Warto
czasem odkłamać historię. Bo gdy dziś młody, „światowy”
człowiek z dużego miasta słyszy nazwę „PRL”, to widzi ocet na
półkach, puste sklepy i kolejki po papier toaletowy. Ale nikt im
nie powie, że w tej samej Polsce, jeszcze nie tak dawno temu,
powstawały rzeczy, których dziś nie umiemy już nawet naprawić,
nie mówiąc o wyprodukowaniu.
To
w Polsce produkowano generatory elektryczne dla największych
elektrowni świata. To w naszych zakładach budowano turbiny 500 MW i
przygotowywano projekty 1500 MW. Pół świata – od Chin i Indii,
po Turcję, Libię i Irak – korzystało z polskich turbin.
To
my wytwarzaliśmy śmigłowce, samoloty odrzutowe i tłokowe. Od
myśliwców takich jakP.11, Lim-1 (MiG15), czy TS-11iskra, po
bombowce jak PZL.37 Łoś i samoloty transportowe typu An-2 oraz PZL
M28 Bryza. Wytwórnie takie jak PZL-Mielec i PZL-Świdnik
specjalizowały się w różnych typach maszyn, w tym także
śmigłowcach. Produkowaliśmy 40 tysięcy ciężarówek rocznie. 20
milionów ton stali. Byliśmy drudzy na świecie – zaraz po Japonii
– w produkcji statków rybackich. I to nasze statki zdobywały
Błękitną Wstęgę Atlantyku.
To
Radmor bił Amerykanów i Japończyków jakością zestawów audio.
To polskie sprężarki chłodnicze kupował świat. To już w latach
50. Star jeździł na LPG, chłodząc nim nadwozie. To w Polsce
powstał pierwszy komputer PC – zanim Brytyjczycy wymyślili swoje
ZX Spectrum.
Budowaliśmy
drogi i szpitale, rafinerie, huty, fabryki kombajnów i ciągników,
autobusy, porty i elektrownie. W latach 70. oddawaliśmy do użytku
300 tysięcy mieszkań rocznie. W dekadę PKB wzrosło o 80 proc..
Płace poszły w górę o 40 proc. Polska miała dodatni bilans
handlowy, rezerwy walutowe i mniejsze zadłużenie niż Węgry czy
Jugosławia.
A
potem… przyszła „transformacja” Balcerowicza i jego „terapia
szokowa”. Fabryki – sprzedane za bezcen. Cukrownie – zamknięte
na żądanie Brukseli. Stocznie – wykończone konkurencją,
aprobowaną przez własne rządy. Przemysł chemiczny – rozprzedany
obcym. Elektronika, zbrojeniówka, huty – w większości
zlikwidowane.
Kiedyś
byliśmy eksporterem cukru. Mieliśmy ponad 70 cukrowni – dziś
zostało kilkanaście. Cukier podrożał, a Polska z eksportera stała
się importerem. To samo z chemią – Puławy, Police, Tarnów,
Oświęcim. Dziś w rękach koncernów, okrojone, podporządkowane
obcym interesom. Przypomnijmy sobie też elektronikę – warszawskie
CEMI, które produkowało układy scalone i półprzewodniki. Dziś –
wspomnienie. A stocznie? Kiedyś drugie miejsce na świecie w
produkcji statków rybackich, dziś – ruiny. Po Balcerowiczu
pojawił się następny szkodnik -Donald Tusk. Przez wszystkie swoje
rządy nie zbudował w Polsce ani jednej większej inwestycji
przemysłowej. Ani rafinerii, ani elektrowni, ani dużej fabryki. Ba
– kibla nawet nie zbudował. Wyręczył go w tym Trzaskowski. Za
jego pierwszych rządów Polska miała być „zieloną wyspą”, a
młodzi w milionach uciekali na zmywak do Londynu, Dublina, Oslo. W
kraju zamykano zakłady, a Tuskowi świeciły się oczy, że wreszcie
możemy być tylko montownią Europy.Dzisiaj kontynuuje
swoje"dzieło".Kiedy słyszę dziś, że „to wszystko
było nieopłacalne”, to się pytam: skoro było nieopłacalne, to
skąd pieniądze na drogi, mieszkania, szpitale, szkoły,
elektrownie? Skąd rezerwy walutowe, dodatni bilans handlowy i
spłacony w 2009 roku dług Gierka?
Kiedyś
Polska miała przemysł, miejsca pracy i dumę. Dziś mamy centra
handlowe, sieci zagranicznych supermarketów, pakiet klimatyczny i
ceny prądu dwa razy wyższe niż u sąsiadów. A na dokładkę –
klasę polityczną, która od Balcerowicza po Tuska umiała tylko
sprzedawać, likwidować i brać kredyty.
A
przecież nawet za "komuny"można było inaczej prowadzić
politykę gospodarczą, bo jeśli rządzą krajem ludzie, którzy
myślą o interesie własnego państwa i mają wizje rozwoju, to kraj
i społeczeństwo rozkwita. Dowód? Choćby ostatnie lata gdy
premierem był Mateusz Morawiecki. To on doprowadził do
zbilansowanego budżetu – coś, co po 1989 roku wydawało się
niemożliwe. Nikt nie potrafił,ale on to zrobił. To za jego czasów
przekopano Mierzeję Wiślaną, otwierając Polsce drogę morską
niezależną od rosyjskich portów.Czyli można. Można budować,
można inwestować, można wzmacniać Polskę. Ale trzeba chcieć –
i trzeba być po stronie Polski, a nie po stronie Berlina, Brukseli
czy Moskwy.
I
tu pojawia się pytanie, które warto sobie zadać: dlaczego kiedyś
w represyjnym systemie PRL- u potrafiliśmy budować wielkie zakłady,
osiedla, szpitale, a dziś jesteśmy prowincją o coraz mniejszym
znaczeniu?.Czy to dlatego, że tamte pokolenia były zdolniejsze i
lepiej wykształcone, czy może dlatego, że państwo odgrywało
większą rolę – a nie było rozdzierane przez chore wizje
liberalizmu, jakie dziś lansują różni samozwańczy prorocy? Może
prawda leży jednak pośrodku – może to kwestia i ludzi, i
systemu. Ale jedno jest pewne: bez silnego państwa, bez
odpowiedzialnych elit i bez pamięci o naszej sile i wielkim
potencjale, Polska zawsze będzie tylko montownią cudzych
interesów.
czwartek, 2 października 2025
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
CELEBRYCI ELIT Maria Peszek (ur. 9 wrz...
-
O polityce sąsiedzkiej, którą Polska przegrała z kretesem Przyjaciół należy szukać blisko, a wrogów daleko – to jedna z podstawowych zasad...
-
Coraz większa groźba totalitaryzmu „cyfrowej demokracji” Czy zastanawialiście się kiedyś, jak będzie wyglądała przyszłość, w której każde ...

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz