środa, 1 maja 2024

 

Czy da się udowodnić zmartwychwstanie Jezusa?


Naiwnie mi o tym napisać, ale myślę cały dzień, czy Jezus naprawdę wrócił do życia, ukazywał się, odprawił eucharystię w Emaus, czy naprawdę wstąpił do nieba, jak prorok Eliasz na „ognistym rydwanie”. Jeżeli tak – super, cieszmy się, alleluja. Niestety, z tym zmartwychwstaniem nie jest tak prosto, jak się nam, mnie wydawało wiele lat temu. Po pierwsze, każdy cud, a powstanie z martwych byłoby największym cudem w dziejach ludzkości, najpierw musi być dokładnie zbadany. Jeżeli na przykład ktoś twierdzi, że miał guza, a potem zrobiono zdjęcie i guza nie ma, a ktoś twierdzi, że modlił się o uleczenie, to komisja zarówno teologiczna, jak i medyczna, złożona z najtęższych umysłów danego episkopatu przeprowadza bardzo dokładną kontrolę, badania, przesłuchania, okoliczności.

Niestety, najpierw trzeba usiłować ustąpienie guza próbować wyjaśnić naturalnie – jako działanie leków, operacji, chemii, etc. Dopiero, gdy wszystkie wyjaśnienia naturalne upadną medycyna może jedynie orzec, że na obecnym etapie wiedzy stało się coś niewytłumaczalnego. I tak samo powinno być zrobione w przypadku ewentualnego wskrzeszenia Jezusa, oraz tych, których wskrzeszał – część z nich nie była martwa, bo wtedy nie było medycyny i często chowano uznanych za zmarłych, a będących tylko w śpiączce, letargu albo śmierci klinicznej, potencjalnie odwracalnej. Niestety, choć próbowano na wiele sposób wyjaśnić fenomen „pustego grobu”, to nie wysunięto wszelkich możliwych wyjaśnień naturalnych. Sformułowano ich masę, ale nie wszystkie. Oto one:

Opowieść o zmartwychwstaniu Jezusa jest centralnym punktem wiary chrześcijańskiej, ale w ciągu wieków badacze, historycy i teolodzy proponowali różne wyjaśnienia tego zdarzenia. Oto kilka możliwych wyjaśnień oprócz dosłownego zmartwychwstania…

TEORIA KRADZIEŻY CIAŁA

Teorię tę od razu poddamy krytycznej analizie. Kolejny argument naukowców i ateistów, czyli hipoteza kradzieży ciała przez uczniów również nie wytrzymuje głębszej krytyki i analizy. Jak podaje ewangelia, ostatni raz uczniowie Jezusa byli z Nim razem w wieczerniku, gdzie wieczorem w wigilię śmierci Jezusa spożywali z Nim ostatnią Paschę. Zaraz potem wszyscy (oprócz Judasza) wyruszyli do ogrodu Getsemani położonego niedaleko Golgoty. Tam Jezus się modlił, a uczniowie usnęli. Gdy aresztowano Jezusa, uczniowie uciekli. Następnego dnia w piątek podczas procesu Jezusa i przesłuchania u Piłata nawet Piotr zaparł się Nauczyciela. Pozostali uczniowie prawdopodobnie wrócili do swych domów, do rodzin. Kiedy Jezusa ukrzyżowano, pod krzyżem stał tylko „uczeń, którego Jezus miłował”, czyli późniejszy Jan ewangelista, autor również Apokalipsy świętego Jana. Nie było tam nikogo z pozostałych uczniów, którzy zamknęli się w wieczerniku „z obawy przed Żydami”. Gdy rankiem w niedzielę kobiety odkryły pusty grób, uczniowie nie uwierzyli. Nawet, gdy Jezus „stanął między nimi mimo drzwi zamkniętych”, oni „jeszcze z radości nie wierzyli”. Gdyby Jezus nie zmartwychwstał, uczniowie nie mieliby żadnego powodu, aby zorganizować kradzież ciała. Wręcz przeciwnie – zwykle zbuntowanych przywódców religijnych ruchów i sekt krzyżowano razem z ich uczniami, więc uczniowie Jezusa kradnąc ciało narażaliby się na wielkie niebezpieczeństwo, gdyby fakt kradzieży wyszedł na jaw. Kradnąc rzekomo ciało nie mieliby dokąd je zanieść, gdzie ukryć. Ciała zmarłych wynoszono z domów zwykle na noszach, które musiało dźwigać co najmniej dwóch ludzi. Nawet gdyby uczniowie chcieli ukraść ciało, nie weszliby do ogrodzonej zapewne posesji Józefa z Arymatei, ponadto na prośbę Żydów Piłat zapieczętował grobowiec i postawił tam swoje straże. Ominięcie tylu przeszkód zewnętrznych, a przede wszystkim moralnych i prawno-politycznych byłoby dla uczniów Jezusa bardzo trudne, jeśli nie niemożliwe. Hipoteza kradzieży ciała odpada również z tego powodu, że w grobie zostały płótna. Gdyby uczniowie odwinęliby ciało z płócien, to musieliby albo nieść Jezusa nagiego, co byłoby profanacją i grzechem, albo przynieść własne płótna, na które z pewnością nie byłoby ich stać. Zresztą w nocy nie mogliby kupić płócien, a w czwartek, kiedy ostatni raz widzieli Jezusa nie mieli pojęcia, co się zdarzy między piątkiem a niedzielą.

Żaden uczeń, a tym bardziej Jan, który stał pod krzyżem nie odważyłby się na akt profanacji w postaci ekshumacji i profanacji ciała. Szczątki zmarłych były dla Żydów bezcenne. Do dziś potrzeba specjalnych pozwoleń na prace archeologiczne w Jerozolimie, a szczególnie na żydowskich cmentarzach. Hipoteza kradzieży ciała więc niemal na pewno odpada. Przerażeni uczniowie bali się Żydów, ponieważ zwykle razem z przywódcą religijnym, który sprzeciwiał się władzy kapłanów i Rzymian mordowano jego uczniów. To dlatego uczniowie zamknęli się w miejscu pożegnania z Jezusem, który wieczorem w dniu wskrzeszenia „stanął pośrodku nich mimo drzwi zamkniętych” i pokazał im ręce i bok. W kolejną niedzielę objawił się niewierzącemu w to, że Jezus żyje Tomaszowi. Potem pojawiał się w różnych miejscach przez 40 dni, zanim wstąpił do nieba. Po 10 dniach nastąpiło zesłanie Ducha Świętego. To wszystko świadczy o tajemnicy i absolutnie wyklucza podstawowe wyjaśnienie pustego grobu, czyli kradzież ciała.

TEORIA LETARGU (OMDLENIA)

Tę hipotezę bardzo łatwo obalić.

Co do hipotezy „omdlenia” czy letargu albo śmierci klinicznej, to nie wytrzymuje ona racjonalnej krytyki. Jezus przed ukrzyżowaniem był poddawany wyjątkowo brutalnym torturom, które naruszyły niemal każdą część ciała. Biczowano go trzystoma razami, kaleczono koroną z cierni, specjalnie przewracano w czasie drogi krzyżowej, a upadki te musiały być bardzo bolesne, bo belka, którą niósł Jezus ważyła około 70 kg. W jaki zatem sposób po pogrzebie zniknęły wszystkie opisane obrażenia ciała? W jaki sposób ciężko ranny Jezus sam odsunął od wewnątrz ciężki kamień, którym zamknięto komorę grobowca? W jaki sposób owinięty mocno płótnami Józefa z Arymatei Jezus sam zdołał się wyswobodzić najpierw z chusty, którą owinięto głowę, a potem z bandaży, którymi krępowano ciało? Gdy wskrzeszony Łazarz wychodził z grobowca, Jezus polecił „rozwiążcie go”. Gdyby dało się uwolnić samemu od płócien i bandaży Łazarz sam by to zrobił po wskrzeszeniu. Kolejne argumenty przeciwko hipotezie „omdlenia” są takie, że nie bardzo wiadomo, czym Jezus okryłby się po oswobodzeniu z płócien? Nie mógł iść nago po mieście, nawet w nocy, a szaty, które miał rozdali sobie podczas losowania rzymscy żołnierze, rzucając kośćmi o tunikę. Jezus nie miał tak naprawdę przepaski na biodrach – jedną z kar było publiczne obnażenie, które prowadziło do wielkiego poczucia wstydu, szczególnie u człowieka, który sferę seksualną miał zintegrowaną. Dokąd udałby się ranny Jezus, gdyby rzeczywiście udało mu się przeżyć ukrzyżowanie? Wszystkie te podane przeze mnie argumenty obalają całkowicie hipotezę „omdlenia” Jezusa.

Ponadto przebito bok, czyli serce Chrystusa włócznią i jak zaświadcza najbliższy uczeń i ewangelista „natychmiast wypłynęły krew i woda” (czyli osocze). Poświadcza w ten sposób fakt śmierci Jezusa, z czego można wnioskować, że już wśród współczesnych Jezusowi byli niewierzący w zmartwychwstanie.

Jest jeszcze jedna możliwość autorstwa mojego. Jezus został pochowany pośpiesznie, w pierwszym lepszym miejscu, które było blisko. W szabat ciała nie mogły pozostawać na krzyżach. Józef kupił ciało od Piłata i pochował. Był po cichu zwolennikiem Jezusa, ale jednocześnie bał się Żydów. Mogli go w sobotę szantażować, że albo usunie ciało „przestępcy” z grobu, albo wyrzucą go z Rady. W ewangelii co prawda nie ma dowodów, że Józef był szantażowany, więc mógł to zrobić na własną rękę mając do pomocy ogrodnika. Gdy tylko minął szabat, Józef postanowił nie robić sobie problemów i dokonał powtórnego pochówku. „Pusty grób” został więc niewłaściwie zinterpretowany.

Teoria ta sprowadza się do dość tajemniczej postaci Józefa z Arymatei, bogatego Żyda, członka Wysokiej Rady, który był potajemnym uczniem Jezusa, wierzył Mu i spełniał jego nauki. Ale robił to w tajemnicy, bo „obawiał się Żydów”. To trochę jak ktoś, kto w stanie wojennym ubrałby się w naklejkę „Solidarności”. Moja hipoteza jest taka, że albo Żydzi mogli go w sobotę (szabat – więc wszyscy zebrali się w Radzie – szantażować, że co on jaja sobie robi, przestępcę i zwodziciela chowa w swoim grobie”. Można przypuszczać, że leciały tego typu teksty – „no, co ty stary, manianę tu nam odstawiasz, chowasz przestępcę skazanego za bluźnierstwo i zadymę w świątyni w swoim grobie? Stary, albo zaraz jak minie szabat, wyniesiesz ciało extra muros – poza mury, bo w obrębie miasta nie wolno było chować zmarłych, szczególnie trędowatych oraz przestępców – albo wylecisz z Rady. Wybieraj, stary i nie rób maniany, bo i tak przez Niego mamy problemy z Piłatem, a może nawet z samym cesarzem.” No to Arymatejczyk na to – „oczywiście, że Go usunę, ale jak minie szabat, chciałem pomóc rodzinie i uczniom Jezusa, bo pochodził z biednej rodziny, podobnie jak uczniowie i nie miał swego grobowca. Nie robię maniany, tylko chwilowo użyczam grobowiec”. Tak mogła wyglądać ta konwersacja, ale oczywiście dowodów na to nie ma. Ale to ma co najmniej status poszlaki. Gdy minął szabat, Józef być może z ogrodnikiem (mógł zatrudniać, bo był majętny) przenieśli dokądś ciało, odwinięte z płócien, bo być może Józefowi szkoda było drogich płócien.

Niestety, nawet jeśli teoria szantażu ze strony Żydów upadnie, to pozostaje jeszcze wolna wola i przewidywanie samego Arymatejczyka. Nawet, jeśli nie był szantażowany, to mógł sam na wszelki wypadek przenieść ciało. Można tu wysunąć przeciwargument, że robiąc tak robił przysługę Żydom, bo przenosząc ciało fabrykował powstanie z martywch, ale strach mógł być większy.

Teraz spróbuję obalić tę swoją hipotezę. Wysuwam kilka zastrzeżeń…

1. Gdyby Żydzi szantażowali Arymatejczyka (“no co ty, oszalałeś, chowasz przestępcę w obrębie murów miejskich?!”, etc.), to strzeliliby sobie samobója – gdyby kazali Józefowi usunąć ciało, to zrobiliby przysługę apostołom i uczniom i rzeszom tych, któzy w Niego uwierzyli jeszcze za życia. Nie mogli więc żądać usunięcia ciała, bo to by było na rękę tym, którzy wierzyli w jego słowa, że „Syn Człowieczy zostanie wydany i zabity…” etc.

2. Argument numer dwa jest taki, że Józef nawet na własność kupiwszy ciało nie mógł tak po prostu w nocy wynieść sobie ciało i przenieść, dokąd chciał (choćby do zbiorowej mogiły skazańców), ponieważ Żydzi (i Rzymianie też) i w ogóle dawni ludzie mieli ogromny szacunek do ciała i zwłok zmarłych, nie to, co dziś, że zmarłych się nie szanuje, profanuje. Arymatejczyk sam tego nie mógł zrobić, ponieważ potem Żydzi albo uwierzyliby w zmartychwstanie i dołączyli do uczniów, albo byliby wściekli na Józefa, że przez jego działanie ludzie wierzą w to, że Jezus żyje.

Tak więc oba naturalne wyjaśnienia są już chyba ostatnimi, jakie z pozycji racjonalizmu i empiryzmu można wysunąć i obie teorie są słabe i nie wytrzymują rzetelnej krytyki historycznej, kulturowej czy politycznej. Usunięcie ciała z grobowca przez całą sobotę i niedzielę spędzało najwyższym arcykapłanom sen z oczu. Z jednej strony złamali prawo, zgadzając się na pochówek u Arymatejczyka, z drugiej nie mogli usunąć ciała, bo upadłby judaizm i byłaby zachwiana ich pozycja, więc władza, dochody, etc. Ani więc nie było prawdopodobnie szantażu w sobotę, ani sam Józef też nie dokonał powtórnego pochówku.

Na tym kończą się chyba czynione przez setki lat próby naturalnego wyjaśnienia historii Jezusa z Nazaretu. Teraz do moich krytyków należy obalić albo jedną albo drugą hipotezę. Jednak czuję, że wszelkie – nawet te, które będą potem, choć trudno sobie jeszcze jakieś wyobrazić, wszystko już sformułowano – wyjaśnienia naturalne nie wytrzymają ostatecznej krytyki, która będzie jeszcze zapewne w przyszłości.

ZMARTWYCHWSTANIE JEZUSA Z NAZARETU FAKTEM HISTORYCZNYM? NIEZBYT WYGODNE PYTANIA DO NIEWIERZĄCYCH

O sprawach najwyższej wagi, do jakiej z pewnością należy religia, wiara czy duchowość bardzo trudno pisać. Najwięksi teologowie napotykali w swej pracy na problemy, których nie udało się im rozwiązać. Tutaj mając tego świadomość chcemy jedynie rzucić nieco światła na centralną tajemnicę chrześcijaństwa – zmartwychwstanie.

Już bardzo wcześnie w judaizmie pojawia się intuicja czy przeczucie, że śmierć nie jest nieodwracalna i że wszechmogący Bóg, który stworzył niebo i Ziemię może przywracać zmarłych do życia. Judaizm nie wspomina o wskrzeszeniach – takich, jak córka Jaira, młodzieniec z Naim, syn ubogiej wdowy czy najbardziej zapadająca w serce historia o Łazarzu. Zmartwychwstanie lokuje w czasie u końca dziejów, kiedy wszyscy zmarli, przebywający czasowo w rzeczywistości, nazywanej „Szeol”, powstaną na sąd i do nowego, tym razem już wiecznego życia. Dopiero wcielony Bóg mógł także przywracać niektórych zmarłych do życia także doczesnego – bez obdarzania ich tym, co późniejsza teologia nazwie „ciałem uwielbionym”.

Jezus już w czasie swojej krótkiej, ale intensywnej działalności publicznej kilkakrotnie zapowiedział swoją śmierć oraz zmartwychwstanie. Jako człowiek w swej ludzkiej naturze wychowany w tradycyjnej wierze w powstanie z martwych wierzył obietnicom proroków, którzy stanowili głos samego Boga. Jako Bóg wiedział, że powstanie z martwych, jak głosi popularna pieśń „samowładnie”, mocą, którą wcześniej sam uzdrawiał rzesze, a niektórych przywrócił do życia. Dlatego zmartwychwstanie nie było rzeczą dla Żydów niemożliwą, jak w naszych czasach, gdy biologia twierdzi, że procesy zachodzące w chwili śmierci są ostatecznie nieodwracalne. „Dla Boga nie ma bowiem nic niemożliwego”.

O zmartwychwstaniu zaświadczyło wiele osób, w tym setnik („Istotnie, ten człowiek był Synem Bożym”) oraz strażnicy, którzy powrócili do miasta po fiasku swojej służby, zadanej przez Piłata. Relacje te najpierw uczniowie rozpowszechniali ustnie, głosząc słowo boże, przepowiadając ewangelię. Dopiero po kilku dekadach od tych wzniosłych wydarzeń spisano pierwszą ewangelię, nazywaną „Ewangelią Marka” (ok. 40-55 r. n.e.), która powstała prawdopodobnie na podstawie pierwotnego tekstu, zwanego przez biblistów „Protoewangelią”. Ten cenny dokument nie dotrwał do naszych czasów, ale jego istnienie wydaje się dość pewne, bo stanowi on niejako zwornik wszystkich czterech kanonicznych ewangelii, które są czytane w Kościele.

Dla pewnego porządku myślowego trzeba zaznaczyć, że w kwestii zmartwychwstania zaistniały też świeckie poglądy, opierające się na próbach „naturalnego” wyjaśnienia zaistniałych wtedy zdarzeń. Tak więc w XIX wieku powszechnie pośród nawet wybitnych historyków (Renan i inn.) panowała zgoda, że Jezus nie tylko nie zmartwychwstał, a samo zmartwychwstanie to metafora, ale że nawet nie był postacią historyczną. To samo mówiono i pisano o Homerze, autorze starożytnych eposów czy królu Dawidzie, domniemanym autorze Psalmów. Negowano starożytne przekazy w imię nowoczesności, pozytywistycznej wiary w moc naukowego i racjonalnego objaśniania rzeczywistości oraz rzecz jasna – istnienie sfery nadprzyrodzonej. Dumni ze swych ideałów jasności, logiczności czy empiryczności naukowcy ówcześni popełnili wtedy wiele błędów, które wytknęli im w XX wieku nawet niewierzący historycy czy filozofowie.

Próbowano tedy wyjaśnić zmartwychwstanie, a raczej kluczową sprawę znalezionego pustego grobowca Jezusa, przez letarg, ocknięcie się, pomyłkę przy krzyżowaniu (miał zamiast Jezusa umrzeć ktoś inny) czy też jeszcze na inne sposoby. Wszystkie te próby wyjaśnienia braku ciała Jezusa w pustym grobie nie wytrzymały jednak krytyki, nawet wśród niewierzących żydowskich archeologów. Jak pamiętamy, Don Brown w książce o Da Vincim oraz reżyser filmu o pustym grobie sugerowali, że Jezusa wykradli uczniowie (“pogłoska, która rozniosła się wśród Żydów i trwa po dziś dzień”) czy też, że zrobił to ktoś inny, na przykład Józef z Arymatei, właściciel użyczonego grobowca. Niestety, wobec faktów historycznych próby te zostają obalone, jeśli uważnie i bez pobożnego lęku wczytamy się we wszystkie cztery opisy ewangelii, które są jedynymi pisanymi źródłami, jakie dotrwały do naszych czasów…

Przejdźmy od razu do sedna: co „ujrzał” święty apostoł Jan, kiedy jako drugi wszedł do pustego grobu, przepuszczając grzecznie starszego od siebie Piotra, przyszłego pierwszego papieża i męczennika w Rzymie? Najpierw „coś” ujrzał, a dopiero potem „uwierzył”. Zupełnie jak Tomasz Didymos, który najpierw zobaczył Jezusa, który wrócił do życia, włożył nawet rękę w puste już rany, a dopiero potem stwierdził słynne słowa „Pan mój i Bóg mój”. Otóż naszym zdaniem Jan, późniejszy autor czwartej ewangelii, tej nie synoptycznej, zobaczył leżące na skalnej półce sukna czy płótna. Być może wszedłszy do grobowca, szukał oczami ciała, jednak bezskutecznie. Czy Jan ujrzał…później tak nazwany „Całun Turyński?” Czy mimo półmroku, jaki musiał wczesnym rankiem spowijać grób i jego otoczenie, zdołał dostrzec zarysy odbitej jakąś nieznaną siłą postaci, jakby pierwszej fotografii kwantowej, nie namalowanej ludzką ręką? Czy leżące w grobie drogie płótna przetrwały?

I jeszcze jedna myśl: czy płótna leżały w taki sposób, jakby postać, którą je wcześniej okrywały, przeniknęła w tajemniczy sposób materię, która opadła, układając się w zarys postaci, niczym płótno zdjęte z rzeźby? Obok leżała prawdopodobnie słynna chusta z Manopello, czyli osobne płótno, którym dodatkowo po namaszczeniu olejkami owijano już tylko samą głowę. Istniała jeszcze legenda, że także płótno, którym podczas drogi krzyżowej okryła twarz Jezusa Weronika, przetrwało, jednak nie było wtedy w grobowcu. Dlaczego ewangelista podkreśla, że chusta z głowy leżała zwinięta obok całunu? Być może, aby nie powielać odbicia twarzy, które także widnieje na chuście z Manopello. Kiedy naukowcy nałożyli odbicie twarzy na Całunie Turyńskim na chustę z Manopello, okazało się, że są to identyczne twarze, niemożliwe do podrobienia żadną techniką ludzką, jakie wtedy znano. Dla porządku dodam, że to samo naukowcy zrobili z oryginałem słynnego obrazu Miłosierdzia z Łagiewnik i także okazało się, że twarz namalowana przez malarza idealnie odpowiada odbiciu twarzy Człowieka z Całunu.

Czy więc Jan ujrzał blady zarys odbitej w niewiadomy sposób postaci na płótnach, których kształt odpowiadał leżącemu wcześniej ciału? Czy jako pierwszy mógł kontemplować Jezusa, który jakby pozostawił ludziom swoją wizytówkę, swoje zdjęcie zrobione energią nie z tego świata? Wszak powiedział, że „królestwo Moje nie jest z tego świata…”

Jeśli tak było, zmartwychwstanie przestaje być kwestią wiary, która nigdy nie może być żadną pewnością, a staje się przedmiotem badań historycznych, odsłaniających dalsze zawiłe dzieje Całunu z grobowca. Okaże się bowiem wkrótce, że całun gdzieś zniknie na całe stulecia, by odnaleźć się w tajemniczy sposób a to w zakonie templariuszy, a to w możnych rodach i arystokracji, by na koniec przejść w ręce naukowców. Stwierdzili oni, że nie jest to odbicie powstałe na skutek działania czynników naturalnych, jak olejki do balsamowania czy pot i krew, wydzielane przez Zmarłego i nie jest to obraz namalowany ręką ludzką, że nawet genialny Leonardo albo Michał Anioł czy inni renesansowi malarze nie potrafiliby czegoś takiego namalować.

DWA WYJAŚNIENIA

Są w tej historii ewangelicznej tylko dwa wyjaśnienia „pustego grobu” Jezusa – naturalne i niewytłumaczalne (nadnaturalne).

Tertium non datur. Trzeciej drogi wyjaśnienia nie ma. Gdyby ciało wykradli naprawdę uczniowie, to musieliby mieć motyw i pokonać liczne przeszkody, nie do pokonania: – wejście na czyjąś posesję, wykradzenie mimo obecnej tam cały czas straży rzymskiej (nawet jeśli oni by posnęli), odwinięcie Jezusa z płócien i prześcieradeł (co trwałoby długo), związana z tym profanacja zwłok (szczególnie że uważali go za Boga), gdzie by go zanieśli i jak ukryliby ten fakt? Gdyby Józef z Arymatei zrobił to sam albo z Nikodemem, to dlaczego tak się śpieszyli, skoro nabył ciało Nazarejczyka na własność, grób był prywatny i mógł to zrobić za dnia, oficjalnie, nie pod osłoną nocy?

Po drugie, dokąd sam Arymatejczyk (nawet z pomocą ogrodnika) zaniósłby ciało? Po trzecie, jak by dał radę sam nieść rosłego mężczyznę uliczkami Jerozolimy, nie wzbudzając sensacji ani nie zwracając uwagi rzymskich żołnierzy? Poza tym Żydzi mieli z nim na pieńku, a on się ich bał. Ponadto musiałby odesłać strażników, a oni nie odeszliby z własnej woli, bojąc się Piłata.

Jeszcze mniej prawdopodobne jest, że ciało Pana zabrała jego rodzina – gdzie by go ostatecznie pochowali, nie mając znajomości w mieście, pochodząc ze wsi, będąc biedakami? Gdyby rodzina bez wiedzy uczniów odebrała ciało, to uczniowie potem by się o tym dowiedzieli od Arymatejczyka, albo w inny sposób, a do nowego grobu Jezusa przybywałyby tłumy, jak dziś.

Żeby wykluczyć możliwość naturalnego wyjaśnienia pustego grobu, wystarczy uważnie wczytać się w opisy zmartwychwstania. Wszystkie razem są podobne, różnią się zaś w detalach mało ważnych. Istnieje jednak jeden pomijany przez wieki istotny szczegół, który zamyka drogę wyjaśnienia naturalnego. Tym szczegółem jest kamień, którym po pogrzebie w piątek wieczorem zasłonięto, zastawiono grób.

Jeśli Jezusa ktoś by ekshumował, żeby dokończyć pogrzebowych uroczystości, przerwanych nadejściem szabatu, to pytanie centralne brzmi: dlaczego zostawiłby grobowiec otwarty, po wyniesieniu ciała?

Gdybym był na miejscu uczniów i chciałbym w jakimkolwiek celu ukraść ciało, to bardzo bym się starał zatrzeć wszelkie ślady: musiałbym niepostrzeżenie podejść do grobu, odsunąć sam ciężki kamień (niemożliwe), więc musiałbym mieć pomocników, a im więcej osób w tym brałoby udział, tym gorzej, tym większe ryzyko późniejszej wpadki. Sprawa by się sypnęła niedługo potem.

Jeśli odsunęli kamień i wynieśli ciało, to dlaczego je rozebrali? Nie dopuszczaliby się profanacji, niesienie nagich zwłok wzbudziłoby czujność Rzymian, a uczniowie byli mocno wystraszeni, bali się poza tym Piłata, który sprzedał ciało albo dał Arymetejczykowi niemal na własność. Za kradzież i profanację zwłok uczniowie zostaliby surowo ukarani i to zarówno przez Rzymian, jak i Żydów. Jeśliby wynieśli ciało owinięte, to skąd płótna, które zastały wczesnym świtem kobiety i uczniowie?

I najważniejsze: nie pozostawiliby otwartego grobowca, tylko zasunęli z powrotem kamień, żeby nikt się nie kapnął, a nie pozwalali, żeby zaraz ktoś to zauważył. Myśl, że celowo zostawili płótna i nie zasunęli kamienia, żeby upozorować zmartwychwstanie, rozbija się o prosty fakt – oni wcale nie mieli nadziei, że Jezus powstanie, więc pozorowanie nic by im psychologicznie nie dało – nie tylko byliby dalej smutni, ale dodatkowo baliby się prawnych konsekwencji swego postępku. Musieliby wiedzieć, że kobiety przyjdą do grobu, aby namaścić, albo że Józef będzie chciał kiedyś przenieść ciało, więc staraliby się maksymalnie odwlec moment dekonspiracji, żeby zdążyć uciec z ciałem. Ten trop odpada.

Jeśli Arymatejczyk przeniósł ciało albo wydał rodzinie, tym bardziej by nie zmieniał płócien, musiałby wcześniej spytać Piłata o zgodę na ekshumację, a potem podeszliby po prostu do grobu, odsunęli kamień, zabrali zawiązanego Jezusa, po czym grób z powrotem zostałby zamknięty. Poza tym musieliby złamać pieczęcie, a to groziło poważnymi konsekwencjami prawnymi.

Innymi słowy teorie o „wyniesieniu” ciała, które sam jakiś czas temu rozważałem, są nie do utrzymania. Zostawienie otwartego grobu byłoby zbyt dużym ryzykiem zarówno dla uczniów, jak i rodziny, a także bez sensu z perspektywy właściciela grobowca. Po co miałby zostawiać cenne, nowe płótna i odejść bez zamknięcia grobowca? Sam był zwolennikiem Jezusa, ale nie wierzył w zmartwychwstanie, i nie miałby żadnego celu w upozorowaniu tego największego w historii ludzkości cudu.

Uczniowie mieli większy motyw – chcieli ratować „twarz”, bali się Żydów i Rzymian, i bardziej zależało im na tym, żeby Jezus rzeczywiście zmartwychwstał. To jednak nie oznacza, że odważyliby się na taki teatr, bo po pierwsze nie mieli dokąd zanieść Pana (dlatego właśnie pogrzeb odbył się w cudzym grobowcu), po drugie nie dopuszczaliby się profanacji, a po trzecie – wiedząc, że nie zmartwychwstał, gdyby tak było – raczej nie staliby się z dnia na dzień tak radości i zdumieni, jakby sobie – za przeproszeniem – zapalili jointa. Psychologicznie rzecz biorąc, nie znieśliby tej myśli, że nie dość, że On nie żyje, to jeszcze oni dalej brną w kłamstwo. Tłumaczenie spotkań ze zmartwychwstałym zbiorową histerią, i myśleniem życzeniowym odpada – to byli trzeźwi, praktyczni ludzie, a przy tym prostoduszni, uczciwi i sami przed sobą źle by się czuli z tą myślą, że coś musieli na siłę pozorować.

Kamień, którym zasunięto grobowiec w piątek 7 kwietnia 30 roku wieczorem jest kluczem do zmartwychwstania. Ktokolwiek z jakichkolwiek powodów zabrałby ciało z grobu, albo je schował głębiej, co sugerował reżyser filmu „Body” (2002), zatarłby po sobie wszelkie ślady, zwłaszcza że nie mógł być pewien, że to się wcześniej czy później nie wyda. Gdyby Arymatejczyk wydał ciało rodzinie – zasunąłby kamień, i podarowałby im płótna, a nie zostawiałby ich w grobowcu, tylko zabrałby je ewentualnie do domu jako cenne i kosztowne materiały. Jeśli chodzi o uczniów, to tak samo: kradnąc cudzą własność na cudzej posesji musieliby przełamać strach przed zdemaskowaniem, a także swoje wewnętrzne tabu, które zakazywałoby zrobienie czegoś takiego. Nie mieliby ani sił, ani odwagi, żeby wymyślić taki scenariusz. Gdyby nawet zabrali jakimś cudem Jezusa, musieliby zabrać go owiniętego, bo nie byłoby czasu na przewijanie, pomijając fakt, że jako biedni nie mieli pieniędzy na zakupienie swoich własnych prześcieradeł.

Kamień. I płótna. I łzy Marii Magdaleny, przez co miała zamazane widzenie, więc dlatego nie od razu rozpoznała „Rabbuni”, czyli „Mój Nauczycielu”. To był ten istotny szczegół, który dziś po dwu tysiącach prawie latach, woła do nas głośno jako niemy świadek największego cudu w historii ludzkości: „Jezus zmartwychwstał, rzeczywiście zmartwychwstał”. Czasem mamy coś całe życie, albo całe stulecia podane na tacy, ale nasze oczy są na uwięzi i nie dostrzegamy subtelnych szczegółów, takich jak zwyczajny, niepozorny kamień grobowy, którym wtedy zawsze zasuwano grobowce wykute w skale.

Z naturalnych wyjaśnień, które przez wieki proponowano, z naukowych wyjaśnień, dziś już nie został kamień na kamieniu. Tymczasem największym dowodem zmartwychwstania jest nie tyle pusty grób, co znajdujące się w nim w bezładzie płótna, jakby zmartwychwstałe Ciało „przeniknęło” je, a one „opadły” będąc już puste, a drugim największym dowodem jest „otwarty grób” i kamień, którym świadkowie zastali odsunięty na bok.

CZY ZMARTWYCHWSTANIE TO NAJWIĘKSZE HISTORYCZNE WYDARZENIE W DZIEJACH LUDZKOŚCI?

Pytanie to staje się jeszcze jednym, ale największym pytaniem egzystencjalnym i nie można nikogo przymusić do wiary, ale ukazać możliwości, o jakich dziś nikomu z nas się nie śniło. Być może my czegoś nie wiedzieliśmy. I nie wiedzieliśmy, że możemy zupełnie inaczej przeżywać nasze życie, które gdy pozbawione wielkich pytań metafizycznych, staje się puste i niegodne człowieka…

Teraz już każdy musi przyjąć ten twardy dowód i próbować go obalić. Z punktu widzenia metodologii naukowej obalenie tego dowodu, a co najmniej mocnej poszlaki, należy do czytających te słowa. Na tym polega nauka – każdy, kto odtąd będzie próbował wyjaśnić naturalnie fakt pustego grobowca, będzie zmuszony odpowiedzieć na jedno niewygodne pytanie: dlaczego po zabraniu Ciała zostawiono otwarty grób? Oczekuję więc, że ktoś musi mi udowodnić jakiś błąd w tym rozumowaniu, a jeśli tak zrobi, z pokorą przyjmę każdą prawdę. Bo w tym wszystkim chodzi o całą, pełną prawdę. Która wyzwala zawsze każdego, kto jej szczerze szuka.

„PAN RZECZYWIŚCIE ZMARTWYCHWSTAŁ” – ARGUMENT Z „POWROTU Z EMAUS”

Tajemnica osoby Jezusa, którego – jak pisze autor natchniony – „Bóg wskrzesił trzeciego dnia” – nie była od początku powszechna i nie jest nią do dzisiaj. Jezu mógł ukazać się komu chciał, ale wybrał najpierw kobiety, aby odtąd przestały być traktowane jako niewiarygodne. Tak więc ateizm w zakresie negowania zmartwychwstania nie jest obecnym wynalazkiem. Ten największy cud w historii świata, który by wystarczył, aby uznać istnienie wieczności, był negowany od samego początku. Grecy wręcz wyśmiali apostoła Pawła i powiedzieli, że „posłuchają innym razem”. W kulturze platonizmu ważniejsza była dusza niż ciało, podczas gdy w tradycji żydowskiej ciało również jest bezcenne, ponieważ stanowi „świątynię Ducha Świętego”.

Historia dwóch uczniów Jezusa, zmierzających po tragicznym Wielkim Piątku pewnie do swojej wioski Emaus, świadczy o rzeczywistości, przekraczającej rozumowanie człowieka po ludzku. Podobnie jak Jezus zwlekał ze wskrzeszeniem Łazarza, aby wypróbować wiarę jego bliskich, tak po zmartwychwstaniu ukazauje się najpierw nie uczniom, lecz kobietom. W tamtych czasach w świadectwa kobiet zasadniczo nie ufano. Dopiero uczniowie, którzy mieli do pokonania 60 stadiów z Jerozolimy, czyli około 15-20 kilometrów zaczynają rozumieć, że coś się dzieje, bo jak potem powiedzą „serce w nas pałało, gdy Pisma nam wyjaśniał”. Ukazywanie się Jezusa swej matce, kobietom, a potem uczniom w świetle zdarzenia z Emaus, gdzie Chrystus odprawił drugą eucharystię wzmacnia fakt, że uczniowie musieli być zmęczeni całodzienną wędrówką, lecz mimo to „zebrali się i wrócili do Jerozolimy, dając świadectwo i mówiąc, że „Pan rzeczywiście zmartwychwstał”. Chciałbym zwrócić uwagę właśnie na ten istotny szczegół – uczniowie, którzy „poznali Go po łamaniu chleba”, a więc analogicznie, jak podczas Ostatniej Wieczerzy sprzed czterech dni – mimo zmęczenia nie zwlekali z powrotem do Jerozolimy. Chcieli od razu złożyć pozostałym uczniom świadectwo, a wtedy osobiste spotkanie było jedyną możliwością komunikacji.

Istnieje wiele ważnych wydarzeń związanych ze spotkaniami Jezusa po jego zmartwychwstaniu. Jednym z nich jest spotkanie z Tomaszem, który wątpił w zmartwychwstanie aż do momentu, gdy mógł dotknąć ran Chrystusa (J 20,24-29). Innym znaczącym momentem było spotkanie nad Jeziorem Tyberiadzkim, gdzie Jezus ukazał się uczniom i nakarmił ich rybami, a także rozmowa z Piotrem, podczas której trzykrotnie zapytał go o miłość i powierzył mu zbudowanie wspólnoty Kościoła i kierowanie nim (J 21,1-19).

Ponadto, apostoł Paweł wspomina o objawieniu się Jezusa przed pięciuset świadkami, co podkreśla ogromne znaczenie tego wydarzenia dla wczesnego Kościoła (1 Kor 15,6). Te spotkania miały kluczowe znaczenie dla umocnienia wiary uczniów i rozprzestrzeniania chrześcijaństwa.

Istnieją inne relacje o spotkaniach ze zmartwychwstałym Jezusem. Oprócz spotkań opisanych w ewangeliach, tradycja chrześcijańska i niektóre pisma wczesnochrześcijańskie wspominają o dodatkowych objawieniach. Na przykład, istnieje przekonanie, że zmartwychwstały Chrystus ukazał się swojej matce, Maryi, chociaż to wydarzenie nie jest bezpośrednio opisane w „Nowym testamencie”. Inną znaczącą relacją jest spotkanie z Marią Magdaleną, które jest szczegółowo opisane w „Ewangelii według św. Jana”. Maria Magdalena, płacząc przy grobie, spotyka zmartwychwstałego, który powierza jej misję przekazania wiadomości o swoim zmartwychwstaniu Apostołom. Dodatkowo, istnieją relacje o spotkaniach Jezusa z innymi uczniami i świadkami, które miały miejsce po jego zmartwychwstaniu. Te spotkania były kluczowe dla umocnienia wiary wczesnych chrześcijan i rozprzestrzeniania się chrześcijaństwa.

Teraz po kolei postaram się obalić poszczególne argumenty wyjaśnień „racjonalnych” i naturalistycznych.

HIPOTEZA BŁĘDNEGO GROBU

Ta hipoteza jest kłopotliwa, ponieważ według ewangelii podczas pogrzebu Jezusa trzy kobiety z jego otoczenia „przypatrywały się, gdzie Go położono”, ponieważ nie zdążyły dokończyć rytuałów pogrzebowych (namaszczenie drogimi olejami, ziołami, etc.) i planowały przyjść i uczynić to po szabacie. Musiały więc wiedzieć, który to grób, żeby potem w niedzielę, pierwszy dzień tygodnia dla judaizmu, móc dokończyć pogrzeb. Kiedy rankiem w niedzielę kobiety szły do grobu, martwiły się, kto odwali im ciężki kamień. Ponadto hipoteza ta nie zgadza się z faktem, że grób był nowy i należał do Józefa z Arymatei, który zapłacił Piłatowi za ciało Jezusa. Groby bogatych wykuwane były w skale zazwyczaj na terenie posesji, a nie poza miastem, gdzie jeden grób był obok drugiego. Na terenie ogrodu prawdopodobnie więc znajdował się tylko grób Arymatejczyka i żaden inny. Nie było więc problemu z dotarciem do niego i odnalezieniem.

HIPOTEZA HALUCYNACJI

Niektórzy sugerują, że uczniowie mogli doświadczyć halucynacji lub wizji, które interpretowali jako rzeczywiste spotkania ze zmartwychwstałym Jezusem. Również ta hipoteza jest trudna do utrzymania, bo halucynacje zazwyczaj występują u jednej osoby i mają podłoże chorobowe, zazwyczaj w chorobach psychotycznych, na przykład w schizofrenii albo po spożyciu środków halucynogennych. Prawdopodobieństwo, że – jak piszą ewangeliści – niemal pięciuset ludzi naraz widziało kogoś, kogo nie ma, jest niewielkie. Halucynacje wyglądają inaczej niż wizje mistyczne oraz normalna percepcja – są dziwaczne, zwiewne, krótkotrwałe, chaotyczne i ogólnie mało zrozumiałe. Halucynowanie osoby jest bardzo rzadkie i zdarza się w szpitalach psychiatrycznych. Żydzi, szczególnie prości ludzie, jakimi byli uczniowie Jezusa, są bardzo trzeźwo myślący, pragmatyczni, cenią wartości materialne jako znak błogosławieństwa od Boga. Na przykład trzeźwo myśląca Maria Magdalena pomyślała w pierwszej chwili, gdy zobaczyła Jezusa i pomyliła go z ogrodnikiem: „Panie, zabrano Pana z grobu i nie wiem, gdzie Go położono”. Czyli pierwszą myślą było zabranie ciała i przeniesienie go, stąd można przypuszczać, że tak praktycznie i racjonalnie myśląca kobieta nie była podatna na omamy albo halucynacje.

W historii psychiatrii zdarzały się zbiorowe histerie (na koncertach, na stadionach, etc.), zbiorowe psychozy (np. w znanym opowiadaniu Iwaszkiewicza „Matka Joanna od Aniołów), ale wyglądały zupełnie inaczej niż normalne spotkanie z realną osobą. Ponadto jako pierwsi tak naprawdę wieść o wskrzeszeniu Jezusa nie przyniosły kobiety, tylko przerażeni strażnicy strzegący grobu. Powiedzieli kapłanom starszym ludu prawdę, a oni przekupili ich pieniędzmi i zapowiedzieli, że obronią ich przed Piłatem, bo spanie na służbie było karane. Poza tym strażnicy wcale nie spali, mieli tylko tak rozpowiedzieć, aby uprawdopodobnić możliwość kradzieży ciała przez uczniów. To strażnicy pierwsi są więc mimowolnymi świadkami zmartwychwstania. Cała Jerozolima – jak mówili uczniowie idący w poniedziałek do Emaus – w ten weekend rozprawiała tylko o śmierci i powstaniu Jezusa. Trudno przypuścić, żeby halucynacje dotknęły całe miasto, a jednocześnie nie było wiele sytuacji zbiorowych, kiedy mogłyby mieć miejsce omamy, poza wieczernikiem, gdzie wystraszeni uczniowie ukryli się przed Żydami. Trudno przypuścić, że wszyscy mieli omamy, szczególnie, że nie wszyscy uwierzyli i po tygodniu Jezus znów przyszedł do wieczernika, aby ukazać się sceptycznemu i krytycznemu Tomaszowi. Dziś chyba każdy i każda z nas ma więcej z Tomasza niż Piotra i Pawła. Ale może tylko chwilowo.

HIPOTEZA SYMBOLICZNEGO GROBU

Ta teoria zakłada, że opowieści o pustym grobie mogły być metaforą lub symbolem mającym na celu przekazanie duchowego znaczenia zmartwychwstania, a nie dosłownego zdarzenia. Również tę koncepcję można poddać krytycznej analizie. Pierwsze spisane cztery kanoniczne ewangelie synoptyczne i najpóźniej „Ewangelia według świętego Jana” powstały co prawda najwcześniej w połowie I w. n.e., ale wcześniej prawdopodobnie istniała tak zwana „proto-ewangelia”, czyli kanwa, z który korzystali przy pisaniu ewangelii autorzy natchnieni. Najpierw wieść o powrocie Jezusa do życia przekazywano tylko ustnie, potem listownie – „Listy apostolskie” są wcześniejsze niż „Ewangelia Marka” i zawierają kompletną chrystologię, głównie tworzoną na skutek nagłego nawrócenia Szawła z Tarsu, który w drodze do Damaszku, gdzie miał sądzić i zabijać doznać miał chrystofanii i po spotkaniu ze zmartwychwstałym całkowicie się nawrócić, a potem umrzeć śmiercią męczeńską. Dla uczniów i niektórych Żydów, którzy uwierzyli powstanie z martwych było czymś namacalnym, realnym, fizycznym wskrzeszeniem ciała, które „jest świątynią Ducha Świętego”. W Credo nicejskim wierni wyznają co niedzielę, że Duch Święty jest „Panem i Ożywicielem” i to On mógł wskrzesić Jezusa z martwych, tak jak wcześniej jego mocą Chrystus wskrzeszał zmarłych. Zmartwychwstanie początkowo traktowano dosłownie zgodnie z rozwojem świadomości ludzkiej od konkretów do abstrakcji i myślenia symbolicznego. Dlatego hipoteza o „symbolicznym” zmartwychwstaniu wydaje się nie tłumaczyć wszystkiego. Oczywiście, miało ono także wymiar głęboko metaforyczny i duchowy jako zwycięstwo nad grzechem, złem, piekłem i śmiercią, ale to nie wyczerpuje podstawowego faktu, że Jezus ukazawszy się „pokazał im ręce i nogi” i mówił, że „duch nie ma ciała i kości, jak widzicie, że Ja mam”, potem Jezus spożywał przy uczniach rybę, musiał mieć więc również oprócz duchowego także ciało fizyczne, cudownie podnoszące upadłą naturę ludzką.

WNIOSKI

Moim zdaniem da się udowodnić, że wskrzeszenie Jezusa z martwych spełnia kryteria metodologiczne, jakie zazwyczaj historycy przykładają do niepewnych zdarzeń z przeszłości, szczególnie dalekiej. Według logiki klasycznej i zasady „wyłączonego środka” nie można być jednocześnie żywym i martwym. Oprócz tego, że Jezus był Bogiem, miał też dosłownie życie biologiczne. Ewangelie mówią, że „został poczęty”, tak jak każdy człowiek na Ziemi. Dalej mówią o jego rozwoju, nauce (pozostanie w Świątyni, określane jako „odnalezienie”) i pracy fizycznej w warsztacie swego ojca, Józefa. Jezus jadł, pił, spał tak jak każdy człowiek. Do tego stopnia był „normalny”, że pobożni Żydzi gorszyli się, że „chodzi do grzeszników i jada z nimi”. Jezus oddychał tym samym powietrzem, co my i zmarł przez uduszenie i wykrwawienie. Był wcześniej torturowany, co obala teorię możliwej ucieczki do Tybetu czy Francji. Fakt, że Jezus w ogóle nie nauczał prawie o małżeństwie i dzieciach można wytłumaczyć tym, że jako nieżonaty nie chciał wypowiadać się o rzeczywistości, której sam nie doświadczał.

Naszym zadaniem było wyczerpanie wszystkich wyjaśnień naturalnych, mieszczących się w obrębie naszego wspólnego świata. Pozostaje zatem dopuścić myśl, że zmartwychwstanie miało miejsce i nie zmusza nikogo do wiary, nie jest – wbrew krytykom klasycznej teorii prawdy i zachodniej metafizyki – opresyjne. Zgodnie z klasyczną logiką i zasadą wyłączonego środka nie można być jednocześnie żywym i martwym. To podkreśla unikalność zmartwychwstania, które wykracza poza zwykłe doświadczenie ludzkie i wymyka się codziennym kategoriom zdroworozsądkowym.

Autorstwo: Rafał Sulikowski

Źródło: WolneMedia.net

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

  Czy Żydzi naprawdę rządzą światem? To pytanie rozgrzewa zawsze do czerwoności, uaktywniając szczególnie zaciekłych antysemitów, jak i zaja...