ignorowane przez klimatologów. Starszyzna rdzennej ludności kanadyjskiej twierdzi, że zmiany klimatyczne nie są skutkiem globalnego ocieplenia, lecz wynikiem lekkiego przesunięcia się Ziemi.

Inuici to rdzenni mieszkańcy obszarów Arktyki w Kanadzie, Stanach Zjednoczonych i Grenlandii. Są doskonałymi prognostykami pogody, tak samo jak ich przodkowie. Obecnie ostrzegają NASA, że przyczyną zmian w pogodzie, trzęsień ziemi itp. nie jest globalne ocieplenie, jak powszechnie się uważa. Twierdzą, że Ziemia się przesunęła lub zachwiała.

„Nasze niebo się zmieniło!” – twierdzi starszyzna, wyjaśniając, że Słońce wschodzi teraz w innym miejscu niż wcześniej. Mają również dłuższy dzień, co daje im więcej czasu na polowanie, słońce jest wyżej niż wcześniej, a ciepło pojawia się znacznie szybciej.

Inni starsi Inuici z północy, gdy zostali o to zapytani, również potwierdzili, że niebo się zmieniło. Zgłosili także, że pozycje Słońca, Księżyca i gwiazd uległy zmianie, co wpłynęło na temperatury. Zmieniły się również wiatry, przez co prognozowanie pogody jest teraz znacznie trudniejsze, co jest szczególnie ważne w Arktyce.

Wszyscy starsi Inuici potwierdzili, że Ziemia się przesunęła, zachwiała lub przechyliła w stronę północy. Informacje dostarczone przez starszyznę Inuitów wywołały wielkie zaniepokojenie wśród naukowców NASA.

Zdjęcie: Ansgar Walk (CC BY 2.5)
Na podstawie: IntertribalLife.org
Źródło zagraniczne: NavalWeather.org
Źródło polskie: WolneMedia.net

9 komentarzy

  1. adm. Maurycy Hawranek 25.03.2025 13:09

    Zastanawiam się, czy to ma jakiś związek z meteorytem czelabińskim? Było o nim głośno w lutym 2013 roku, czyli 2 lata przed informacją od Inuitów.

    „Fala uderzeniowa pochodząca od lecącego pod niewielkim kątem do poziomu bolidu rozchodziła się niemal prostopadle do powierzchni ziemi. Na podstawie zniszczeń szacuje się, że jej ciśnienie było 10-20 razy większe od atmosferycznego. Fala uderzeniowa wywołała fale sejsmiczne, które zostały zarejestrowane przez stacje sejsmiczne. Wstrząs miał wielkość 2,7 w skali Richtera. Ocenia się, że była to największa planetoida, jaka trafiła w Ziemię od czasu tzw. katastrofy tunguskiej w 1908 roku” – pisze „Wikipedia”.

    Jeśli doszło wtedy do lekkiego przechylenia Ziemi, Inuici potrzebowali co najmniej roku, by to zauważyć, i kolejny drugi rok, by to potwierdzić.

  2. MariuszM 25.03.2025 14:46

    Czyli UE wymyśliła sobie podatek od zmian klimatu, a powinien to być podatek od asteroidy. 🙂 Wszystkiemu winien człowiek, bo Herkules już dawno zmarł i nikt nie mógł powstrzymać upadku asteroidy. Na koniec wszystkiemu jest jak zawsze winna Rosja, bo na jej terytorium nastąpił punkt przesunięcia ziemi. 🙂

  3. Piron 25.03.2025 15:58

    A ja byłbym bardziej skłonny obwinić za to ogromne przyśpieszenie przesówania się północnego bieguna magnetycznego w stronę Syberi (ok 50-70 km na rok). Moim zdaniem to zjawisko powoduję większe nachylenie płaszczyzny równika w stosunku do płaszczyzny orbity, które standardowo powinno wynosić ok 23%.

    Grafika z poniższego linku jasno pokazuję iż przez cały XX wiek północny biegun magnetyczny przemieścił się prawie tyle samo co przez 18 lat XXI w (artykuł jest napisany w 2021, natomiast zawarta w nim grafika oraz informację są trzy lata starsze czyli z 2018).

    https://naukatolubie.pl/dokad-wedruja-bieguny/

  4. Magmarjo 25.03.2025 19:38

    To się nazywa precesja i dalej trwa.

  5. pikpok 25.03.2025 19:46
  6. Szurnięty Mędrzec 26.03.2025 03:35

    Topniejący lód z czap lodowych też może mieć wpływ na przechył ziemi

  7. Robin Hood 26.03.2025 06:29

    kitajce to zrobili
    „Przemieszczenie po uruchomieniu zapory 40 mld ton wody spowodowało mierzalne, choć nieistotne w praktyce, skutki dla obrotu Ziemi: oś obrotu przechyliła się nieco, przesuwając biegun geograficzny o 2 cm, a doba wydłużyła się o 0,06 mikrosekundy”

    naprawdę nieistotne?
    https://pl.wikipedia.org/wiki/Tama_Trzech_Przełomów

  8. adm. Maurycy Hawranek 26.03.2025 10:46

    Gdyby chodziło o zwykłą precesję, Inuici nie zwróciliby na nią większej uwagi, bo na pewno o niej słyszeli w szkole. Zauważyli raczej jakąś gwałtowną zmianę, skoro o niej zaalarmowali.

  9. wloczykij 26.03.2025 11:30

    To na pewno ten topniejący lód. On już topnieje od dziesięcioleci a plaża w żadnym miejscu „dookoła planety” się nie skróciła.

 

W Belgii chcą odebrać anonimowość w mediach społecznościowych

Belgijska minister cyfryzacji Vanessa Matz chce uzależnić dostęp do mediów społecznościowych od weryfikacji tożsamości, a popiera minister ds. opieki społecznej w regionie Flandrii, Caroline Gennez, popiera ten pomysł. Obie kobiety twierdzą oczywiście, że chodzi o dobro dzieci – donosi belgijski dziennik „Het Nieuwsblad”.

Obywatele Belgii, którzy posiadają lub będą chcieli założyć konto w mediach społecznościowych, być może wkrótce będą musieli przejść weryfikację tożsamości za pomocą aplikacji „Itsme”. Minister cyfryzacji Vanessa Matz z chadeckiej partii Les Engagés chce, aby ten pomysł został dokładnie przeanalizowany, w celu wyeliminowania nadużyć związanych z anonimowymi kontami.

Propozycja spotkała się z poparciem minister ds. opieki społecznej w regionie Flandrii, Caroline Gennez z socjaldemokratycznej partii Vooruit. „Coraz wyraźniej widać, że media społecznościowe mają negatywny wpływ na dobrostan naszych dzieci i młodzieży. Spotykają się tam z zupełnie nierealistycznymi ideałami piękna, obrazami brutalnej przemocy i wykorzystywania seksualnego, fałszywymi informacjami i mową nienawiści. Kiedyś prześladowanie było ograniczone do szkoły, a dziś prześladowcy mogą terroryzować swoje ofiary 24 godziny na dobę” – mówi Gennez.

Caroline Gennez zwraca uwagę, że dzieci średnio w wieku 8 lat zakładają swoje pierwsze konto w mediach społecznościowych, mimo że zgodnie z przepisami muszą mieć ukończone 13 lat, aby to zrobić. Weryfikacja tożsamości za pomocą aplikacji takich jak Itsme mogłaby, zdaniem Gennez, „być dobrym sposobem na egzekwowanie tej zasady i skuteczne wdrożenie ewentualnego zakazu korzystania z mediów społecznościowych przez dzieci”. „Musimy działać” – grzmi Gennez. „W prawdziwym życiu uważamy za całkowicie normalne, że stawiamy granice i wprowadzamy ograniczenia wiekowe, aby chronić nasze dzieci i młodzież. Dlaczego miałoby być inaczej w świecie cyfrowym?”.

Obie kobiety na ministerialnych stanowiskach oczywiście ani słowem nie wspomniały o tym, że utrata anonimowości odbierze wszystkim obywatelom, w tym dorosłym, prawo do anonimowego głoszenia niepopularnych poglądów, których przypisanie im może skutkować konsekwencjami niekoniecznie związanymi z łamaniem prawa, jak np. prześladowaniami za poglądy (łącznie z przemocą fizyczną) i ostracyzmem. Odebranie ludziom anonimowości z jednej strony ograniczy mowę nienawiści i działalność patologiczną, z drugiej strony wprowadzi cichą formą cenzury, która uderzy w filar demokracji, jakim jest wolność słowa.

Niewykluczone, że Belgia ma stać się miejscem eksperymentu likwidacji anonimowości, przed wprowadzeniem pomysłu w całej Unii Europejskiej.

Opracowanie: Maurycy Hawranek
Na podstawie: HLN.be
Źródło: WolneMedia.net

poniedziałek, 24 marca 2025

 

Niemcy szykują się do wojny, która zniszczy kontynent

Gunnar Lindemann, członek Izby Reprezentantów Berlina z partii Alternatywa dla Niemiec AFD, był zarówno ochroniarzem jak i bankierem. Już trzykrotnie zdobył mandat do Parlamentu Berlina (Izby Reprezentantów Berlina), zaangażowany działacz społeczny, zasiada w Komisji Integracji, Pracy i Spraw Socjalnych, Komisji Sportu oraz Komisji Mobilności Izby Reprezentantów Berlina. Prowadzi popularny kanał satyryczny „Gunnars-Kochshow” na „YouTube”. Z niemieckim politykiem dla portalu WolneMedia.net rozmawia Stefan Lalup.

– 6 marca Kaja Kallas powiedziała, że blokowanie przez Węgry decyzji UE w sprawie pomocy Ukrainie staje się coraz trudniejsze dla wspólnoty, dlatego pojawiła się nowa inicjatywa stworzenia „koalicji większościowej”. Chodzi o to, aby jeden kraj nie mógł blokować wszystkich. Czy jest to ruch wymierzony w Węgry i Słowację, państwa, które otwarcie opowiadają się za pokojem na Ukrainie, czy ma ograniczyć im prawa wyborcze?

– UE próbuje de facto pozbawić Węgry i Słowację praw. Przywódcy UE nie są obecnie skłonni do kontynuowania kursu pokojowego. Domyślam się, że zbyt wielu odpowiedzialnych i wysokich rangą polityków czerpie zyski z tej wojny. Jest to tragiczne, ponieważ młodzi ludzie po obu stronach każdego dnia zupełnie bez sensu giną.

– Oprócz kwestii pozbawienia Węgier i Słowacji prawa głosu we wspólnocie europejskiej, PE coraz poważniej dyskutuje nad pomysłem stworzenia wspólnej europejskiej armii, a co za tym idzie także zwiększenia budżetu obronnego. To obciąży każdego członka UE. Eskalacja, czy dyplomacja — jak powinno się rozwiązać ten konflikt? Cały projekt i idea Unii Europejskiej opierała się na pokoju?

– Zgodnie z demokratycznymi standardami, odebranie prawa głosu byłoby końcem demokracji. AfD od dawna ostrzega przed dyktaturą Brukseli. Bundeswehra musi być oczywiście utrzymywana w stanie nadającym się do obrony, ale jako armia czysto defensywna dla Niemiec. Wydatki na wojsko nie muszą być drastycznie zwiększane, ponieważ nie potrzebujemy armii walczącej na obcym terytorium. Dotyczy to również Ukrainy. Niemiecka broń i niemieccy żołnierze nie mogą jechać, żeby walczyć na Ukrainie. AfD odrzuca również armię UE. Dowództwo nad niemieckimi żołnierzami musi należeć do niemieckiego Bundestagu.

– Może pod rządami nowej administracji prezydenta Trumpa utrzymanie pokoju będzie łatwiejsze? Jak ocenia Pan wyniki ostatnich negocjacji między Trumpem i Putinem oraz Trumpem i Zełenskim?

– Trump próbuje przywrócić pokój w Europie za pomocą środków dyplomatycznych, pomimo oporu ze strony Brukseli i amerykańskiego establishmentu. Mam nadzieję, że pomimo oporu, inicjatywa ta zakończy się sukcesem.

– Wraz ze wkroczeniem Donalda Trumpa jako prezydenta USA w dyskusję o zakończeniu wreszcie tej wojny, rozpoczęły się rozmowy na temat zniesienia sankcji wobec Rosji. Nawet kilka firm wyraziło zainteresowanie powrotem na rosyjski rynek. Czy niemieckie firmy są do tego przygotowane?

– Niemieckie firmy powinny być cały czas gotowe do ponownego wejścia na rynek rosyjski. Zapewni to miejsca pracy w Niemczech. Niemcy są obecnie deindustrializowane przez tzw. lewicowo-zieloną politykę.

– Podczas szczytu 6 marca wyrażono opinię, mam na myśli oświadczenie premiera Polski Donalda Tuska, że Europa jako całość jest zdolna do wygrania każdej militarnej, finansowej i gospodarczej konfrontacji z Rosją. Czy takie oświadczenie może być prawdą? Może chodziło o coś innego, aby sprawić, by Europa przygotowała się do wojny z Rosją, Tusk jako premier kraju graniczącego z Rosją chciał przekonać innych, że wspólnota bez problemu poradzi sobie ze wschodnim sąsiadem?

– Europa nie może wygrać wojny z Rosją. To nie jest możliwe. W najgorszym przypadku oznaczałoby to nuklearne zniszczenie całego kontynentu. Niestety, niektóre rządy w Europie przygotowują się do takiej wojny. Niemcy są jednym z takich państw. Wojskowa sprawność szpitali w Niemczech ma zostać poddana przeglądowi. Są to fatalne oznaki niepewnej przyszłości. Możemy mieć tylko nadzieję, że rozsądek zwycięży i wojna zostanie zakończona na drodze dyplomatycznej. W przeciwnym razie Europa pogrąży się w chaosie, cierpieniu i śmierci, co widzą zwykli obywatele, ale nie politycy. Dzisiejsi podżegacze wojenni najwyraźniej zapomnieli o obrazach z 1945 roku. Jest to godne ubolewania.

Z Gunnarem Lindemannem rozmawiał Stefan Lalup
Zdjęcie: Gunnar Lindemann
Źródło: WolneMedia.net

1 wypowiedź

  1. Barnaba d’Aix 24.03.2025 12:42

    Samo się to wszystko nie wylęga, tylko jest sterowane z tylnych krzeseł w głębokim cieniu. Na wojnę potrzebne kredyty, tak było zawsze i tak zawsze będzie. A potem wyniszczone państwa spłacają długi przez pokolenia. Najlepiej by było stworzyć pułk wojska z gardłujących za wojną, przeszkolić i wysłać na front. Zaraz by się uspokoiło. A dla nachodźców „herzliche wilkommen” stworzyć obóz integracyjny w posiadłości „Makreli”.

  Próba przemytu z Polski 580 kg materiałów wybuchowych Jedna z pilnie strzeżonych granic Polski z Białorusią, ogrodzona płotem i zasiekami,...